Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#11 2018-06-25 19:32:34

Evaine
Użytkownik
Windows 8.1Firefox 60.0

Odp: American Boondocks

julien-ar_qerasaa.png

           ...a mogłem siedzieć w tej zabitej dechami ruderze i dalej malować bezwartościowe obrazy, przemknęło Chatfieldowi przez myśl. Jeżeli jego zadaniem było zaszycie się w dziurze i niewyściubianie nosa na zewnątrz, szło mu wprost znakomicie. Wyskakując z furgonetki, po raz trzeci poprawił kominiarkę.
           Po przekroczeniu progu banku zlustrował wzrokiem pomieszczenie, konfrontując mapę poglądową sporządzoną przez Logana z faktycznym widokiem wnętrza. Kasa, kamery, drzwi do sejfu, gdzieś w oddali pomieszczenie, w którym ochroniarze obserwowali obraz z monitoringu. I ludzie. Zbyt dużo ludzi, którzy właśnie zaczynali odwracać się w stronę wchodzących do środka, zamaskowanych złodziei. Staruszek w wypłowiałej koszuli w kratę zmarszczył brwi, jedna z kasjerek błyskawicznie zerwała się na równe nogi i równie nagle znieruchomiała, a śliczna, jasnowłosa kobieta wytrzeszczyła szeroko oczy, cofając się o krok, by po chwili uderzyć plecami w ścianę i przylegnąć do niej z przerażeniem. Ochroniarze świdrowali wzrokiem intruzów, a raczej ich kabury z bronią, jednak nie odważyli się na wykonanie żadnych heroicznych i niewątpliwie niezgodnych z procedurą posunięć, rodem z hollywoodzkich filmów.
           Kiedy Randall wydał pierwsze polecenie, do zebranych w sali osób dotarło, że to bynajmniej nie zabawa, nie bal przebierańców, tylko w istocie prawdziwy napad. Chatfield bacznie obserwował, jak jego wspólnicy odbierają broń ochroniarzom i zaprowadzają porządek, usiłując ostudzić emocje zakładników.
           Julien podszedł do jednej ze stojących przy ladzie kasjerek, która zastygła w bezruchu, wciąż trzymając w ręku jakiś kwitek. Fałszerz mimochodem zauważył, że na jej piersi widniała plakietka z napisem "Yolathe".
           - Otwórz sejf - nakazał lakonicznie. Kobieta drżącą dłonią wyjęła klucz z szuflady biurka, po czym poprowadziła trójkę złodziei do skarbca. Zdenerwowana kasjerka miała pewien problem z trafieniem do zamka, ale Maya prędko uspokoiła ją, zażegnując powstały kryzys. W pomieszczeniu rozległ się metaliczny dźwięk otwieranego sejfu, a niespełna kilka sekund później Foster bezceremonialnie uderzyła głowę Yolanthe rękojeścią pistoletu. Julien zamrugał i odwrócił wzrok, w zamian starając się zająć myśli fortuną, czekającą na nich za pancernymi drzwiami skarbca.
           Wewnątrz zastali zapierający dech w piersiach, wręcz nierealny widok - sterylne, dobrze oświetlone pomieszczenie wypełnione plikami banknotów, równiutko poukładanych jeden na drugim. Chatfield odetchnął głębiej, wciągając w nozdrza chemiczny zapach farby drukarskiej, po czym prędko poszedł w ślady dwóch towarzyszących mu kobiet, zaczynając napełniać pieniędzmi przygotowaną wcześniej torbę. Dostojna podobizna Benjamina Franklina podejrzliwie spoglądała na niego z awersów nowiutkich studolarówek. Julienowi przemknęło przez myśl, że fałszowanie banknotów musiałoby być naprawdę trudną robotą. Teoretycznie papierowa waluta amerykańska produkowana jest wyłącznie z czystej bawełny i lnu, w rzeczywistości jednak dodaje się do nich ściśle tajne substancje o nieznanym składzie i zatapia w materiale niebieskie oraz czerwone nitki. Do tego te idealne proporcje... Ach, ciężka sprawa, ale niewątpliwie bardzo interesująca... I dochodowa. I niebezpieczna.
           Nie minęła chwila, a torby były niemalże pełne. W oddali dało się słyszeć przytłumiony szloch jednej z kobiet i donośne krzyki chłopaków. Dreszcz przebiegł po karku Juliena, który wciąż naiwnie liczył, że wejdą, zastraszą zakładników, zabiorą pieniądze i wyjdą, nie robiąc nikomu krzywdy większej niż konieczna, a na pewno nie zostawiając po sobie dogorywających zwłok niczemu winnych ludzi, którzy akurat postanowili wejść do banku i stanąć w kolejce, by wypłacić uczciwe zarobione pieniądze. Cóż, zawsze warto mieć nadzieję.
           Nagle powietrze przeszył ogłuszający odgłos strzałów. Huki rozbrzmiewały raz po raz, w akompaniamencie krzyków tworząc mrożącą krew w żyłach sekwencję. Maya drgnęła i znieruchomiała, Julien poprawił kaburę z bronią przy pasku, mając wrażenie, jakby pistolet nagle zaczął ważyć z tonę, a Lia przyspieszyła tempa, pakując ostatnie pliki banknotów.
           - Zawijamy się! - sekundę później krzyknął do wspólniczek Julien, zapinając zamek swojej torby i zarzucając pakunek na ramię.
           Foster początkowo nie zareagowała, ale wtedy inicjatywę przejęła Lia, skutecznie wybudzając towarzyszkę z transu. W tej samej chwili rozległ się głośny alarm samochodowy, a jeden z chłopaków uderzył w drzwi skarbca, wyraźnie dając reszcie do rozumienia, że czas brać nogi za pas.
           Wypadli na korytarz i rzucili się biegiem w kierunku tylnego wyjścia, nie marnując czasu na oglądanie się za siebie. Słyszeli, jak ktoś wyłamuje zamek, a drzwi na zaplecze otwierają się ze zgrzytem. Kiedy mijali znajomy pokój, który już wcześniej zwrócił uwagę Chatfielda, fałszerz gwałtownie zatrzymał się i utkwił spojrzenie w półotwartych drzwiach. Jeżeli nie chciał zostać rozpoznanym i wpaść - a definitywnie nie chciał - musiał zadbać o jak najmniejszą ilość pozostawianych przez grupę dowodów. Nie mając ani chwili do stracenia, mężczyzna wparował do pomieszczenia i podbiegł do jednego z ekranów, a odnalazłszy nagrywarkę, wysunął z napędu aktualnie używaną kasetę i wrzucił ją do torby.
           Chatfield z szybkością błyskawicy wypadł z pokoju i słysząc już rzężenie pracującego silnika, ile tchu pognał w stronę wyjścia. W ostatniej chwili wskoczył do furgonetki, próbując zachować równowagę, gdy Kendra nadepnęła pedał gazu, a samochód ruszył z piskiem opon.
           Julien zajął swoje miejsce, ulokowując wypchaną pieniędzmi torbę obok trzech pozostałych pakunków. Ściągnął kominiarkę, przeczesał włosy dłonią i odetchnął - chociaż wciąż nie z ulgą, jakby w obawie, by nie zapeszyć - i dopiero po chwili poszedł za przykładem Johnniego, zdejmując również kombinezon. Poprawiając koszulę i kamizelkę od garnituru, ogarnął wzrokiem resztę zespołu, zauważając mimochodem, że są w komplecie i nikt nie odniósł żadnych widocznych obrażeń.
           Przez chwilę Chatfield nie miał pewności, czy słuch nie płata mu figli. Poprawił się na siedzeniu i zmarszczył brwi, próbując skupić się na dochodzących z oddali odgłosach. Nikt nie wypowiedział ani słowa, więc mężczyzna miał szczerą nadzieję, że z nerwów mu się przesłyszało. Gdy jednak pozostali pasażerowie unieśli głowy i zaczęli nasłuchiwać z poważnymi minami, Julien był już pewien, że w oddali daje się słyszeć cichy odgłos syren policyjnych. Zdawało się, że źródło dźwięku przybliża się z sekundy na sekundę.
           - Jasna cholera.
           - Tego nie było w planie.
           - Skręcaj w boczną uliczkę.
           Kendra przestudiowała w głowie mapę i zmieniła trasę, aby nie natknąć się na patrol, niewątpliwie zmierzający w kierunku obrabowanego przez nich banku. Furgonetka zjechała w przecznicę i zatopiła się w plątaninie mniej uczęszczanych dróg. Gdy pojazd podskoczył na wyboju, jeden z pasażerów rzucił niewybredną uwagę pod adresem stanu tutejszej nawierzchni, tymczasem odgłos syren szybko osiągnął apogeum i równie szybko zaczął cichnąć, aby w końcu stać się zupełnie niesłyszalnym.
           Przemknąłszy niezauważenie przez labirynt bocznych uliczek, samochód skręcił w stronę starej parowozowni, przejechał kilkaset metrów i zatrzymał się pod sypiącym się mostem, przez który kiedyś biegła trakcja kolejowa. Dzisiaj nie było po mniej ani śladu, amatorzy złomu zdążyli rozebrać ją na części i opchnąć za grosze w jakimś komisie. Kendra zaparkowała furgonetkę gdzieś pomiędzy dużą ilością nielegalnie wyrzuconych śmieci a gąszczem bujnych zarośli, których od lat nikt nie raczył wykarczować.
           - Wysiadka! - Dała znać pasażerom, że czas najwyższy zmienić wehikuł. Okolica była do tego stopnia zniszczona i zawalona odpadkami, że można byłoby ukryć pośród nich czołg, a przez wiele dni nikt nie wypatrzyłby go wśród wszystkich tych cudów świata. A nawet gdyby zauważył, prędzej rozebrałby go na części i zabrał ze sobą do domu, niż uprzejmie zawiadomił wyższe instancje, zachowując się niczym przykładny obywatel. Z jednej strony Julien zobaczył piętrzące się stosy gruzu, z drugiej nadpalone opony do traktora, a z trzeciej organiczne śmierci, wydzielające nieznośnie przykry odór, niezachęcający do podchodzenia bliżej, niż to tylko konieczne.
           Po przeciwnej stronie mostu, wśród wszechogarniającego bajzlu, czekał na nich sporych rozmiarów pojazd przykryty plandeką. Foster już przy nim stała, pozbywając się szarej płachty i odsłaniając ich nowy środek transportu. W międzyczasie reszta zajęła się przenoszeniem toreb z banknotami i upychaniem czarnych kombinezonów w metalowym kuble na śmieci, a Randall bawił się zapalniczką, najwidoczniej czekając, aż będzie mógł efektownie przemienić materiały dowodowe w kupkę popiołu. Chatfield wyciągnął kasetę VHS ze swojej torby i dorzucił ją do zawartości pojemnika.
           W okolicy panowała cisza, przerywana nieśmiałym terkotaniem jakiegoś ptaka oraz mniej nieśmiałymi komentarzami członków ekipy. Słońce, dotąd niezłomnie pnące się po błękitnym niebie, zawisło teraz wprost nad grupą złodziei, zmuszając ich do mrużenia oczu i ocierania ściekającego po szyi potu.
           A dzień dopiero się zaczynał.

Offline

#12 2018-07-13 21:18:08

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 67.0.3396.99

Odp: American Boondocks

HbBh7MY.png

igP7jsl.pngChciała ukręcić mu łeb.
igP7jsl.pngMoże i by to zrobiła, gdyby nie wizja pieniędzy. Wielu pieniędzy.
igP7jsl.pngCzasami zerkała na Seana, kiedy się śmiał do innych czy jak uśmiechał się w ten swój krzywy, cwaniacki sposób, i zastanawiała się, dokąd by zaszła, gdyby go nie spotkała. Rynsztok? Zgwałcona w ciemnym zaułku? Zadźgana podczas kradzieży portfela z marną zawartością? W pralni, wiecznie czyszcząc cudze brudy? Z paroma dzieciakami w jakimś zapyziałym, rozpadającym się mieszkaniu?
igP7jsl.pngDzieciaki, co? - pomyślała gorzko, tracąc nieświadomie kontakt z rzeczywistością. Odpłynęła daleko w krainę marzeń i nadziei, zarówno tych ziszczonych, jak i tych niespełnionych.
igP7jsl.png- Melody, zjeżdżasz.
igP7jsl.pngNatychmiast oprzytomniała i odbiła kierownicą, nim zjechali na pobocze drogi. Kendrze nie podobało się, że ze wszystkich osób to Forrest zwrócił jej tę uwagę, ale milczała. Jeszcze trzymała nerwy na wodzy, choć napięte do granic możliwości. Jeśli miałaby swojemu partnerowi ukręcić łeb, to najpierw uprzedziłaby tą czynnością Forresta. To miał być już koniec ich akcji, ostatnie zabawy przed zebraniem wszystkiego, co udało im się przez lata zdobyć i osadzeniem się w jakimś spokojnym, malowniczym miasteczku. A może wsi. Nawet o tym nie rozmawiali. Sean za każdym razem się pieklił lub ją zbywał, ewentualnie jeśli miał dobry humor, to kierował dyskusję na inne tory. Wiedziała, że nie podobała mu się jeszcze wizja rzucenia tego sposobu życia. Winą za to częściowo obarczała fakt, iż praktycznie nie znał innej rzeczywistości. Ona tak naprawdę również nie posmakowała tego, co jej się marzy, ale chciałaby spróbować i pokazać mu, że tak się da, że ludzie to robią i są szczęśliwi i oni również mogliby być tak samo szczęśliwi. Forrest to znów od niej oddalił. Niech go diabli.
igP7jsl.pngPrzechwyciła spojrzenie Seana we wstecznym lusterku. Nie uśmiechnęła się na jego zalotne mrugnięcie. Dojeżdżali do banku i serce zaczynało jej coraz mocniej walić. Bała się, że coś potoczy się nie tak. W teorii byli gotowi na prawdopodobnie każdą ewentualność, ale nie tym się przejmowała. Zwyczajnie nie chciała, by komukolwiek stała się krzywda. Ani jej grupie, ani cywilom. Choć może ujmując Seana, to bardziej jej zależało na tych drugich. Banda, do jakiej teraz trafili, nie sprawiła na niej dobrego wrażenia. Zbitek tak różnych, dziwnych osobowości, że czuła się wśród nich jak kosmitka. Jedyne, co ich łączyło, to pieniądze. Chęć zarobku.
igP7jsl.pngOdetchnęła głębiej, zacisnęła dłonie w skórzanych rękawicach do prowadzenia mocniej na kierownicy i powoli zatrzymała się na tyłach budynku. Pozostało czekać.
igP7jsl.pngNienawidziła czekać. Wydawało się niemożliwe, jak bardzo czas potrafił się wtedy rozciągać - cała kula gum do żucia nawet nie była do tego zdolna. Bawiła się szybami, biegami, radiem, wyrzucała śmieci przez okno, a tu dopiero minęło piętnaście sekund. Nie mogła wyjść z samochodu, ani przestawić żadnych lusterek, nawet fotela. Wybijała dłonią rytm piosenki z radia na kierownicy. Utwór zdawał się nie mieć końca. Wskazówka sekund na zegarku przesuwała się, ale jakoś opornie. Nieproporcjonalnie do wlekących się minut, niepokój Kendry narastał z zastraszającą prędkością. Ciśnienie zwiększało się jej w takim tempie, że zaczynała się martwić, czy jej biedne żeńskie serce to wytrzyma. Głowę rozsadzała migrena wespół z tysiącem niewygodnych pytań. Noga od sprzęgła chodziła jej coraz szybciej. Wskazującym palcem odkleiła top od szyi i dekoltu. Na kark występował jej pot, tyleż od stresu, co narastającej temperatury. Lekki przewiew, jaki dawały otwarte szyby, niewiele pomagał. Zdążyła wykląć każdego członka tej wyprawy, włącznie ze sobą. Seana podwójnie; tego członka wyklęła w obu znaczeniach.
igP7jsl.pngWłaśnie obserwowała w lusterku jak to właściwie wygląda, kiedy próbuje seksownie oblizać usta, gdy rozległy się strzały. Omal nie odgryzła sobie języka. Natychmiast zamknęła szyby, odpaliła silnik, delikatnie przygazowała, aby nie robić hałasu. Jeszcze nie.
igP7jsl.pngRobiło jej się niedobrze na myśl, co mogło się tam stać, a ona była tego częścią, ale nie pozwoliła sobie teraz na takie wyrzuty. Wstrzymała oddech, wbijając niecierpliwy wzrok w drzwi. Powietrze wypuściła przy kolejnych strzałach. Przeklęła siarczyście głośno i wyraźnie, jakby chciała, by dotarło to do wszystkich wewnątrz budynku.
igP7jsl.pngWreszcie wybiegli. Po kolei wskakiwali do auta, za wyjątkiem jednej osoby.
igP7jsl.png- Gdzie, do cholery, jest Artsy?! - warknęła Kendra, gazując pospieszająco przy dociśniętym sprzęgle.
igP7jsl.png- Biegnie!
igP7jsl.pngRowland powoli uniosła lewą stopę, Artsy wdarł się na pokład, a wtedy puściła pedał całkowicie i wystrzelili naprzód. Szarpnęła kierownicą, wdzierając się na ulicę i nie przejmując, czy pozostali się zapięli i nie wypadną. Chciała zobaczyć we wstecznym lusterku, czy wszyscy byli cali, a także dowiedzieć się, dlaczego strzelali, ale na razie musiała się w stu procentach skupić na drodze. Dochodziły ich już syreny w oddali. Musieli zniknąć z głównej trasy. Szybko przestudiowała mijane uliczki i dostrzegła odpowiednią.
igP7jsl.png- Skręcaj w boczną uliczkę.
igP7jsl.pngJedynie adrenalina, od której zaciskała wściekle zęby, powstrzymała ją od zgryźliwego komentarza. Zamiast niego pociągnęła znów gwałtownie kierownicą i nasłuchiwała z satysfakcją głuchych uderzeń głowami o auto i jego wyposażenie. Puściła lekko nogę z gazu. Tutaj rozpoczęła pokręconą podróż plątaniną ulic, aż wreszcie dotarli pod wcześniej wyznaczone miejsce. Dla odmiany wyhamowała subtelnie i oznajmiła, że czas wysiadać. Sama też wygramoliła się z pojazdu, trafiając nowymi butami prosto w śmierdzącą stertę bioodpadów. Trzasnęła z hukiem drzwiami i strzelała wkoło piorunami z oczu. Nie zważała już na upał, ani na paskudny smród, który promienie słoneczne wzmacniały. Akcja jeszcze się nie skończyła, ale nie potrafiła się już powstrzymywać dłużej od reakcji na to, co się wydarzyło. Sadząc spore kroki ku samochodowi ukrytemu pod plandeką, rzuciła do Forresta:
igP7jsl.png- Rób swoje.
igP7jsl.pngNie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Mężczyzna wyjął łatwopalne produkty i rozpoczął proces pozbywania się dowodów. Natomiast pod plandeką numer jeden Kendrze ukazało się tak paskudne auto, że aż wymsknęło jej się głośne, pełne obrzydzenia...
igP7jsl.png- Ugh.
igP7jsl.png- Łał, nawet na śmieci pod nogami tak nie zareagowałaś - zakpił lekko Artsy.
igP7jsl.pngKendra wywróciła oczami, zostawiając drugiej grupie Forda Crown Victorię w obrzydliwym, brudno-beżowym kolorze, wpadającym wręcz w szary. Skierowała się do kandydata numer dwa, i ten na szczęście spełniał jej względy estetyczne, mało tego - byłby odpowiednim autem na przyszłość. Uśmiechnęła się z zadowoleniem do eleganckiego  Buicka Lesabre Estate. Czule poklepała jego maskę, a potem obeszła dookoła, kontemplując po kolei każdy zewnętrzny element.
igP7jsl.png- Bierzemy tego! - zawołała, by każdy wyraźnie to sobie uświadomił. Odwróciła się ku Forrestowi i palącej się furgonetce. - Może ci przynieść kiełbaski i pianki. Forrest?
igP7jsl.png- Miło z twojej strony, Melody, ale doprawdy nie trzeba. Wszystko załatwione. - Mężczyzna uśmiechnął się do niej szeroko i uścisnął ramię, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi.
igP7jsl.pngWzdrygnęła się.
igP7jsl.png- Wszyscy gotowi? Możemy ruszać? - zapytał Gigolo, patrząc po każdym z osobna.
igP7jsl.pngKendra zamiast odpowiedzieć, po prostu siadła za kółkiem, spuściła szybę i oparła łokieć o drzwi. Z rozkoszą odpaliła silnik, który chwilowo zagłuszył jej złość i wyrzuty sumienia.


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

#13 2018-09-19 20:36:40

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 69.0.3497.100

Odp: American Boondocks

uEPwQGV.png

igP7jsl.pngPodpalić auto można można na trzy różne sposoby w zależności od efektu, jaki się chce osiągnąć. Pierwszym, najbardziej widowiskowym jest podpalenie karoserii. Należy w tym celu rozlać na samochód łatwopalną ciecz i podpalić ją najlepiej z bezpiecznej odległości, gdyż zajmuje się ogniem nadzwyczaj szybko. Sposób dobry, gdy chce się zostawić komuś ostrzeżenie - Randallowi parę razy zdarzało się już z niego korzystać - w tym przypadku niezbyt przydatny, gdyż łatwo mogłoby się to zamienić w pożar całego wysypiska, zwróciłoby też niepotrzebnie uwagę na samochód, a wcale nie było gwarancji, że ogień usunie ich ślady. Drugim sposobem jest podpalenie cieczy we wnętrzu auta - należy jedynie dopilnować, by ogień miał dostęp do świeżego powietrza, gdyż bez tego mógłby się jedynie tlić całymi godzinami. Ostatnim, najbardziej dyskretnym sposobem, jaki Randall znał, jest podpalenie opon. W tym celu układa się pod oponami stosik łatwopalnych rzeczy. Zajęcie się ogniem trwa jednak od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu minut, a aż tyle czasu nie posiadali.
W powietrzu rozniósł się ostry swąd benzyny, gdy Winston zaczął ją rozlewać we wnętrzu auta. Stosik zrzuconych przez resztę ekipy kombinezonów pieczołowicie podarł swoim kieszonkowym nożem na przypadkowe skrawki materiału. Część podłożył pod opony, a resztę wyrzucił do koszy, których bezdomni używali do ogrzewania się w chłodne dni. Podpalenie tego wszystkiego sprawiało mu więcej frajdy, niż po sobie okazywał. Gdy van zajął się na dobre i Randall został zmuszony do zaprzestania prób trafienia zapaloną zapałką w rurę wydechową auta pod pretekstem doglądania go, zrobił jeszcze ostatni obchód po zapalonych koszach, by je pozamykać i odciąć im dopływ powietrza. Wyglądało to jak jeden z wielu aktów wandalizmu.
igP7jsl.png- Może ci przynieść kiełbaski i pianki. Forrest? - głos Kendry nieprzyjemnie wyrwał go ze stanu skupienia. Wszystko jednak jak dotąd toczyło się zgodnie z planem, więc odpowiedział jej nawet przyjaźnie, co z kolei nie spodobało się jej. Doszedł do wniosku, że najwyraźniej ma PMS, więc po prostu nie warto się z nią wykłócać. Gdy Gigolo ich pospieszył, Randall mu przytaknął. Usiadł na tylnym siedzeniu uznając, że obowiązek siedzenia z przodu obok wnerwionej kobiety zrzuci na Seana. Zanim ruszyli, rzucił jeszcze reszcie ekipy złe spojrzenie, jakby chciał warknąć "Spróbujcie tylko zwiać z tą połową łupu - znajdę was i zabiję". Zdążył jeszcze zasalutować, gdy ruszyli wyrzucając spod tylnych kół kawałki gruzu i śmieci.
igP7jsl.pngJechali większość czasu w pełnym napięcia milczeniu. Sean wystukiwał palcami trudny do uchwycenia rytm. Gdy Randall miał w końcu na niego warknąć, by przestał, ten akurat włączył radio. Wnętrze auta wypełnił pogodny i słodki głosik Maggie Reilly. Zdążyła wyśpiewać połowę piosenki, gdy Melody belzitośnie wyłączyła odbiornik.
igP7jsl.png- To była naprawdę dobra piosenka - zaprotestował kpiąco Winston. Kendra w odpowiedzi zmierzyła go we wstecznym lusterku morderczym spojrzeniem.
igP7jsl.png- Co tam się działo, że padły strzały?
igP7jsl.png- Nie masz się co martwić, kochanie. To były strzały w powietrze - odezwał się Sean sięgając znów do radia. Melody uderzyła go po palcach i zerknęła znów w lusterko na Randalla, by sprawdzić, czy ten potwierdza tę wersję. Nie ukrywała niechęci w fakcie, że musi się w ogóle u niego czegoś upewniać. Mężczyzna wzruszył ramionami wymijająco, by nie zostać wciągniętym w kłamstwo.
igP7jsl.png- Logan zakazał strzelania.
igP7jsl.png- Ano, zakazał - potwierdził Winston zakładając ręce za głowę.
igP7jsl.png- I co mu teraz powiecie?
igP7jsl.png- Prawdę - odparł nieco ostrzejszym głosem, niż wymagały tego okoliczności. Sean musiał wyczuć, że ta odpowiedź była zarezerwowana szczególnie dla niego, gdyż nagle zainteresował się krajobrazem za oknem.
Przez chwilę milczeli kontemplując te słowa, tudzież po prostu widoki. Nie żeby były specjalnie interesujące - ot rozciągająca się aż po drżący z gorąca horyzont preria.
igP7jsl.png- Musimy zjechać, nie będziemy wracać bezpośrednio tą drogą - odezwał się w końcu Randall widząc, że zaczęli się zbliżać do rozdroża.
igP7jsl.png- To było wcześniej w planie?
igP7jsl.png- Alibi. I tak muszę kupić części do warsztatu.
Melody bez słowa zjechała z głównej trasy.

***

igP7jsl.pngRadio częstowało ich romantycznymi kawałkami, które wciąż przełączali w poszukiwaniu regionalnych wiadomości. Cisza. Na kanale kierowców również było cicho - jedynie raz ktoś skomentował, że na pobliskiej stacji paliwo wychodzi cholernie drogie.
Wspomnianą stację zobaczyli na horyzoncie długo przed tym, zanim do  niej dotarli. Stanowiła część kompleksu niskich budynków stworzonych tu najwyraźniej z myślą o przejeżdżających tirowcach. W typowo amerykańskim barze znajdowało się parę osób - głównie mężczyzn, którzy najwyraźniej przyjechali tu wielkimi tirami stojącymi na parkingu po przeciwnej stronie ulicy. "Parking" był tak naprawdę przestrzenią różniącą się od okalającej ich prerii jedynie faktem, że jego powierzchnia została wygładzona. Największą uwagę przyciągał jednak neonowy szyld klubu ze striptizem. Sklep z częściami wspomniany przez Randalla okazał się małym budynkiem przyklejonym do stacji paliw. Reklamowały go nieco zakurzone kanistry olejów silnikowych poukładanych na półkach zasłaniających okno.
Tablica przedstawiała faktycznie horrendalne ceny paliwa, jednak dla utrzymania pozorów wjechali na plac zmierzając w stronę tankomatu. Wtedy dopiero cała trójka zauważyła zaparkowany między budynkami radiowóz. Oczywiście, wszyscy się spięli.
igP7jsl.png- Zachowujmy się naturalnie - pozwolił sobie powiedzieć na głos Randall.
igP7jsl.png- Właśnie. Naturalnie - wycedziła Kendra. Wyglądała na wściekłą, że w ogóle zgodziła się tu zjeżdżać.
Winston bez słowa wysiadł z auta pozostawiając zatankowanie go swoim towarzyszom. Nikomu innemu tak by nie ufał, by wysiąść z auta narażając się na porzucenie. Ich jednak znał już od jakiegoś czasu - co w sumie dla obu stron oznaczało pewne plusy i minusy. Dla nich wielkim minusem było z pewnością to, że zbyt dużo o nich wiedział.
Wizyta w sklepie była krótka i rzeczowa, zajęła jednak na tyle dużo czasu, by po wyjściu z budynku zastać ich "eleganckiego" Buicka zaparkowanego na parkingu. Sean właśnie prowadził zniechęconą Kendrę do baru. Zobaczywszy Randalla, rzucił mu kluczyki szczerząc białe zęby w uśmiechu. Mężczyźnie było to nawet na rękę. Nie powiedział im w końcu o drugim powodzie, dla którego nalegał na zjechanie właśnie tutaj. Części zapakował do bagażnika, w którym pod plandeką schowali partię swojego łupu. Stworzyły one swoisty misz masz skutecznie zniechęcający do głębszego grzebania w nim. Winston zatrzasnął bagażnik i ruszył za towarzyszami do baru pogwizdując pod nosem motyw z Take on me. Sean właśnie zamawiał sobie burgera z frytkami.
igP7jsl.png- Dwa burgery. Mój słabo wysmażony - wtrącił Randall opierając się o blat obok Kendry.
igP7jsl.png- Kawę - burknęła kobieta krótko odsuwając się subtelnie od Winstona.
Usiedli przy oknie tak, by mieć dobry widok na okolicę. Naturalnie zwrócili na siebie uwagę tutejszej klienteli. W kącie siedziało dwóch policjantów. Jednemu z nich nieestetycznie po brodzie spływał tłuszcz z burgera, podczas gdy drugi raczył się kawą i czytał gazetę. Z szafy grającej rozbrzmiewały tony Velvet Underground.
igP7jsl.png- Dwóch rosłych facetów, a każą kobiecie prowadzić - odezwał się w końcu żartobliwie jeden z mężczyzn. Na czapce leżącej obok niego widniało takie samo logo, jak na przyczepie jednego z zaparkowanych tirów.
Randall posłał mu uśmiech nieobejmujący oczu. Sean z kolei z chęcią wziął na siebie ciężar towarzyskiej rozmowy.
igP7jsl.png- Wie pan jak jest. Obaj zawiani, nie chcemy się narażać tym dwóm panom - wskazał ruchem głowy jakby nigdy nic w stronę policjantów.
Policjant od burgera pogroził im zatłuszczonym palcem.
igP7jsl.png- I prawidłowo, panowie.
Randall ocenił, że jeśli tylko Sean tego nie spieprzy, to całkiem zgrabnie zdobędzie sobie sympatię towarzystwa. Przestał się jednak skupiać na rozmowie, gdy zobaczył przez okno drugi powód ich przybycia tutaj.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#14 2018-10-26 23:14:35

Dolores
Kucyponek Jednorogi
MacintoshSafari 604.1

Odp: American Boondocks

Ladies and gentlemen, behold...
Jennifer Holtz

Jakiż to chłopiec piękny i młody?
Jaka to obok dziewica?
Brzegami sinej Świtezi wody
Idą przy świetle księżyca.

Pamiętam ten dzień jakby był wczoraj. Staliśmy we dwoje, jak zawsze trzymając się za ręce, nad pustym dołem, nad pełną trumną. Prócz martwego ciała naszej matki ubranego w jasne koronki, w trumnie było pełno kwiatów. Kolorowych, polnych kwiatów, które tego samego ranka nazbieraliśmy na łące za domem dziadków. Niektóre z nich powoli zaczynały więdnąć, zielone listki delikatnie żółkniały na końcach i zwijały się do środka, jakby chciały objąć się ramionami, powstrzymać jeszcze przez chwilę nieubłagany koniec. Tak samo moje palce zaciskały się mocno na chłodnej i wilgotnej dłoni brata, jakby to w jakiś sposób miało powstrzymać to co nieuniknione, odsunąć w czasie ostatnie chwile jednej części naszego życia. W drugiej dłoni delikatnie trzymałam łodyżkę białej róży, Johnnnie trzymał taką samą - to były jej ulubione. Zaciskałam wargi w wąską linię i mocno mrużyłam oczy, tego dnia było nieznośnie słonecznie. John co jakiś czas przecierał zapłakane oczy mankietem koszuli. W końcu błogosławieństwo księdza dobiegło końca. Trumna została spuszczona w dół ciemnego otworu w ziemi. Oboje równocześnie zrobiliśmy krok w przód i jak na komendę upuściliśmy róże. Ich twarde łodygi uderzyły w wieko trumny.
Następnego dnia siedzieliśmy na pokładzie samolotu do portu lotniczego Columbus. Johnnie siedział od strony okna, zapatrzony w chmury póki nie zmorzył go sen, ja uparcie starałam się przeczytać pierwszy rozdział Tajemniczego ogrodu Burnetta. To był nowy początek.

Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka;
Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,
Pewnie to jego kochanka.

Byliśmy sierotami. Taka była prawda, ale nikt nigdy nas tak nie nazwał i sami też nie identyfikowaliśmy się z tym słowem. Sieroty. To słowo przywodzi na myśl brudne dzieci w starych łachmanach, starające się ogrzać miniaturowym ogniskiem z paczki zapałek. Obraz zdecydowanie daleki od naszej rzeczywistości po śmierci matki. Po pierwsze: w Bluegrass było cholernie gorąco. Drugim powodem był oczywiście nasz wygląd, Johnnie prędzej by umarł niż wyszedł choćby do ogródka bez porannej toalety, ja bez tego nie przekraczałam furtki podwórka. Nasza nonszalancja i wyniosłość sprawiała, że ludzie patrzyli na nas bardziej jak na dzieci zamożnych potentatów finansowych, niż jak na biedne sierotki. Nie wyprowadzaliśmy ich z błędu. Chociaż nasze życie nie było usłane różami, zawsze sprawialiśmy zgoła odmienne wrażenie. Johnnie wkładał bawełniane bermudy i skórzane mokasyny, które każdego wieczora dokładne pastował, ja upinałam ciemne loki w wysokiego kucyka i starannie zawiązywałam wstążeczki przy kwiecistych sukienkach. Czas biegł w zastraszającym tempie, a my wciąż trzymaliśmy się tyko we dwoje. Chodziliśmy razem na długie spacery trzymając się za dłonie jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi. Często ja trzymałam koronkową parasolkę wysoko nad naszymi głowami, a John niósł kosz piknikowy wypełniony świeżo zerwanymi owocami, maślanymi ciasteczkami i kanapkami z szynką. Większość sąsiadów wiedziała, lub chociaż domyślała się, że jesteśmy rodzeństwem. Ale zdarzali się i tacy, którzy nie mieli o tym pojęcia. Chociaż zawsze byliśmy do siebie łudząco podobni, z wiekiem te podobieństwa zaczęły zanikać. Początkowo próbowaliśmy wyprowadzać z błędu tych, którzy wątpili w nasze pokrewieństwo. Z czasem dopiero zauważyliśmy o ileż zabawniej jest wodzić innych za nos.

15353345cee5a7e152a7e1deffa42032-d9o0xmr.jpg

Zawsze chciałam być baletnicą. Raz, gdy byliśmy mali, mama zabrała nas na balet w dniu naszych urodzin. Dziadek do orzechów pamiętam go dokładnie, chociaż nie mogłam mieć wtedy więcej niż sześć lat. Zakochałam się wtedy w tańcu klasycznym i każdego dnia przed snem wyobrażałam sobie siebie w tiulowej spódnicy i ciasnym koku, z gracją płynącą po scenie. Czasem nadal to sobie wyobrażam, jest dla mnie w tej wizji coś uspokajającego, choć moje życie potoczyło się zgoła odmiennie niż sobie wymarzyłam. Niekiedy zastanawiam się co mnie doprowadziło do punktu, w którym znajduję się teraz. Przez niewinny handel ziołem, po kartele narkotykowe i napady na bank - ciągi niewłaściwie podjętych decyzji. Zbyt kurczowe trzymanie się brata, zbyt duża chciwość. Ale w pewnym momencie próbowałam z tym zerwać. Wyszłam rano, kilka dni po niefortunnym wypadku, w którym straciłam oko, wzięłam kluczyki od auta z półki w przedpokoju i odjechałam, prosto przed siebie, nie oglądając się wstecz. Próbowałam zacząć nowe życie - gdzieś, gdzie jeszcze mnie nie było. Dotarłam do Tampy na Florydzie, zameldowałem się w hotelu i z miejsca zaczęłam szukać pracy. Szybko okazało się, że moje możliwości były mocno ograniczone. Miałam dwadzieścia trzy lata, jedno oko a moją największą umiejętnością było pozyskiwanie amfetaminy z leków na kaszel. To nie wróżyło mi świetlanej kariery, a praca na pół etatu w monopolowym ledwo starczała mi na opłacenie mieszkania. Nie było mnie stać na studia, a bez nich moje opcje były nieszczególnie zadowalające. Jak się można domyślić, długo nie wytrzymałam. Rzeczywistość mnie pokonała, jednak nie miałam zamiaru wracać do napadów czy dilerki. Tym razem poszłam w zupełnie innym kierunku. Kierunku tańca i namiętności. Zaczynałam jako barmanka w klubie ze striptizem. Z czasem okazało się, że faktycznie potrafię się ruszać a moja uroda w połączeniu z przepaską na oko i drobną blizną ciągnącą się od powieki na policzek, przyciąga klientów. Byłam sensacją, czymś nietypowym. Ale przede wszystkim - w końcu byłam tancerką, choć zamiast baletek i tiulowej spódnicy nosiłam obcasy na platformie bieliznę ozdobioną sztucznymi kamieniami. Mimo wszystko ta praca dawała mi duże zarobki i przyniosła największe szczęście w moim życiu.


Ja pierdolę, ale ameby.

Offline

#15 2019-06-21 21:23:29

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 75.0.3770.100

Odp: American Boondocks

maya.png

      Serce zakołatało w piersi Mayi. Kobieta w skupieniu starała się kontrolować coraz bardziej nierównomierny oddech. W samochodzie zapanowała cisza. Syreny policyjne wyły coraz bliżej uciekinierów, a wszystkich zmroziło. Trwało to chwilę, jednak w momencie, w którym wycie ucichło, Maya odetchnęła z ulgą. Melody spisała się wyśmienicie w swojej roli. Foster nie oszczędziła sobie spojrzenia na kierowcę i kiwnięcia głową z aprobatą. Musiała przyznać, że przed akcją była zaniepokojona składem grupy. Nie znała ich za dobrze i tak naprawdę nie wiedziała, jakimi umiejętnościami dysponowali. Była natomiast pewna, że Logan nie współpracowałby z osobami, co do których nie miałby pewności. W ostatnim czasie skuteczność i dokładność były dla niego priorytetami.
    - Ugh… - jęknęła niezadowolona, wysiadając z furgonetki, kiedy dotarli do punktu przesiadkowego. – Rany, jaki smród… - ściągając płachtę z jednego z samochodów, ostrożnie stawiała kroki, aby nie wdepnąć w coś niepożądanego. Patrząc na ziemię i odpady, które zaśmiecały ten teren, nie chciała się nawet zastanawiać czego to były resztki. Gdzieś w oddali słyszała głośne gruchanie stada gołębi ze smakiem oczyszczających podłoże. – Paskudztwo ciągnie do paskudztwa – skomentowała a skupiona na nienaruszeniu stanu swoich butów nie spostrzegła Kendry, wsiadającej do samochodu, z którego ściągała płachtę. Obruszyłaby się zachowaniem kierowcy, gdyby nie to, że sama wolała Forda Camaro Victorię. O wiele bardziej przyciągnął jej uwagę.
Z uśmiechem na twarzy obserwowała jak Buick z pasażerami opuszcza śmietnisko, pozostawiając ją z resztą. Wyciągnęła kluczyki do auta i w tym samym momencie napotkała znaczące spojrzenie Johnniego. Przez chwilę się w siebie wpatrywali, dopóki kobieta nie rzuciła kluczykami w jego stronę.
- Ale ja kontroluję radio – jako pierwsza zajęła miejsce obok kierowcy. Holtz już chwilę później odpalał silniki i jak na prawdziwego mężczyznę przystało, zanim ruszył, przejechał dłońmi po kierownicy, jakby była zgrabnym tyłkiem seksownej kobiety. Maya wywróciła teatralnie oczami, wzdychając. – Jestem pewna, że twoja kochanka wolałaby bardziej przytulny kącik – skomentowała jego zachowanie, sięgając do radia. Włączyła jakiś kanał i niemal od razu przestawiła, bo nie miała ochoty słuchać żadnej ballady. Co to była za atrakcja, kiedy się uciekało przed policją ze skradzionymi pieniążkami? – Hej, mówiłam że ja biorę radio! – przepchnęła rękę kierowcy i zmieniła kanał. Jak na złość zrobił to samo, jakby sam też szukał czegoś innego.
- Weź znajdź coś lepszego – z tyłu nadal siedziały dwie osoby, które do tej pory milczały. Maya spojrzała w lusterko i ponownie zmieniła kanał, aż w końcu natrafiła na idealną piosenkę. Na jednej ze stacji leciało „Eye of the tiger”.
- Nie próbuj teraz przełączać! – ze schowka przy swoim miejscu wyciągnęła coś, co mogło posłużyć za mikrofon. Mając świetny humor zaczęła śpiewać, teatralnie odgrywając sceny, o których mówił utwór i grając we wstępie na perkusji. Momentalnie umyślnie rozpraszała Johnniego, chcąc ponownie poczuć ryzyko. – O, stój, stój, stój – zwróciła mu uwagę, wskazując jakiś pub przy drodze. Mężczyzna zdawał się nie słuchać, jakby chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce. – No weź, muszę do toalety! – dodała, przekonując go. Pospiesznie wysiadła i skierowała się do środka, a zapach który w nią uderzył przypomniał, że była głodna. To było, jednak, na drugim miejscu. W pierwszej kolejny powędrowała do toalety, żałując że w ogóle na to wpadła, widząc w jakim była stanie. Musiała jednak skorzystać, a zaraz po tym bardzo dokładnie umyła ręce i sięgnęła do torebki po kosmetyki. Jej makijaż był w opłakanym stanie, a nie znosiła tak wyglądać. Skupiona na dokładnym nałożeniu tuszu czy szminki, nie zauważyła że ktoś wszedł do środka, i że nie była to kobieta chociaż była pewna, że weszła do damskiej łazienki. 
- Hej… - zaskoczona męskim głosem wypuściła szczoteczkę z rąk, a spadający tusz zostawił na jej policzku czarny ślad. Nie chciała zerkać w lustrze na chłopaka, a już tym bardziej odwracać się w jego kierunku, ale to było nieuniknione. Przekonała się tylko, że się nie myliła.
- Co tutaj robisz? – zapytała lekko spanikowanym głosem, próbując pozbyć się śladu. Ręce jej drżały, bo skoro spotkała Steve’a to i Trevor mógł być. Kobieta zbladła jak ściana, szybko zbierając swoje rzeczy, żeby się stąd jak najszybciej wynosić.
- Wyluzuj, nie ma go tutaj – nie uspokoiło to mnie i skierowałam się do wyjścia. Mężczyzna mnie zatrzymał tuż przy drzwiach, łapiąc za ramię i zmuszając, abym na niego spojrzała. – Ale nadal cię szuka. Jest uparty i nie odpuści.
- Wiem o tym… - warknęła ciemnowłosa, wyrywając się z uścisku młodzieńca. Panika przerodziła się we wściekłość, że jeszcze starał się do niej dotrzeć. Po tylu latach powinien dać sobie spokój. I tak miał nadmiar pieniędzy, więc po cholerę zaprzątał sobie głowę kradzieżą?
- Uważaj na siebie… - dziewczyna nie wierzyła w szczerość tych słów. Była niemal pewna, że kiedy tylko zniknęła z jego pola widzenia, od razu wybrał numer do swojego szefa, żeby powiadomić o zaistniałej sytuacji. Głód Mayi gdzieś zniknął, zastąpiony chęcią ucieczki z tego miejsca.
- Możemy jechać – uśmiechnęła się do swoich towarzyszy, nie zajmując miejsca obok nich. Nerwowo stukała nogą w zniecierpliwieniu czekając, aż wszyscy się podniosą i ruszą z powrotem do auta.

Ostatnio edytowany przez Raika (2019-06-21 21:33:59)

Offline

#16 2020-08-13 16:06:03

Dolores
Kucyponek Jednorogi
WindowsChrome 84.0.4147.125

Odp: American Boondocks

gigolo.png

Johnnie w locie złapał kluczyki do Forda i szarmanckim gestem otworzył paniom drzwi samochodu. Natomiast Juliena, który chyba oczekiwał tego samego, obrzucił jedynie wymownym spojrzeniem i wsiadł po stronie kierowcy. Niczego sobie nie robił z faktu, iż Maya "zaklepała" rolę DJ-a i w trakcie jazdy sam przeskakiwał stacje radiowe w poszukiwaniu czegoś, jeśli nie dobrego, to choć przyzwoitego. Wywróceniem oczu skwitował prośbę o zostawienie stacji, na której leciało "Eye of the Tiger" - chyba na nic lepszego i tak nie mógł liczyć. Zacisnął ręce mocniej na kierownicy.

[rodzi się w bólach]


Ja pierdolę, ale ameby.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] claudebot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
ukladsterujacy - therichteam - austro-wegry - bankpylife - dizilandia