Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#71 2018-05-04 22:52:27

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 66.0.3359.139

Odp: The Letter

dekade.regular.png

         Posłałem Light szeroki uśmiech po czym chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Dziewczyna wydała zdziwiony okrzyk, na który oczywiście nie zważałem. Delikatnie pocałowałem ją w usta. Dwa tygodnie wolnego…Tak, zdawałem sobie sprawę z tego, że mieliśmy teraz ogromny problem na głowie, z tym, że w tej chwili byłem tak bardzo skupiony na tym co działo się pomiędzy mną, a Light. Świadomość tego, że groziło nam śmiertelne niebezpieczeństwo została dziwnie przygaszona. Zdawać by się mogło, że stworzyliśmy swój mały, prywatny świat, za którym zostawiliśmy wszystkie problemy. Westchnąłem gładząc Light po włosach. Cóż, musieliśmy się ze wszystkim uporać, by potem móc zajmować się wyłącznie sobą. Dlaczego jednak czułem taki niepokój? Nie chciałem wypowiadać tych słów na głos, ale bałem się, że nie wyjdziemy z tego żywi.
- Słyszałaś najnowsze wieści? - spytałem chcąc na moment zapomnieć o myślach, które zaburzały ten idealny moment – Moja dziewczyna wprowadza się do mnie na dwa tygodnie, dostała urlop, a ja chcę mieć ją przy sobie.
- Wprowadza?! - spytała zaskoczona. Energicznie pokiwałem głową.
- Ehe, moja dziewczyna będzie ze mną mieszkać. Tak będzie mi łatwiej zaciągnąć ją do łóżka – ostatnie zdanie wyszeptałem do jej ucha.
- A jak nie będzie chciała? - zdawać by się mogło, że z trudem powstrzymywała się od uśmiechu.
- Oh, gdyby nie chciała uprawiać ze mną sexu w łóżku, mógłbym po prostu wziąć ją na kanapie – powoli sunąłem dłońmi po jej udach.
- A jeśli by odsunęła twoją rękę? - odepchnęła moją dłoń, a na jej ustach zagościł uwodzicielski uśmiech. Oho, czyżby chciała mnie sprawdzić? Przyłożyłem wargi do jej szyi i zacząłem ją całować , powoli schodząc niżej. Nie protestowała, gdy ściągnąłem z niej koszulkę, nie zrobiła też tego, gdy moje usta coraz bardziej i bardziej zjeżdżały w dół…
   Wszystko potoczyło się po mojej myśli.




- Gotowa, Światełko? - Light z szerokim uśmiechem pokiwała głową. Tak, zdecydowanie dużo się dzisiaj uśmiechaliśmy. Po nieziemskiej nocy, spędziliśmy naprawdę cudowny poranek i popołudnie. Jej towarzystwo było dla mnie niczym kąpiel w płynnym szczęściu. Nie potrzebowałem dosłownie niczego, była przy mnie i to wystarczało mi, by czuć radość. Wyszliśmy z mieszkania, nim Light zaczęła iść po schodach, złapałem ją za rękę, przyciągnąłem do siebie i namiętnie pocałowałem. Odsunąłem się od niej, jednak patrzyłem jej głęboko w oczy.
- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że tu jesteś… ze mną – pogładziłem ją po policzku i nie mogłem się powstrzymać przed kolejnym pocałunkiem – Rany, istnieje na ciebie jakieś lekarstwo? Chyba się uzależniłem – zebrałem siłę, by przestać się na nią patrzeć, delikatnie chwyciłem jej dłoń i zaczęliśmy schodzić na dół – Musimy to szybko załatwić, chciałbym wrócić do mnie i znów robić te wszystkie fajowskie rzeczy – zaśmiałem się myśląc o tym jak dziecinnie brzmiało słowo „fajowskie” oraz o tym, że przy Light kompletnie nie musiałem przejmować się takimi pierdołami. Wsiedliśmy na motor i udaliśmy się  drogę do jej mieszkania. Z początku jazda na tym pojeździe wydawała mi się być całkiem ciekawa, teraz jednak zaczynałem już tęsknić za swoim samochodem. Nie mogłem się doczekać, gdy w końcu będę mógł do niego wrócić.
  Dotarcie na miejsce nie zajęło nam wiele czasu. Napotkaliśmy jednak pewien problem, a tym problemem była różowo włosa dziewczyna stojąca przy drzwiach od mieszkania Light. Becca musiała usłyszeć motor i postanowiła się na nas zaczaić. Cóż, sam nie byłem pewien czy chciałem tej konfrontacji. Kobieta skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła na nas morderczym spojrzeniem. Zdawało mi się, że czułem stres, jaki ogarnął Light. Ścisnąłem jej dłoń, chcąc jakoś dodać jej otuchy. W końcu doskonale wiedziałem, że pomiędzy nami nie było dobrze.
- Dzwoniłam do ciebie miliony razy! - krzyknęła Becca i oskarżycielko wycelowała palcem w Light, która niemalże się wzdrygnęła – Do ciebie zresztą też! - zwróciła się do mnie, na co wywróciłem oczami. Nie mogłem się powstrzymać, po prostu nienawidziłem, gdy Rebecca wpadała w ten stan. Jakby zdawało jej się, że miała nam nami jakąś władzę i mogła się na nas tak po prostu wydzierać.
- Nie widzę potrzeby żebyś podnosiła głos – powiedziałem szorstko – Słuchajcie dziewczyny… nie mam kurwa pojęcia co zaszło między wami, ale po pierwsze! Becca, nie masz pierdolonego prawa krzyczeć na nas, a ja nie mam obowiązku odbierania od ciebie telefonów za każdym razem, kiedy kurwa zadzwonisz! - podniosłem głos, ale byłem naprawdę wściekły. Znałem ją tyle lat i nigdy nie mogłem znieść tego, jak apodyktyczna była – Byłem… byliśmy zajęci, ja i Light – Rebbeca ze zmieszaniem spuściła wzrok. Zdawało mi się, że zaczęła zbierać fakty do kupy. Westchnąłem ze zrezygnowaniem. Light trzymała w drugiej ręce klucze od domu, delikatnie je od niej zabrałem.
- Nie mam ochoty się w to wszystko mieszać. Pogadajcie sobie – odwróciłem się do Light – Wezmę twoje rzeczy, nie przejmuj się – szybko ją pocałowałem, cóż, może chciałem dać Becce do zrozumienia, że sporo się zmieniło. Wszedłem do mieszkania Light i zostawiłem dziewczyny same.
- O kurwa… - wydukałem, gdy zobaczyłem w jakim stanie był jej pokój… Miejsce wyglądało, jakby ktoś się tu włamał, wiedziałem, jednak, że nie było to sprawką rabusia. Ubrania wyrzucone z szafy, przewrócone krzesło, rozbite talerze… Jakby ktoś wpadł w szał i próbował wyładować emocje. Najbardziej przerażające były jednak krwawe napisy na ścianach. „Nie mogłam cię znaleźć”… Patrzyłem na nie z mieszaniną lęku i niedowierzania. Nie, Light nie mogła tego zobaczyć… Dusząc w sobie strach, zacząłem działać. Wyciągnąłem z szafy dużą podróżną torbę i zacząłem wrzucać do niej ubrania. Pragnąłem jak najszybciej stamtąd wyjść. Zabrałem kosmetyki z toaletki i łazienki. Oczywiście tam też znalazłem napisy… „Pomożesz mi?”.
- Kurwa… - mruknąłem jeszcze raz. Zgarnąłem jeszcze rzeczy, które zdawały mi się być potrzebne, laptop, notatniki i jakieś zeszyty, których używała Light. Praktycznie wybiegłem z mieszkania, czując, że potrzebowałem powietrza. Trzęsącą się ręką zamknąłem drzwi i schowałem klucze do kieszeni, tak by Light przypadkiem ich nie dostała i nie wpadła na pomysł wejścia do swojego domu.
- No… - powiedziałem odwracając się do dziewczyn. Obydwie spojrzały na mnie tak, jakby zauważyły w jakim byłem stanie – W sumie to musimy jechać na spotkanie z profesorem… Becca, zadzwonię do ciebie później, musimy pogadać, ale póki co jestem trochę zdenerwowany… - Podszedłem do Light, chwyciłem ją za rękę i praktycznie zaciągnąłem na motor – Jedziemy do kawiarni na spotkanie z profesorem, bo się spóźnimy… Tak… - praktycznie cały się trzęsłem. Cholera, nie wiedziałem, że coś mogło mnie aż tak przerazić.

Offline

#72 2018-05-05 18:51:20

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 66.0.3359.139

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Nie chciałam zostawać sam na sam z Beccą. Przyjaźniłyśmy się od dwóch lat i znałam tę kobietę. Ona brała wszystko, czego chciała, a w tym momencie chciała Ashtona. Detektyw nawet nie miał pojęcia do jak nierealnej rzeczy próbował nas zmusić. Obawiałam się konsekwencji, które miały się za tym wszystkim ciągnąć. Już nie łączyły nas tak bliskie więzi, jakich spodziewał się Frey i nie wiedziałam, jak miałabym mu o tym powiedzieć. Przecież jemu cholernie zależało na naszej przyjaźni i poznanie prawdy by go zraniło. Co ja miałam zrobić w takiej sytuacji?
      - Dlaczego zrobiłaś mi coś takiego? – Becca pierwsza się odezwała w taki sposób, że nawet nie łudziłam się o rozwiązanie naszego konfliktu. Ona nawet nie chciała go rozwiązywać, jakby ostatnie dwa lata były tylko zwykłą grą, jakby ani jedna z tych przyjemnych chwil nie była prawdziwa.
      - Słucham? – Zapytałam, unosząc brew ku górze. Spokój i ulga, które pojawiły się w momencie, w którym Ashton tak otwarcie jej pokazał, że był ze mną w związku, zniknęły. Dziewczyna wyglądała, jakby nie miała zamiaru odpuszczać, a wiedziałam, że była cholernie uparta.
      - Wiedziałaś, że interesuje mnie Ashton, a i tak mi go zabrałaś. – Jej ton był ostry jak brzytwa. Wzdrygnęłam się, bo miałam bardzo złe przeczucia dotyczące jej zachowania.
      - Nikogo nikomu nie zabrałam. Ashton sam decyduje o tym z kim chce być, nikt nie musi go do niczego zmuszać. – Spojrzałam na nią gniewnie. Ona nie była mi dłużna i można było wyczuć wznoszące się pomiędzy nami ciśnienie. Patrzyłyśmy sobie nawzajem w oczy i żadna nie planowała odwracać wzroku.
      - Myślisz, że czymkolwiek różnisz się od jego poprzednich dziewczyn? – Wysyczała to, a ja, chociaż do tej pory byłam pewna, że nie sypiał z kim popadnie, zaczęłam mieć wątpliwości.
      - Tak, różnię się. – Zmrużyłam oczy, bo wiedząc, że w liceum należał do zespołu muzycznego mogłam się domyślić, jakim typem osoby był. Jednak byłam pewna, że już taki nie był.
      - Nie rozśmieszaj mnie. – Różowowłosa parsknęła śmiechem, ale potem spojrzała na mnie wyzywająco. – Udowodnię ci, że mam rację.
      - Nie odważysz się. – Zrobiłam krok w jej stronę gotowa się na nią rzucić, ale właśnie wtedy mężczyzna wyszedł z mojego mieszkania pospiesznym krokiem. W ręku trzymał moją torbę, która na pewno nie zawierała wszystkich moich rzeczy. Jeśli faktycznie miałam się do niego wprowadzić, jeszcze niejeden raz tutaj zajrzymy. A jeśli już o tym mowa? – Spakowałeś wszystko czego potrzebuję? Szczoteczkę do zębów również? – Umyślnie spojrzałam na Beccę, widząc jak wściekła marszczy brwi. Doskonale zrozumiała, co jej tym zakomunikowałam. Nim, jednak, otrzymałam odpowiedź detektywa zauważyłam przerażenie w jego oczach i mimowolnie się zatrzymałam. – Co takiego zobaczyłeś? – Zapytałam niepewna czy faktycznie chciałam znać odpowiedź na to pytanie.
      - Dlaczego uważasz, że coś zobaczyłem? – Westchnęłam zrezygnowana i zmusiłam go, żeby na mnie spojrzał.
      - Ashton. – Położyłam dłoń na jego policzku i spojrzałam mu głęboko w oczy, drugą kładąc na drugim. – Twoja codzienność to podążanie śladem przestępców i to cię nie rusza. Teraz wyszedłeś z mojego mieszkania cały roztrzęsiony. Ślepa nie jestem. – Nie dawał za wygraną. Pokręcił głową, jakby wyraźnie chciał uniknąć tematu. To nigdy nie działało tak jak powinno.
      - Po prostu już jedźmy, Light... – Zwinnie zabrałam mu kluczyki do mieszkania i się odsunęłam.
      - Jak nie chcesz powiedzieć, to sama się przekonam. – Odwróciłam się w kierunku drzwi. Nie zaszłam daleko. Mężczyzna mi na to nie pozwolił. Złapał mnie w talii i zaniósł z powrotem w stronę motoru.
      - Możesz mi zaufać? – To było nieuczciwe, że zadawał takie pytanie, bo wiedział, że w takiej sytuacji go posłucham. Westchnęłam więc zrezygnowana i kiwnęłam głową.
      - Gdzie włożymy torbę? – Zapytałam, stając na nogach przy ścigaczu.

Offline

#73 2018-05-17 21:55:56

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 66.0.3359.139

Odp: The Letter

dekade.regular.png

            Poczułem ulgę, gdy Light jednak odpuściła. Wiedziałem jak uparta była i w zasadzie zdziwiło mnie to, że nie naciskała. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie zagrałem fair. Powinienem jej powiedzieć, ukrywałem przed nią coś naprawdę dużego. Czy mogłem jednak postąpić inaczej? Tak cholernie nie chciałem by się martwiła, znałem ją, ten widok nie dałby jej spokoju. Może i zatajałem prawdę dla jej dobra, nie dawała mi jednak spokoju myśl o tym, że przecież miałem jej już nie okłamywać. Poczucie winy powoli rozchodziło się w głębi mojego umysły. Westchnąłem ze zrezygnowaniem. Sam wolałbym, żeby powiedziała mi, gdyby znalazła coś podobnego w moim mieszkaniu.
- Light… - zacząłem niepewnie, jednak jedno spojrzenie w jej naznaczone zmartwieniem oczy wystarczyło, bym zrezygnował z przyznania jej się, do tego co zobaczyłem. Po prostu przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem z taką czułością, jakbym robił to po raz ostatni. Wiedziałem, że musiała to wyczuć – Nie dałbym rady, gdyby cokolwiek ci się stało, wiesz? - pogładziłem jej policzek i posłałem jej delikatny uśmiech. W końcu jak miałbym się nie uśmiechać, gdy miałem ją przy sobie?
- Torba… - powiedziałem tak, jakbym dopiero co przypomniał sobie o tym, że mieliśmy zawieźć jej rzeczy do mojego mieszkania – Po prostu przymocujemy ją tutaj… - wziąłem torbę z jej rąk i zabezpieczyłem ją na tyle motoru. Spojrzałem w górę na wejście do kamienicy. Becca nadal stała przy schodach i nie spuszczała z nas wzroku. Poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku.
- Będę musiał z nią porozmawiać… - powiedziałem bardziej do siebie. Znaliśmy się z Rebeccą od tylu lat, praktycznie dorastaliśmy razem. Dlaczego nagle nasza relacja zawisła na włosku? Dotąd byłem przekonany, że przyjaźń między nami była silna, nie do zdarcia. Nawet nie wiedziałem co spowodowało ten konflikt. Nie mogłem ukryć smutku, gdy odwracałem wzrok.
- Jedźmy już – powiedziałem do Light, która wsiadła ze mną na motor. Całą drogę do mojego mieszkania myślałem o Becce. Ona też była wplątana w tę popieprzoną sytuację z duchem, zaczynałem się o nią martwić. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się jej stało. Nawet jeśli wielokrotnie miałem dość jej zachowania, to była moją przyjaciółką, wiele razem przeszliśmy. Może nie powinienem tak po prostu odjeżdżać z Light? W tej chwili w mojej głowie działo się zdecydowanie zbyt dużo. Dojechaliśmy na miejsce, ściągnąłem kask i odwróciłem się do Light, próbując nie pokazać po sobie jak zdezorientowany i zmartwiony byłem.
- Zostawimy rzeczy i pojedziemy na spotkanie z profesorem, dobrze? - westchnąłem przerzucając sobie torbę przez ramię – Kurwa, w ogóle nie mam na to ochoty – delikatnie ująłem ją za rękę i poprowadziłem w stronę mieszkania. Pomyśleć, że ten gest był dla mnie tak naturalny. Jakbyśmy byli razem od lat… - Wolałbym, żeby to wszystko się nie działo. Nie mogę uwierzyć, że właśnie jedziemy spotkać się z profesorem, żeby porozmawiać o pierdolonych zjawiskach paranormalnych… - mruknąłem pod nosem.
- Myśl o tym, ze idziemy razem... - poczułem jak jej palce mocniej zaciskają się na moich. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Jesteś po prostu niesamowita, wiesz? - nie dałem jej szansy na odpowiedź, bo nim zdążyła chociażby otworzyć usta, pociągnąłem ją na klatkę schodową, popchnąłem na ścianę i pocałowałem, tak by zrozumiała jak niesamowicie ją uwielbiałem.
- No dobra kochanie… - odsunąłem się od niej z przyśpieszonym oddechem – Mamy przed sobą całą noc, ale teraz musimy już jechać, wolałbym się nie spóźnić.


   Profesor już siedział przy stoliku, gdy dotarliśmy do kawiarni. Lubiłem tu przychodzić, podobał mi się spokojny, starodawny klimat, jednak dzisiaj czułem się odrobinę nie spokojnie. Z pewnością miało to związek z treścią rozmowy, jaką miałem za moment przeprowadzić. Posłałem Light delikatny uśmiech i poprowadziłem ją w stronę siedzącego przy kominku mężczyzny. Z powodzeniem mógłby odgrywać rolę świętego Mikołaja. Z tym swoim brzuszkiem, śnieżnobiałą brodą oraz dobrocią dosłownie wymalowaną na twarzy.
- Dzień dobry panie profesorze – powiedziałem siadając naprzeciw mężczyzny.
- Ashton Frey! - uśmiechnąłem się słysząc jego radosny głos – Od dawna nie jestem już twoim profesorem, czy kiedykolwiek przekonasz się do tego, by mówić mi po prostu Andrew?
- Raczej nie, panie profesorze – staruszek zaśmiał się, nie kryjąc rozbawienia.
- Ty i te twoje złośliwości. A kim jest ta urocza dziewczyna? - spojrzał na Light z zaciekawieniem.
- Tak właściwie… to moja urocza dziewczyna – nie mogłem uwierzyć, że w końcu wypowiedziałem przy kimś te słowa. Jednak nie po to tu przyjechałem.
- A niech mnie! Ashton Frey ma dziewczynę? Musisz być naprawdę wyjątkowa, skoro usidliłaś tego chłopaka… Gdybyś widziała go na studiach… Byłem przekonany, że całe życie będzie sam, kobiety nigdy nie były mu w głowie – westchnąłem ze zniecierpliwieniem. Naprawdę nie chciałem teraz wspominać czasów swoich studiów. Coś jednak mówiło mi, że Light chętnie pociągnęłaby ten temat i dowiedziała się więcej o tym, jaką osobą kiedyś byłem.
- Tak naprawdę to… chcieliśmy porozmawiać o czymś konkretnym – zacząłem delikatnie.
- Domyśliłem się, Ashton. Widzę, że od razu chcesz przejść do konkretów – na moment zamilkłem, nie byłem pewien jak w ogóle zacząć temat.
- Może lepiej jeśli Light… - wydukałem nagle tracąc całą pewność siebie.

Ostatnio edytowany przez Lavender (2018-05-17 21:56:35)

Offline

#74 2018-05-27 21:19:04

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 66.0.3359.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Czułam i widziałam, że coś było nie w porządku, ale wiedziałam, że skoro Ashton o tym nie wspominał, to musiał mieć powód. Nie było mi dobrze z tym, że coś przede mną ukrywał, ale przecież nie mogłam na siłę wyciągać z niego rzeczy, które z jakiegoś powodu chciał zachować dla siebie. Niepokoiło mnie jego zachowanie, ale nic nie mogłam zrobić, więc po prostu zdusiłam w sobie ciekawość. Miałam zamiar wrócić do tego tematu, ale wtedy, kiedy nie będzie się tego spodziewać i automatycznie odpowie. To zawsze gwarantuje prawdę, nawet jeśli byłaby bolesna.
      Cisza, która pomiędzy nami trwała, przerywana jedynie dźwiękiem silnika zepchnęła moje myśli na inne tory. Rebacca. Czułam się naprawdę okropnie z tym, czego się dowiedziała. Frey nie miał pojęcia, że jej na nim zależało. Zakładał, że chodziło jedynie o przyjaźń, a raczej jej zaniedbanie w ostatnim czasie. Tymczasem chodziło o coś zupełnie innego. Ona go kochała. Chciała być na moim miejscu, a ja w jakiś sposób ją zawiodłam. Zraniła mnie. Próbowała doprowadzić do waśni pomiędzy mną, a detektywem, ale czy ja nie robiłam dokładnie tego samego? Ignorowałam ją, chociaż próbowała porozmawiać. Ignorowałam do tego stopnia, że zmieniło się to w zawiść. Ona również wiedziała, że ten mężczyzna mi się podobał, ale nawet z taką wiedzą udało nam się być przyjaciółkami. Teraz to się zmieniło i nie rozumiałam dlaczego. Prześladował nas duch, ale co to miało do rzeczy?
      Westchnęłam zrezygnowana i przymknęłam oczy, mocniej obejmując kierowcę. Byłam zmęczona, ale szybko na to wpłynął swoimi pocałunkami. Od razu przypomniałam sobie to, co wyprawialiśmy w nocy i zapragnęłam w tej chwili ponownie tego doświadczyć, ale przerwał. Po zostawieniu torby w jego mieszkaniu znowu usiedliśmy na motorze i tym razem pojechaliśmy prosto do profesora. Ashton zawsze był pewny siebie, dlatego dziwiło mnie jego zachowanie, kiedy weszliśmy do środka. Wyglądał trochę jak dziecko, które pierwszy raz wchodzi do lekarza, na którego od razu negatywnie się nastawiło. Był zdezorientowany, niepewny… Bał się, że zostanie uznany za idiotę, kiedy przyzna się do wiary w duchy? Oboje musielibyśmy być wtedy stuknięci…
      - Nazywam się Delight Price i bardzo miło mi pana poznać – podeszłam do mężczyzny i wyciągnęłam rękę w jego stronę Automatycznie się podniósł i z ciepłym uścisnął moją dłoń. Rozluźniło mnie to trochę, więc się niepewnie uśmiechnęłam. – Przyszliśmy do pana, ponieważ podejrzewamy, że prześladuje nas duch, ale ciężko nam w to uwierzyć… - Tak naprawdę ja byłam pewna, że jakiś potwór siedział nam na ogonie, ale chciałam dodać trochę pewności siebie swojemu towarzyszowi. On doskonale wiedział, że kłamałam jak  nut i podejrzewałam, że profesor również. Nie był głupi.
    - Ciebie również moja droga. – Uśmiechnął się tak ciepło, że chociaż byłam zestresowana ostatnimi wydarzenia i wykończona nocą, rozluźniłam się. Poczułam się tak, jakby jakiś ciężar spadł z moich barków. – Proszę, usiądźcie. – Zajęłam wskazane miejsce i spojrzałam na Ashtona, który nie był w stanie nic z siebie wykrztusić. Nie rozumiałam tego. Ja się czułam świetnie. Mogłabym powiedzieć mu wszystko, co mnie dręczyło, wyrzucić to z siebie. To było naprawdę niesamowite. Ten człowiek działał na mnie kojąco, dlatego nie było dla mnie problemem powiedzenie mu wszystkiego, co wskazywało na prześladowanie przez ducha. Nie znałam historii tego domu, więc tę część musiałam pominąć, ale nawet bez tego czułam, że wystarczająco zobrazowałam tę sytuację. Co więcej mogłam powiedzieć?

Offline

#75 2018-05-29 19:37:47

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 66.0.3359.181

Odp: The Letter

dekade.regular.png

              Nie rozumiałem dlaczego czułem się tak zestresowany. Wbiłem wzrok w kubek z kawą stojący przed profesorem, prawie tak jakbym za bardzo wstydził się spojrzeć mu w oczy. Usilnie ignorowałem to, że czułem, iż co jakiś czas mężczyzna mi się przygląda. Potarłem czoło dłonią wydając z siebie ciche westchnienie, na które nikt nie zwrócił uwagi. Light mówiła pewnie i sensownie, co w jakiś sposób dodawało mi otuchy. Na dobrą sprawę pierwszy raz byłem w sytuacji, w której to ona przejmowała kontrolę. Czułem się z tym nieco dziwnie. Chyba za nazbyt odpowiadała mi rola tego silnego faceta, na którym zawsze można było polegać. Nawet jeśli zdawałem sobie sprawę z tego, że moje odczucia ocierały się o głupotę, to miałem wrażenie, jakby moje ego właśnie zostało urażone.
         Podniosłem wzrok napotykając ciepły uśmiech profesora. Mężczyzna zdawał się wyczuwać o czym myślałem. Czy tego chciałem czy nie, dobrze mnie znał. Sam nie wiedziałem jak doszło do tego, że nasza relacja stała się tak bliska. Ten człowiek zawsze był dla mnie autorytetem, budził we mnie nieziemskie pokłady szacunku. Nie byłem do końca pewien, dlaczego on obdarzył mnie taką sympatią. Zdawało mi się, że przypominałem mu jego samego, jego czasy młodości.
- Widzę, że twoja dziewczyna potrafi przejąć stery, gdy zachodzi taka potrzeba – uśmiechnąłem się czując w jego słowach lekki przytyk. Tak, z pewnością ta sytuacja musiała go bawić. W końcu pamiętał mnie jako tego zbuntowanego chłopaka, który zawsze grał pierwszoplanową rolę i nigdy nie oddałby drugiej osobie kontroli. Zerknąłem na Light z podziwem.
- Potrafi naprawdę wiele… - powiedziałem cicho.
- Zafundowałeś mi dzisiaj wiele wrażeń, Ashton – mężczyzna zaśmiał się kręcąc przy tym głową – Nie dość, że najwidoczniej zacząłeś brać pod uwagę istnienie zjawisk nadprzyrodzonych, to jesteś po uszy zakochany. Nie wiem co dziwi mnie bardziej – poczułem się odrobinę zawstydzony. Jasne, że wiedziałem co działo się pomiędzy mną, a Light, wiedziałem też co do niej czułem, jednak takie słowa jak „zakochanie” czy „miłość” jeszcze nie zostało wypowiedziane na głos. To dziwne i dość niepokojące, jak oddziaływać mogły na mnie zwykłe wyrazy.
- Jeżeli chodzi o posiadłość Emergadle… - profesor ściągnął okulary i przetarł je ściereczką, którą trzymał w kieszeni. Ten nawyk najwidoczniej nadal był w nim żywy. Robił tak zawsze, gdy miał zamiar dłużej wypowiadać się na jakiś temat – To dziewiętnastowieczna posiadłość, która przez lata była własnością wpływowej rodziny. Państwo Emergadle byli znani jako dobrzy, serdeczni ludzie, którzy chętnie udzielali pomocy biedniejszym mieszkańcom. Nie można jednak było powiedzieć tego samego o ich córce, Charlotte.
- Charlotte Emergadle – powiedziałem cicho, przypominając sobie wykłady z historii lokalnej – Nie pamiętam, by ktokolwiek mówił, że było z nią coś nie tak…
- Wiesz, w twoim obowiązku nie leżało zgłębianie wiedzy o Emergadle Masion, a w istocie historia tego miejsca jest dość… mroczna – spojrzałem na Light, która zdawała się być nieco przestraszona. Odrobinę pewniej ścisnąłem jej dłoń.
- Mroczna? - spytała drżącym głosem.
- Charlotte już jako dziecko była znana ze swojego okrucieństwa. Istnieją zapiski, które podają, że znęcała się nad zwierzętami mając zaledwie sześć lat. Unieruchamiała je i robiła prawdziwe okropieństwa… odcinała im kończyny, wycinała wnętrzności i wpatrywała się jak konają… Sześcioletnia dziewczynka, wyglądająca jak aniołek… - nie ukrywałem, że to wyobrażenie nawet mi wydawało się dość przerażające – Była okropna dla służby, ludzie się jej bali… Kiedyś wbiła pewnej służącej nóż w oko, bo herbata, którą przyniosła była za zimna… Przepraszam – zreflektował się profesor widząc minę Light – Nie miałem zamiaru zadręczać was makabrycznymi opowiastkami.
- Sugeruje pan, że do jej duch może nawiedzać to miejsce? - spytałem. Mężczyzna pokręcił głową.
- To nieco trudniejsze, by ludzka dusza przywiązała się do jakiegoś miejsca. To, że ktoś był złą osobą za życia, wcale nie znaczy, że po śmierci zamieni się w mściwego ducha. Przypuszczam jednak… wybacz mi moja droga, najwidoczniej będę zmuszony opowiedzieć jeszcze jedną nieprzyjemną historię. Charlotte zaręczyła się mając szesnaście lat. Wybrankiem został jej kuzyn, Edward. Wtedy też do posiadłości przybyła młoda dziewczyna z Japonii. Miała pracować jako jej służąca. Nie znalazłem żadnych zapisków na temat tego, jak wyglądało jej życie u boku Charlotte, wiem jednak jak zginęła. Charlotte rozkazała spalić biedaczkę na stosie, oskarżyła ją o czarną magię, gdy Edward zginął. Umarł od obrażeń, został brutalnie pobity, jednak nikt wtedy nie przeprowadzał tak szczegółowych sekcji zwłok, a gdy Charlotte wydała rozkaz, ludzie jej się nie sprzeciwiali. Kobieta spłonęła, a jeśli chodzi o Charlotte… Podania mówią, że popadła w obłęd. Ciągle się czegoś bała, powtarzała, że ktoś ją prześladuje, w nocy z jej pokoju często dobiegały krzyki. Pewnego ranka znaleziono ją martwą w pokoju i stwierdzono samobójstwo – poczułem jak ciarki przebiegają po moim ciele.
- Jej służąca… - powiedziałem cicho. Profesor westchnął.
- Nawet najbardziej czysta dusza, po śmierci może przeistoczyć się w mściwego ducha, jeżeli za życia spotkały ją takie krzywdy. Przykro mi to mówić, ale wydaje mi się, że zadarliście z czymś naprawdę poważnym. O ile temat ten jest interesujący, to sam wolałbym trzymać się od tego z daleka… - mężczyzna westchnął – Czym jednak byłoby życie bez podejmowania ryzyka – powiedział, a ja miałem wrażenie, że dostrzegłem jakiś błysk w jego oczach, jakby krzyk nadal tlącej się w nim młodości – Poszukam więcej zapisków, zwłaszcza na temat tej służącej. Dusza musi zaznać ukojenia, inaczej klątwa nie zostanie złamana. Sami widzicie, że coś w niej szuka pomocy. Przede wszystkim musicie zadbać teraz o swoje bezpieczeństwo. Rozsypcie sól w domu, najlepiej na parapetach, to przynajmniej zapewni wam odrobinę spokoju. Nie rób takiej miny, Ashton. Jesteś świetnym detektywem, masz po prostu kolejną zagadkę do rozwiązania.
- Zagadkę do rozwiązania? - prychnąłem – Mam polować na jakiegoś popierdolonego ducha… - szybko się zreflektowałem – Przepraszam – powiedziałem. Profesor się zaśmiał.
- Widzę, że nadal tkwi w tobie buntownik… Gdybyś widziała go na niektórych zajęciach… Dziwię się, że nieco bardziej surowi wykładowcy nie zażądali, by wyrzucono go z uczelni – uśmiechnąłem się pod nosem – Kiedyś będę musiał ci opowiedzieć kilka historii, moja droga. Zwłaszcza, że przydałaby ci się poprawa humoru, wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha – zaśmiałem się słysząc ten jakże pasujący do sytuacji dowcip. Uwielbiałem poczucie humoru profesora. Byłem też pewien, że Light chętnie posłuchałaby historii o mojej przeszłości.
- Wiem, że może wam się wydawać, że jesteście skreśleni, ale to wbrew pozorom nie jest sytuacja bez wyjścia. Na świecie istnieją ludzie, którzy żyją walcząc z takimi zjawiskami. Musicie po prostu zrozumieć, że świat jest nieco bardziej skomplikowany, niż mogło wam się do tej pory wydawać. Istnieje coś więcej, niż tylko miejsce, z którym żyjemy, a po śmierci nasza droga wcale się nie kończy – powoli pokiwałem głową próbując przyswoić to co mówił mężczyzna.
- Przepraszam… - powiedziałem czując wibrację w kieszeni spodni. Dzwonił Zachary – Zostawię was na chwilę, muszę odebrać – powiedziałem po czym wstałem od stolika i udałem się w dalszy kąt kawiarni.
- Co jest Z-man? - rzuciłem do telefonu.
- Możemy się spotkać, Ash? - coś w jego głosie odrobinę mnie zaniepokoiło.
- Coś się stało?
- A jak myślisz – warknął. No tak, typowe zachowanie dla Zacharyego.
- Jestem teraz z Light… Może spotkajmy się u mnie za jakąś godzinę? Właśnie spotkaliśmy się z profesorem, myślę, że powinniśmy pogadać.
- Niech będzie, przyjadę – rozłączył się bez pożegnania, a ja wróciłem do stolika.
- Zachary do nas przyjedzie – powiedziałem do Light dopiero po chwili zdając sobie sprawę z sensu  swoich słów. „Do nas”… Najwidoczniej sprawy stawały się coraz bardziej oficjalne.

Offline

#76 2018-05-31 19:35:26

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 66.0.3359.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Czułam na sobie wzrok Ashtona, ale nie krępowałam się przy mówieniu. Wyrzucenie z siebie tego, co ostatnio nam się przydarzyło pomogło mi uregulować rozbiegane myśli. Uspokoiłam się na tyle, żeby wyłapać ton wypowiedzi profesora, a następnie kolejną jej część. Dopiero wtedy poczułam jak cała pewność mnie ucieka i nie wiedziałam już, co miałam powiedzieć. Mimowolnie spojrzałam na detektywa, szukając w nim zaprzeczenia lub potwierdzenia tego, co powiedział jego wykładowca. Nie skomentował tego w żaden sposób, co dało mi podpowiedź, ale dopóki te słowa nie padną bezpośrednio z ust mojego chłopaka, nie wiem czy w to uwierzę. Nie nazwaliśmy jeszcze uczuć, które się rozwinęły pomiędzy nami.
      Temat na szczęście, albo niestety, zszedł na prawdziwy powód naszej wizyty. Przełknęłam ślinę i się zestresowałam, słysząc o Charlotte. Zaczęłam żałować, że się tutaj zjawiłam i chociaż poczułam, że Ashton mocniej ścisnął moją dłoń, nadal nie byłam spokojna. Nie chciałam słuchać o duchu, który nas prześladował, bo to mogło bardziej go urzeczywistnić, a ja podświadomie chciałam, żeby się to wszystko okazało jedynie moim złudzeniem.
      - Mroczna? – Tak szybko jak zadałam to pytanie, pożałowałam, bo chyba nie chciałam dowiedzieć się tego, co kryło się za ścianami tego domu. Kusiło mnie, żeby teraz wstać i uciec, zanim to wszystko mnie przytłoczy. Powstrzymywało mnie, jednak to, że Frey również tutaj był i na pewno czuł się podobnie, chociaż starał się tego nie okazywać.
      Dalsza część wcale nie była lepsza. Myślałam, że zwymiotuję, zbladłam i poczułam jak wszystko mi podchodzi do gardła. Odruchowo mocniej zacisnęłam palce na dłoni Ashtona, szukając oparcia i byłam pewna, że on szukał tego samego u mnie.
      - Powiedz… - Spojrzałam na profesora, nachylającego się nade mną, kiedy mój chłopak oddalił się, aby odebrać telefon. Ten wzrok nie wróżył niczego dobrego… - Jak usidliłaś takiego buntownika? – Zawstydziłam się i spuściłam wzrok. Byłam speszona tym pytaniem do tego stopnia, że nie zdążyłam na nie odpowiedzieć, a detektyw już wrócił. Cieszyłam się, że nie stałam, bo po tym, co powiedział, chyba bym upadła z powrotem na krzesło. „Do nas”… Rany, jak to zabrzmiało… Jak mi się to cholernie podobało.
      - To może wypadałoby też zaprosić Beccę… - zaproponowałam, chociaż zrobiłam to z bardzo wyczuwalną niechęcią. Nie chciałam jej w swoim pobliżu, bądź w pobliżu i na pewno moje przymrużone oczy zasugerowały to Ashtonowi, ale nie obchodziło mnie to. Nie słyszał tego, co mi powiedziała, kiedy zgarniał moje rzeczy… Niestety ona też była w to wplątana. – Powinniśmy o tym poroz… - Zaczęłam, ale tym razem to do mnie zadzwonił telefon. Normalnie bym to zignorowała, ale widząc „Mama” na ekranie, wiedziałam że nie mogłam. Ona do mnie nie dzwoniła. Koszty roamingu były zbyt wysokie, żeby dzwonić do siebie w ten sposób, więc musiało stać się coś poważnego. Byłam tym tak zaaferowana, że nawet nie poinformowałam, że się oddalam, a po prostu to zrobiłam. Szybko się przekonałam, że może, jednak, nie powinnam była od razu odbierać… Poczułam jak brakło mi tchu, a telefon niemal wypadł mi z ręki. Moje dłonie drżały, wargi również, a po policzkach zaczęły spływać łzy, które szybko zaczęłam ścierać. Byłam w miejscu publicznym, nie mogłam się tutaj rozkleić.
      -Light? – Ashton podszedł do mnie i spytał wyraźnie zaniepokojony - Co sie dzieje? – Przez jego obecność nie mogłam powstrzymać łez. Nie chciałam mu się tak pokazywać, ale wiedziałam, że zwrócenie się do niego mi pomoże.
      - Mój tata zmarł… - odpowiedziałam, drżącym głosem, odwracając się do niego ze spuszczoną głową i chowając w torsie. Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie, przytulił i zaczął głaskać po włosach, przez co objęłam go ramionami i zdusiłam płacz jego ciałem. Nie powinnam tak się zachowywać publicznie, ale nie mogłam nad tym zapanować. Nie dość, że prześladował nas mściwy duch, to jeszcze to. Czułam się tak, jakby ktoś specjalnie uprzykrzał mi życie. – Wracajmy do domu… - Poprosiłam błagalnym tonem, nie chcąc, żeby ktoś oprócz Freya zobaczył, w jakim byłam stanie. Nie musiałam go długo o to prosić. Posłuchał mnie niemal od razu, przeprosił profesora i pospiesznie opuściliśmy kawiarnię, żeby udać się do domu. Byliśmy tam kilka minut później, na szczęście jeszcze przed pojawieniem się  Zacha i miałam czas na uspokojenie się, czy poprawienie wyglądu.  Z zaczerwienionymi oczami nie miałam zamiaru się pokazywać.

Offline

#77 2019-01-15 16:06:25

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 70.0.3538.110

Odp: The Letter

dekade.regular.png

    Praktycznie nigdy nie traciłem zimnej krwi. Wśród kolegów z pracy byłem uważany za osobę, której nie straszne są żadne problemy. To prawda, odnajdywałem się prawie w każdej sytuacji. Light jednak miała ten wyjątkowy talent i potrafiła mnie kompletnie rozwalić. Tak było właśnie w tej chwili. Krążyłem po mieszkaniu nie mając pierdolonego pojęcia co zrobić, podczas gdy Light zaszyła się w sypiali. Jak niby miałem się zachować? Dowiedziała się, że jej ojciec zmarł, nie istniały odpowiednie słowa, bałem się wykonać jakikolwiek ruch, by nie popełnić gafy. Oparłem się o blat w kuchni i potarłem twarz dłonią.
- Kurwa… - mruknąłem. Dlaczego tak wiele musiało dziań się w jednym momencie? Zdusiłem w sobie poczucie bezsilności i skupiłem się na Light. Nieważne jak gównianie się czułem przez cały ten burdel wokół nas, musiałem ją wspierać. Niemalże wbiegłem do sypialni i chwyciłem Light w objęcia. Nie musiałem nic mówić, wiedziałem to, miałem wrażenie, że topniała w moich ramionach. Czułem jak bardzo zdruzgotana była. Płakała wbijając mi paznokcie w plecy. Miałem wrażenie, że pęknie mi serce, ból po prostu ją obezwładniał. Ta cudowna dziewczyna właśnie rozpaczała w moich ramionach, a ja nie mogłem zrobić nic, by jej pomóc. Nie miałem zamiaru wciskać jej kitów o tym, że będzie dobrze, o tym, że jej ojciec był teraz w lepszym miejscu. Chciałem jedynie być obok, by nie musiała przechodzić przez to wszystko sama.
Nie miałem pojęcia, jak długo tak siedzieliśmy. Light przycichła i delikatnie się ode mnie odsunęła. Widok jej przepełnionych rozpaczą oczu, był dla mnie jak cios prosto w serce. Pogładziłem dłonią jej policzek. Wtuliła twarz w moją dłoń i znowu zaczęła płakać. Delikatnie ocierałem powoli spływające łzy. Nienawidziłem być bezsilny, a boleśnie zdawałem sobie sprawę z tego, że nie mogłem zrobić absolutnie nic.
- Cokolwiek by się nie działo Light…  - szepnąłem, czując, że nie powinienem mówić zbyt głośno – Jestem przy tobie. Nie mogę zrobić wiele, ale jestem tutaj z tobą i przez nic nie będziesz musiała przechodzić sama.
- Dziękuję – szepnęła niemal niedosłyszalnie. Wtuliła głowę w moją pierś, a jej  oddech powoli zaczynał się uspokajać. Nie mówiłem nic, próbowałem tylko trzymać ją w ramionach, w taki sposób by się w nich nie rozpadła. Kojarzyła mi się teraz z delikatną szklaną figurką, która w każdej chwili mogła pęknąć na drobne kawałeczki. Po raz kolejny przekonałem się, że bezsilność była najbardziej znienawidzonym przeze mnie uczuciem. Jej ciało drgnęło gwałtownie, gdy ciszę w pokoju przerwało natarczywe walenie do drzwi.
- Ashton! - dobrze mi znany głos Zacka nie wróżył niczego dobrego. Szarpał za klamkę z taką energią, jakby miał jakikolwiek wpływ na to, że drzwi były zamknięte. - Otwieraj kurwa, to nie jest zabawne, pajacu! - westchnąłem i delikatnie odsunąłem się od Light, całując ją delikatnie w policzek słony od łez.
  Zack dosłownie wpadł do mieszkania i klnąc pod nosem rzucił na stół plik niewielkich karteczek. Dopiero po chwili zorientowałem się, że były to zdjęcia.
- Znamy się od tylu lat, mógłbyś się w końcu nauczyć, że zawsze zamykam drzwi – powiedziałem nie zważając na mordercze spojrzenie jakim mnie obdarował – Zboczenie detektywa – dodałem wzruszając ramionami. Spojrzałem na Light i niemal zamarłem. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w zdjęcia na stole. Ostatnim razem była równie przerażona kiedy…  kiedy zaatakował nas duch. Tak szybko jak tylko mogłem wróciłem na miejsce obok niej i znów przyciągnąłem ją do siebie. Ponownie zaczęła płakać, domyślałem się co mogły przedstawiać fotografie, zanim wziąłem którąkolwiek z nich do ręki.
- Pierdole twoje zboczenia! - krzyknął Zach, co najwidoczniej jeszcze bardziej wytrąciło Light z równowagi, drgnęła gwałtownie i zaczęła płakać jeszcze głośniej.
- Możesz przestać się wydzierać? - syknąłem przyglądając się zdjęciu. W tej chwili jednak nie mogłem wykazać się podzielnością uwagi i skupić na dwóch rzeczach. Delikatnie ująłem twarz Light w dłonie i zmusiłem ją do tego, by na mnie spojrzała.
- Light, musisz się uspokoić. Weź głęboki wdech – o dziwo posłuchała mnie od razu. Wpatrywała się we mnie w taki sposób, że nie rozumiałem, jak kiedykolwiek mogłem nie dostrzegać, że żywiła do mnie uczucia. Zdawała się być całkowicie zależna ode mnie, jakby oczekiwała tego, że ją uratuję. Mimo tragicznych okoliczności, sprawiła, że przez sekundę poczułem się nieziemsko. Byłem całkowicie i kompletnie przekonany o tym, że nie każdy mężczyzna miał w życiu tyle szczęścia, by kobieta jego marzeń spojrzała na niego właśnie w ten sposób. W tej właśnie chwili obiecałem sobie nigdy tego nie zepsuć. I nie pozwolić by stała się jej jakakolwiek krzywda.
- I wydech… - zrobiła to o co prosiłem i powoli jej oddech zaczął się stabilizować – Naprawię to – powiedziałem z taką pewnością, że wątpiłem by ktokolwiek był w stanie polemizować z tymi dwoma słowami – Wszystko wróci do normy, przysięgam, że nie stanie ci się nic złego. Naprawię to – powtórzyłem, a ona delikatnie skinęła głową. Jak wiele zaufania we mnie pokładała?
- Poczekaj przez chwilę, przyniosę ci coś do picia – ponownie skinęła głową, a ja udałem się do kuchni czując na sobie wzrok Zacharyego.
- Czy wy… O rany… wy serio… - Light nie odezwała się słowem, kątem oka widziałem jak na jej twarzy pojawiał się lekki rumieniec – Rany, w końcu! Mówiłem temu debilowi, żeby wreszcie cię gdzieś zaprosił i… - nie słuchałem co mówił dalej. Wyjąłem z szafki szklankę i otworzyłem szufladę, do której praktycznie nie zaglądałem. Nie byłem fanem stosowania leków, a to, że w moim mieszkaniu istniała pseudo apteczka, było wyłącznie zasługą Becci. Uważała, że psułem sobie nerwy jako detektyw i z pewnością nadejdzie dzień, w którym będę potrzebować „magicznej saszetki”. W istocie były to cholernie mocne ziółka, po których jakimś cudem momentalnie czułem się spokojny. Byłem tylko człowiekiem, czasem musiałem zabić emocje.
  Wsypałem proszek do szklanki i dokładnie rozmieszałem z wodą, obiecując sobie, że przy nadarzającej się okazji przeproszę Light za nafaszerowanie jej lekami.
- Czyli co… - zaczął Zach, gdy wróciłem do salonu i podawałem Light szklankę – Panuje jakaś pierdolona apokalipsa, a wy się ciumciacie dla rozładowania napięcia? - Light niemal zakrztusiła się płynem słysząc jego słowa. Jej twarz chyba nie mogła stać się bardziej czerwona.
- To nie „pierdolona apokalipsa”, co najwyżej starcie z siłą nadprzyrodzoną – powiedziałem starając się nie tracić panowania nad sobą.
- Zwał jak zwał! Dobra robota Light! Rozumiesz, że on nie ciupciał chyba od… - rzuciłem mu mordercze spojrzenie, ten idiota jednak nie zamierzał się zamknąć – Cholera, chyba od kiedy cię zobaczył. A ty w ogóle wyglądałaś na niepokalaną dziewicę i… - rzuciłem w niego poduszką, co przyjął ze śmiechem.
- Zach, nie żartuję, zamknij się – powiedziałem zerkając na Light, która widocznie zażenowana skupiła się na napoju.
- Przecież mieliśmy rozmawiać! - powiedział oskarżycielsko.
- Tak, ale o „pierdolonej apokalipsie”, a nie o naszym życiu seksualnym!  - wstałem ze zdenerwowaniem i chwyciłem kilka zdjęć ze stolika. Oparłem się o ścianę i skupiłem na fotografiach. Pomyśleć, że panująca w salonie atmosfera mogła zmieniać się tak szybko. Wgłębi duszy byłem wdzięczny Zachowi. Jego głupkowate zachowanie zawsze potrafiło rozładować napięcie.
- „NASZE ŻYCIE SEKSUALNE” - powiedział niemal majestatycznie - „NASZE”- przewróciłem oczami – Już nawet mówisz jakbyście byli parą.
- Bo jesteśmy parą, debilu! - krzyknąłem dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego co powiedziałem – Ekhem… - no tak, nadal nie mogłem przyzwyczaić się do tego stwierdzenia, pewnie podobnie jak Light.  - Wolałem kiedy byłeś na tyle wystraszony, że nie byłeś w stanie pierdolić głupot – mruknąłem pod nosem.
- To Hanna Wright? - spytała Light. Dopiero teraz zauważyłem, że i ona wzięła do ręki jedno ze zdjęć.
- Tak – odpowiedział Zach – Skąd wiesz? - zdawał się być wyraźnie zaciekawiony.
- Naszyjnik – odparła Light, jakby to jedno słowo miało wszystko wyjaśnić – Och, ona nigdy się z nim nie rozstaję. To pamiątka po jej zmarłej mamie – obydwoje rzuciliśmy Light pytające spojrzenie. Skąd niby miała taką wiedzę – To nic takiego. Jest moją klientką, zawsze dowiaduję się czegoś o ludziach, z którymi będę musiała pracować. Zboczenie zawodowe – powiedziała spoglądając na mnie i lekko się uśmiechając.
- Twoje zboczenia obchodzą mnie zdecydowanie bardziej niż jego! - powiedział podekscytowany Zach. Najwidoczniej poczucie humoru Zacha zadziałało nawet na Light, zachichotała spuszczając głowę, w taki sposób, że włosy zakrywały jej twarz.
- Możemy chociaż przez chwilę zająć się sprawą? - spytałem z lekką irytacją.
- Mówisz jak rasowy detektyw – powiedział Zach, jednak wreszcie nieco spoważniał – Wiem, że to może wyglądać jakby zdjęcia po prostu nie wyszły, jak błąd przy drukowaniu… - dokładnie przyglądałem się fotografiom. Każda wyglądała niemalże tak samo. Na zdjęciu bez problemu można było rozpoznać hol posiadłości Emergalde, szczupłe kobiece ciało z wydatnym biustem i naszyjnik, o którym mówiła Light. Twarz jednak była kompletnie zniekształcona, wyglądała nieludzko, była kompletnie zdeformowana.
- Wyglądasz jakbyś chciał powiedzieć coś jeszcze – zachęciłem Zacha. Rzucił niepewne spojrzenie w stronę Light, najwidoczniej nie był pewny ile jeszcze jest w stanie znieść.
- Chyba już nic nas nie zaskoczy… - powiedziała dając mu tym samym przyzwolenie na kontynuowanie.
- Pomyślicie, że zwariowałem – Light pokręciła głową.
- Uwierz, że po tym co przeszliśmy na pewno tak nie pomyślimy – spojrzałem na nią z czułością. Uwielbiałem, jej łagodność, jej dobroć, jej słodki głos, który sprawiał, że na mojej skórze pojawiały się dreszcze.
- Dajesz stary – dodałem od siebie.
- Chodzi o to…  chyba ją widziałem… Tę kobietę… Ona… Pojawiła się jakby znikąd. Próbowałem zrobić Hannie zdjęcie, pozowała przed kadrem i… na jej szyi pojawiły się dłonie, potem zza jej pleców zaczęła wyłaniać się ta twarz… - przerwał na moment, jakby w świadomości znów odtwarzał ten widok.
- I co dalej? - spytała Light odrobinę tylko drżącym głosem.
- Cyknąłem kilka fotek i praktycznie stamtąd uciekłem… rozumiecie… nie wiedziałem co mam robić, myślałem, że zwariowałem – pokiwałem głową ze zrozumieniem – Wygląda na to, że Hanna Wright jest w niebezpieczeństwie.
- Wszyscy jesteśmy… - niemal niedosłyszalnie szepnęła Light.

Offline

#78 2019-01-20 11:32:11

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 71.0.3578.98

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

          To było trudne. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że widziałam się z rodzicami aż kilka tygodni wcześniej. Byłam zajęta swoją pracą i chociaż starałam się z nimi jak najczęściej rozmawiać, to głównie mailowo, bo roaming był za drogi. Nie było mnie z tatą w ostatnich dniach jego życia, nie słyszał mojego głosu, ani nie mógł przytulić. Nie miał i nie będzie już miał okazji poznać swojego wnuka, kiedy już przyjdzie na to pora. Czułam się z tym okropnie, jakbym go zawiodła, chociaż często powtarzał, że był ze mnie dumny. Czy popełniłam błąd? Czy powinnam była zostać u siebie zamiast wylatywać do innego kraju? Tylko gdybym tego nie zrobiła, nie poznałabym Ashtona…
    Miałam straszny mętlik w głowie. Nie wiedziałam, co myśleć. Nie umiałam się uspokoić. Nawet płacz w ramionach mężczyzny, którego kochałam nie pomógł mi opanować tego chaosu. Poczułam się tylko trochę lepiej, łzy przestały lecieć, ale nadal plątałam się we własnych myślach. A to się wzmogło, gdy przerwał nam Zach. Kiedy brałam te zdjęcia do rąk, one mi drżały. Twarz Hanny była przerażająca, a potwór za nią jeszcze gorszy. Myślałam, że stracę oddech, ale pomógł mi Ashton. Bez oporów zrobiłam to, co chciał, chociaż przyszło mi to z trudem i zabolała mnie klatka piersiowa.
    - Powinniśmy ich ostrzec… - stwierdziłam coś, o czym zapewne wszyscy myśleli, patrząc na te fotografie. – Każdy jest w niebezpieczeństwie… - powiedziałam, ale w myślach kontynuowałam. Czułam się tak, jakby to wszystko była moja wina. Uparłam się, żeby sprzedać ten cholerny dom. Był piękny, bogato wyposażony i aż szkoda mi się zrobiło tych nieużywanych mebli czy niepodziwianych obrazów, dywanów i żyrandolów. Ten dom zdawał się mnie wołać i po prostu nie mogłam się mu oprzeć. Obiecałam sobie, że znajdę kupca i dofinalizuję transakcję, przez co na wszystkich ściągnęłam niebezpieczeństwo. Słyszałam plotki o duchu, który nawiedzał te pokoje, ale nigdy w nie, nie wierzyłam. Śmiałam się, że ludzie pewnie wymyślali takie bzdury, aby nikt nie kupił tego arcydzieła, bo zżerała ich zazdrość i rozpacz, że ich na to nie stać. Efekt tego był taki, że obudziłam jakiegoś mściwego ducha, który teraz zamierzał nas wszystkich pozabijać. Gdyby chciał tylko mnie ukrócić o głowę to bym jeszcze jakoś to zniosła, ale i życie Ashtona było zagrożone, i Zacha, Becci, Hanny i jej męża… Nawet jeśli był szumowiną, nie życzyłam mu takiej śmierci.
    - Zadzwonię do Hanny i poproszę o spotkanie – odezwałam się po chwili milczenia i skierowałam z powrotem do pokoju, żeby wykonać telefon. Po drodze, jednak, się zatrzymałam i spojrzałam na chłopaków. – A wy zadzwońcie do Becci. Powinniśmy dzisiaj z nią o tym porozmawiać… - znikając w sypialni dodałam szeptem, że trzeba to zrobić zanim będzie za późno. Miałam przeczucie, że w niedługim czasie zacznie się prawdziwa walka o przetrwanie. Najpierw jednak musiałam wrócić na pogrzeb ojca i wesprzeć matkę. Wiązało się to z kilkudniową nieobecnością, więc musiałam się też skontaktować z szefem. Obawiałam się jednocześnie, że rozmowa z nim na ten temat będzie o wiele prostsza niż rozmowa z Ashtonem. Nie byłam pewna, czy powinnam była mu zaproponować wylot ze mną. Rodzice o nim słyszeli, ale nie byliśmy parą aż do teraz. Nie wiedziałam, czy zabranie go na pogrzeb mojego taty byłoby dobrze odebrane przez mamę czy resztą rodziny, która tak naprawdę niczego o nim nie wie.

    Oba telefony były szybkie. Umówiłam się z państwem Wright na spotkanie w przyszłym tygodniu, natomiast w pracy wzięłam kilka dni wolnego. Dopiero wtedy wyszłam z powrotem do chłopaków, którzy akurat siedzieli z kawami w rękach. Byłam dziwnie spokojna, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, ale może tak było lepiej. Nie chciałam znowu przed Zachiem wpaść w histerię. Nie powinien oglądać moich łez.
    - Dzwoniłem do Becci – zaczął Ashton, odstawiając pustą szklankę do zlewu. – Pojadę po nią i zaraz wrócę, zaczekajcie na nas – drgnęłam, bo nie chciałam, żeby to robił. Nadal pamiętałam naszą ostatnią rozmowę i nie skończyła się ona dobrze.
    - A Zach nie może tego zrobić? – zapytałam niepewnie.
    - Nie przyjechałem samochodem – to utrudniało zrealizowanie mojej prośby.
    - Szybko wrócę – Frey najwidoczniej nie rozumiał, że po prostu nie chciałam, aby to robił ze względu na to, jakim zainteresowaniem obdarzała do Becca. – Jest sama i się o nią martwię.
    - Mogę jechać z tobą? – spuściłam wzrok i zaczęłam się bawić włosami.
    - Jesteś zmęczona Light, daj spokój. To zajmie kilka minut. Z resztą Becca mówiła, że chce o czymś ze mną porozmawiać... – obawiałam się, że wiedziałam o czym.
    - Nie chcę, żebyście byli sami we dwójkę.
    - Niby czemu? Przyjaźnie się z nią od lat, jesteś zmęczona Light, nie wiesz co mówisz – wyglądał na zdenerwowanego, ale ja byłam o wiele bardziej wkurzona w tym momencie. Jakby nie mógł zaakceptować mojej prośby.
    - Wiem dokładnie o czym mówię! – podniosłam głos. - Chociażby dlatego, że pokłóciłyśmy się właśnie o ciebie! – detektyw nic nie odpowiedział tylko bez słowa wyszedł z domu, mrucząc tylko coś pod nosem. Byłam pewna, że zrobiłam się czerwona na twarzy. Aż nie wierzyłam, że Ashton naprawdę to zrobił.
    - Nie wiń go za to. Jest po prostu ślepy… - skomentował Zach, klepiąc miejsce przy stole. Usiadłam i westchnęłam zrezygnowana.

Offline

#79 2019-01-26 21:53:54

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 70.0.3538.110

Odp: The Letter

dekade.regular.png


    Nie byłem w stanie ukryć nerwów, gdy wychodziłem z mieszkania. Ten pieprzony dzień był zdecydowanie zbyt obfity we wrażenia, miałem swój limit. Oczywiście nie zdążyłem zrobić nawet jednego kroku, gdy gdzieś z tyłu głowy dopadł mnie oskarżycielski głos, mówiący o tym, że nie powinienem zachowywać się w stosunku do Light w podobny sposób. Zbiegałem po schodach, a wraz z echem moich kroków wzmagały się wyrzuty sumienia. Brawo Frey, zachowałeś się jak totalny dupek w stosunku do jedynej dziewczyny, która rozpaliła w tobie wszystkie uczucia i przywróciła cię do życia. Zanim wsiadłem do samochodu wyciągnąłem telefon z kieszeni i wysłałem Light pośpieszną wiadomość z przeprosinami. Przy okazji dodałem, że wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł.
   Miasto nie było zakorkowane, dotarcie do mieszkania Becci nie zajęło mi wiele czasu. Moja różowo włosa przyjaciółka czekała już przed schodami wiodącymi do kamienicy. Uśmiechnęła się delikatnie na mój widok. Odsunąłem szybę i nieco zawadiackim tonem odezwałem się do dziewczyny.
- Zamawiała pani podwózkę? - Becca prychnęła i odpowiedziała w typowy dla siebie sposób.
- Nie zamawiałam, w zasadzie to „Podwózka” sama zaoferowała, że się zjawi – zaśmiałem się i powiedziałem, żeby przestała marudzić i wsiadała.
- Nie marudzę – powiedziała gramoląc się na siedzenie pasażera – Nie rozumiem po prostu skąd ten pośpiech. Mam masę kartkówek do sprawdzenia, muszę ułożyć plan zajęć na przyszły tydzień, a ty i Zach zachowujecie się, jakby walił się cały świat – westchnąłem i oszczędziłem sobie komentarz o tym, że owszem, świat się walił. Becca nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak dobrze to ujęła. Dokładnie tak, cały mój światopogląd, wszystko w co dotąd wierzyłem, po prostu… Po prostu się zawaliło.
- Można powiedzieć, że świat się wali – mruknąłem, a Becca ku mojemu zdziwieniu zaśmiała się w sposób, który kompletnie do niej nie pasował. Rzuciłem okiem w jej stronę, było coś przerażającego w sposobie w jakim się uśmiechała. Opuściła głowę i wbiła przed siebie puste spojrzenie.
- O tak… - powiedziała przeciągając samogłoski. Coś w jej tonie skojarzyło mi się z wygłodniałym zwierzęciem – Świat się wali… - poczułem jak ciarki przechodzą po moim ciele. Wziąłem głęboki wdech starając się uspokoić. „Nie wariuj Frey” - skarciłem siebie w myślach. Prawdopodobnie zaczynałem robić się przewrażliwiony i przerażało mnie coś, co nie powinno. Dlaczego zacząłem odczuwać niepokój przed Beccą, którą znałem od lat? To dokładnie ta sama dziewczyna, z którą chodziłem do podstawówki. Jeszcze raz rzuciłem na nią okiem.
- Nowy naszyjnik? - spytałem. Zboczenie detektywa, zawsze musiałem zwracać uwagę na szczegóły, nawet tak drobne jak nowa biżuteria u przyjaciółki. Stłumiłem w sobie irracjonalne przeczucie, że zwróciłem uwagę na wisiorek z innego powodu. Wcale nie wyglądał na nowy. Przeciwnie, zdawać by się mogło, że został wykopany z ziemi, w której tkwił od stuleci.
  Becca delikatnie dotknęła swojego nowego nabytku, a ku mojej uldze ten dziwny uśmiech zaczął znikać z jej twarzy. Co się do cholery działo… Dlaczego czułem, że powinienem uważać i być ostrożniejszy? Nawet w stosunku do Becci.
- Podoba ci się? - spytała.
- Szczerze to wygląda jakby od wieków tkwił zakopany w ziemi – powiedziałem bez ogródek. Dziewczyna się zaśmiała, na ten dźwięk ponownie przeszedł mnie dreszcz.
- Uwielbiam w tobie to, że jesteś taki spostrzegawczy… - to również nie zabrzmiało zbyt dobrze. Prawdę mówiąc, nie mogłem się doczekać, kiedy będziemy już na miejscu. Obiecałem sobie, że również skorzystam z pomocy „magicznych ziółek”. Moje nerwy były zbyt skołatane, teraz zdałem sobie z tego sprawę. Naprawdę nie rozumiałem w czym do cholery widziałem problem. Wziąłem głęboki oddech i ze wszystkich sił spróbowałem się opanować. Nie wiedzieć jednak czemu, to emocje i niewyjaśnione przeczucia przejmowały nade mną kontrolę.
- Zachowujesz się jakbyś… - urwałem szukając odpowiednich słów – … nie do końca była dziś sobą – przeszedł mnie dreszcz, gdy Becca znów zaśmiała się w ten sposób.
- Mówiłam… taki spostrzegawczy… - dziewczyna wyciągnęła rękę w moją stronę i pogłaskała mnie po ramieniu.
- Cholera! - krzyknąłem i niemalże podskoczyłem na siedzeniu. Jej dłoń była wręcz niewyobrażalnie chłodna, a coś w dotyku zdawało się być nieprawidłowe. Byłem coraz bardziej skołowany – Coś jest nie tak… - powiedziałem pod nosem. Becca nie odpowiedziała, przeczesała włosy palcami i oparła głowę o siedzenie. Prawdę mówiąc w tej chwili zdecydowanie wolałem, gdy się nie odzywała, gdy nie robiła kompletnie nic.
- Nie jestem kobietą, o której dotyku marzysz, prawda? - spytała przekrzywiając głowę. Westchnąłem bardziej z ulgi niż zdenerwowania, gdyż w końcu dojechaliśmy na miejsce. Ta podróż zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Miałem tylko nadzieję, że rano obudzę się i wszystko wróci do normy, że zdam sobie sprawę z tego, że zachowałem się, jak ostatni idiota i dałem ponieść nic nie znaczącym przeczuciom. Naprawdę, kurewsko na to liczyłem.
  Wysiedliśmy z pojazdu, a ja nie miałem zamiaru odpowiadać na pytanie, które nadal wisiało w powietrzu.
- Myślę, że rozmowa, która czeka nas na górze… Myślę, że może cię nieco zszokować, to co mamy ci do powiedzenia – oparłem się o samochód. Albo Becca zaczęła zachowywać się normalniej, albo świeże powietrze otrzeźwiło mój skołatany umysł i już niczego sobie nie wmawiałem. Nie byłem pewien.
- Co masz na myśli? - spytała.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć… - naprawdę nie wiedziałem. Bałem się jednak, że Becca zacznie się awanturować, gdy usłyszy naszą historię. Wolałem, by nie robiła tego przy Light.
- Chcesz mnie przygotować? - zdawała się być nieco wystraszona.
- W zasadzie to tak – odparłem z lekkim zakłopotaniem przeczesując włosy. Nie byłem pewien od czego zacząć. Spojrzałem w górę i w oknie swojego mieszkania dostrzegłem Light. Pomachałem jej z lekkim uśmiechem, którego pewnie nie była w stanie dostrzec z tej wysokości. Najwidoczniej musiała poważnie się niecierpliwić. Ja za to musiałem porozmawiać z Beccą.
- Wiem, że będzie ciężko ci w to uwierzyć, sam miałbym z tym problem, gdyby nie to przez co ostatnio przeszedłem… - zacząłem, dziewczyna jednak nie pozwoliła mi skończyć.
- Ashton… ty chyba nie zamierzasz wracać do tej idiotycznej historii z duchem? - spytała, nie wiedząc czemu wywołując tym moje zdenerwowanie.
- Ta jak mówisz „idiotyczna historia” może nas wszystkich zabić! - wrzasnąłem. Niemalże podskoczyła słysząc mój podniesiony głos.
- No nie! Nie wierzę! ONA już całkowicie cię przerobiła! - posłałem Becce gniewne spojrzenie – Nie patrz na mnie w taki sposób, Ash – powiedziała kręcąc głową – Odkąd Delight pojawiła się w naszym życiu, coś kompletnie się w tobie zmieniło. Ona cię omamiła, jesteś przez nią…
- Jestem zakochany – powiedziałem nim zdążyła dodać coś więcej. Wiedziałem w jakie osłupienie wprawiło ją moje oświadczenie i pewność z jaką wypowiedziałem te dwa słowa – A Light podobno jest twoją przyjaciółką, dlaczego więc ciągle na nią najeżdżasz? - naprawdę chciałem poznać odpowiedź na to pytanie.
- Zabrała mi ciebie… - szepnęła niemal niedosłyszalnie.
- Nie zabrała, nadal jesteś moją przyjaciółką Becca, nadal możesz na mnie liczyć…
- Chodźmy już… Po prostu chodźmy na górę – powiedziała, a ja chyba wreszcie zaczynałem rozumieć dlaczego Light nie chciała bym zostawał sam na sam z Beccą.
  Po prostu skinąłem głową i w milczeniu poszliśmy do mieszkania.

Offline

#80 2019-02-03 21:33:12

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 71.0.3578.98

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

          Byłam strasznie rozkojarzona. Wiedziałam, że Zach coś do mnie mówił, ale skupiłam się tylko na tym, co się mogło wydarzyć, kiedy Ashton i Becca byli sami. Czuła coś do niego i chociaż była moją przyjaciółką, a ja miałam straszne wyrzuty sumienia, że dołączyłam do nich niedawno i ukradłam jej mężczyznę, wcale nie miałam zamiaru pozwolić jej mi go odebrać. A miałam tak cholernie porażające uczucie, że istniała taka szansa. Byłam tym przerażona i mocno zaciskałam palce na szklance, którą trzymałam. Pamiętałam, jak się czułam na początku. Byłam strasznie zagubiona. Znalazłam pracę, znalazłam też mieszkanie, ale byłam strasznie samotna. Miałam wątpliwości czy przeprowadzka była dobrym wyjściem. Codziennie wyglądałam za okno i obserwowałam grupy znajomych czy pary, które radośnie maszerowały ulicami i byłam przerażona tym, w co się wpakowałam. Przez dłuższy czas nawet się nie rozpakowywałam, bo bardzo poważnie myślałam o powrocie, ale to się zmieniło. Najpierw poznałam Beccę i to mi naprawdę pomogło. Zyskałam trochę spokoju ducha, trochę pewności i bliskiego wsparcia. Mogłam na nią liczyć. Potem pojawili się chłopcy. Ashton od razu zwrócił moją uwagę. Te jego przenikliwe, czarne oczy zdawały się mnie przenikać. Zwykle nie znosiłam jak ktoś mi się tak przyglądał, ale u niego chciałam, żeby się patrzył. Krępowało to mnie, wywoływało rumieńce, ale jednocześnie pragnęłam jego uwagi. Poznawanie go było dla mnie samą przyjemnością. Pozwalanie mu, aby poznał mnie było jeszcze lepsze. Już od samego początku rozmowy z nim były dla mnie strasznie proste. Nie żałowałam ani jednej rzeczy, którą mu powiedziałam. Nawet jeśli były bardzo prywatne. Jego obecność pomogła mi najbardziej. Przy nim czułam się rozluźniona i spokojna, jak w domu, mimo że dzieliły mnie od rodziców setki kilometrów. Nawet nie zauważyłam kiedy się w nim zakochałam. Teraz, z całą tą sytuacją z duchem i zainteresowaniem Becci czułam się tak samo jak wtedy. Zagubiona i przerażona, że mogłam go stracić. On w ogóle tego nie rozumiałam. A jak długo Rebecca mogła się nim interesować? Może już w liceum była świadoma swoich uczuć do niego. Mogły rosnąć, z latami coraz bardziej. A teraz jej go odebrałam i ona mogła go z powrotem odzyskać… Tak naprawdę znała go o wiele dłużej niż ja. Mogła wiedzieć o nim takie rzeczy, których ja nigdy nie będę wiedziała.
    - Delight! – krzyk Zacha był tak niespodziewany, że podskoczyłam na krześle wylewając herbatę z kubka. Napój na szczęście nie był gorący i się nie poparzyłam, ale chłopak i tak się strasznie przestraszył, że zrobił mi krzywdę. – Przepraszam, Light! Nie chciałem cię przestraszyć – od razu sięgnął po szmatkę i wytarł wszystko.
    - Nic się nie stało, spokojnie. To ja odpłynęłam – uspokoiłam go, ale wiedziałam, że to go nie uspokoi. Był tak samo zestresowany tym, co się wokół nas działo jak ja. Mogłam zrozumieć, jak to nim wstrząsało. – Pójdę się przebrać. Zaraz wracam – uśmiechnęłam się nieśmiało i poszłam do pokoju. Wyciągnęłam z szafy jakieś spodnie i bluzkę i szybko je zmieniłam. Jak tylko skończyłam, sięgnęłam po telefon i dopiero odebrałam wiadomość od Ashtona. Miałam ochotę parsknąć śmiechem… Przeprosiny przez sms-a? Poważnie? To było co najmniej nieodpowiedzialne. Zastanawiałam się, czy on w ogóle wiedział, za co tak właściwie przepraszał czy zrobił to tylko machinalnie. Znał mnie na tyle długo, żeby wiedzieć, że takich Reczy wysłuchiwałam tylko w cztery oczy. Napisać można wszystko, ale jak się przed kimś stoi i wtedy słyszy takie rzeczy, można było zobaczyć w jego zachowaniu czy mówił szczerze, czy nie. Posmutniałam, rozumiejąc że najwidoczniej dla niego głupia wiadomość wystarczy…
    Po zdecydowanie zbyt długim czasie oczekiwania, wyjrzałam zniecierpliwiona przez okno. Ashton stał przy samochodzie i zauważył mnie w oknie, bo zwrócił na mnie swoją uwagę. Nie zareagowałam i skierowałam się do kuchni, w której nadal siedział Zach. Zalane ubrania wrzuciłam po drodze do pojemnika na brudne rzeczy i usiadłam w salonie na kanapie, czekając na pozostałych. Zach nerwowo stukał palcami o stół, aż do momentu, w którym przez drzwi nie weszła Becca razem z Ashtonem. Nasze spojrzenia się spotkały i zmroziło mnie. Z przerażeniem wyczułam tę wściekłość, którą w tej chwili darzyła mnie Becca i przytłoczona jej nadmiarem, spuściłam speszona wzrok. Poczułam się tak, jakbym zrobiła coś złego. Czułam się, jakbym ją zdradziła…
    - Hej – przywitała się naprawdę chłodno, jakby tylko z przymusu.
    - Hej… - odpowiedziałam nieśmiało, ustępując na kanapie miejsca temu, kto chciał usiąść. Zaraz obok mnie usadowił się Zach, Ashton na fotelu obok, a Becca stała oparta o próg drzwi. Przez chwilę panowała pomiędzy nami absolutna cisza, zakłócana jedynie naszymi oddechami… - No cóż… Becca… - zwróciłam się do dziewczyny, która wcale nie była z tego powodu zadowolona. – To zabrzmi niewiarygodnie, ale powinnaś wiedzieć, że mamy na karku mściwego ducha… - przez chwilę wpatrywała się we mnie jak w idiotkę, a potem wybuchła śmiechem tak niespodziewanie, że drgnęłam przestraszona. Dopiero po chwili zorientowała się, że tylko ona tak zareagowała i jej zachowanie diametralnie się zmieniło.
    - No nie mówcie mi, że jej wierzycie… - zwróciła się do chłopaków. Żadnemu z nas nie było tak do śmiechu jak jej. Dlaczego to mnie aż tak zaniepokoiło?
    - Widziałem ją… - wtrącił Zach i rzucił na stół zdjęcia. – Mam dowody… - Rebecca podeszła do fotografii i się im przyjrzała.
    - Jedynie, co tutaj jest nie tak ostrość. Zach, pierwszy raz rozmazałeś zdjęcia. Wszystko w porządku? Nigdy ci się to nie zdarzyło...

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
deathcraft - 5life - farma - graczetoxica - citylife