Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#11 2019-01-29 00:09:28

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 71.0.3578.98

Odp: Potworna Rodzinka

Orielle Chambers

KLujbIH.png- Jak było w szkole? - zagadnęła ich matka, gdy całą trójką - razem z Akim wsiedli do samochodu.
KLujbIH.png- Ujdzie - skwitowała krótko Orielle wsiadając na samym końcu. Ethan nawet się nie zastanawiał, gdy otworzyła im drzwi, z kolei Aki próbował ją przepuścić przodem. Panna Chambers postawiła jednak na swoim i zamiast usiąść z tyłu obok chłopców, zamknęła za nimi drzwi, decydując się na miejsce z przodu, obok matki. Miała na sobie czarny t-shirt zespołu Nightwish, jeansy z wysokim stanem i oksfordy z grubą podeszwą. Pasek torby leżał jej między piersiami, na co zwróciła uwagę dopiero wtedy, gdy matka zerknęła w jej stronę. Zdjęła torbę i ułożyła ją sobie na kolanach.
KLujbIH.png- Jesteście głodni? Musimy zajechać do Grumpy Oak - zagadnęła Aria. Po chwili się zreflektowała spoglądając na Akiego w lusterku - ciebie oczywiście odwiozę pod dom.
KLujbIH.png- Nie trzeba, pani Chambers. Chętnie pomogę - zaoferował się chłopak.
KLujbIH.png- Przyznaj się, liczysz na dobry obiad - zakpił żartobliwie Ethan, na co otrzymał kuksańca w bok.
KLujbIH.png- To się nazywa wykorzystywanie nieletnich - skomentowała Orielle uśmiechając się pod nosem.
KLujbIH.png- To się nazywa uczenie młodzieży szacunku do pracy - sprostowała niewinnie Aria.
Ze szkoły nie mieli daleko - i w słoneczne dni często wracali na piechotę - dlatego też na swoje osiedle wjechali po krótkiej chwili. Przy jednym z domów stała ciężarówka i wokół krzątało się sporo pracowników wnoszących meble. Orielle ziewnęła przeciągle przyglądając się im. Reszta pasażerów coś komentowała, ale dziewczyna nie skupiała się na tym zbytnio. Nie licząc Akiego i jego babci, nie bardzo interesowały ją perypetie międzysąsiedzkie.
KLujbIH.pngW Grumpy Oak zastali pudła pełne ozdób i krzątającą się wszędzie Yasmin. Panował tu przyjemny dla Orielle zapach drewna. Lubiła tu przebywać, gdy nie było żadnych gości. W godzinach działania restauracji czuła się tu niezręcznie - głupio było jej zachowywać się tu jak gość, skoro mogła obsłużyć się sama, z drugiej strony czuła, że powinna troszkę pomóc przy biznesie, a to nie było coś, czemu najchętniej poświęcałaby swój wolny czas. Nie, żeby kiedykolwiek miała się do tego przyznać przed kimkolwiek z rodziny.
KLujbIH.png- Jesteśmy! - Aria zapowiedziała ich  śpiewnym tonem głosu.
KLujbIH.png- Oh, dobrze. Pomóżcie mi z tym... Z tymi ozdobami, jeśli możecie - odparła Yasmin podsuwając w ich stronę kolejne ciężkie pudło. Wydawała się lekko spięta.
KLujbIH.png- Zdążymy przed otwarciem - pocieszyła ją Orielle podnosząc z pudła pęk halloweenowych girland. W międzyczasie chłopcy wzięli się za przenoszenie szczególnie wybujałych dyń.
KLujbIH.png- Akurat tym się nie martwię, ale dzięki - odparła krótko Yasmin. Po chwili milczenia zdecydowała dodać, o co chodzi - Arieh zapowiedział, że dziś przybędzie.
KLujbIH.png- O, super! - ucieszył się z głębi restauracji Ethan. Bliźnięta zawsze dobrze sobie wspominały wizyty wujka - jak dotąd byli za młodzi, by zauważyć spięcia panujące między dorosłymi. Arieh pojawiał się raz na kilka lat i zawsze tryskał energią oraz optymizmem przynosząc ze sobą powiew świeżości. Czasem korespondował z córką lub z bratem.
Yasmin odpowiedziała słabym uśmiechem odgarniając nerwowo włosy.
KLujbIH.png- Nic mi o tym nie mówił - zdziwiła się Aria. W końcu to ona była panią domu.
KLujbIH.png- Może powiedział ojcu - Orielle wzruszyła ramionami.
Matka jedynie zerknęła na ekran telefonu. Sądząc z jej niezbyt zadowolonej miny, nie było żadnych wiadomości.

***

KLujbIH.pngDrzwi skrzypnęły przyciągając w swoją stronę uwagę wszystkich. Orielle nastawiła się na zobaczenie olśniewającego uśmiechu wuja, więc wejście zupełnie obcych osób mocno ją zaskoczyło. Wszyscy wyglądali nienagannie - małżeństwo z trójką ładnych dzieci, z których najstarsze było gdzieś w wieku bliźniąt i Akiego. Kojarzyli się Orielle z rodzinką Addamsów.
KLujbIH.png- Zamknięte. Zapraszam za cztery godziny - poinformowała ich Yasmin z anielską cierpliwością, jakby informacja o godzinach otwarcia lokalu nie była wcale wywieszona na drzwiach.
KLujbIH.png- Proszę mi wybaczyć, myśleliśmy, że jest otwarte. Widziałem, że wchodzą państwo do lokalu - odparł gładko mężczyzna. Nie wydawali się nosić z zamiarem wyjścia. Wszyscy rozglądali się po sali, a ich najstarszy syn - nienaganny blondynek, w koszuli zapiętej po samą szyję, zmierzył Ori takim spojrzeniem, że ta w odpowiedzi założyła ręce na piersi częstując go z kolei spojrzeniem wrogim.
KLujbIH.png- Jesteśmy tu nowi. Słyszeliśmy, że pod tym adresem możemy spotkać odpowiadające nam towarzystwo - dodała kobieta z lekkim uśmiechem. Lekko uniosła brwi, gdy zatrzymała wzrok na Akim. Nadnaturalni instynktownie wyczuwali, kto ma z nimi coś wspólnego, a kto jest zwykłym  człowiekiem.
KLujbIH.png- Bardzo nam miło, jesteśmy państwem Chambers. Z tego co widziałam, mieszkamy prawie po sąsiedzku - Aria przejęła pałeczkę witając się zdecydowanym uściskiem dłoni.
Orielle skinęła tylko głową i ruszyła w kierunku brata oraz przyjaciela. Nie czuła się najswobodniej przy tych nowych.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#12 2019-08-23 13:25:07

Faworek
Pochwalony Faworek Depeszek
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: Potworna Rodzinka

YrTdjXt.png

Rongeur od rana jeździł po hurtowniach i sklepach, szukając rzeczy wypisanych na liście, którą sporządziła mu Yasmin. W międzyczasie jego zestaw głośnomówiący w samochodzie nie miał chwili przerwy - Ron wisiał na słuchawce z bratanicą, dostawcami, architektem i monterem wentylacji. Z każdym z nich dopinał interesy na ostatni guzik, aby remont w jego drugim lokalu gastronomicznym mógł przeć do przodu. Chciał przetrwać jego dzień otwarcia w sile swoich możliwości, ale do tego czasu czekało ich wciąż wiele pracy i wysiłku. Zaczynał jednak myśleć, że porwał się z motyką na słońce. Miał wrażenie, że nie uda mu się dopiąć dziś wszystkiego, co planował. Zaczynał motać się w numerach telefonów, gubił trasę do miejsca, do którego akurat jechał, a głowa zaczynała puchnąć mu od każdej kolejnej przeszkody, którą napotykał.
Uwielbiał ten stan. Był najwyraźniej masochistą. Albo pracoholikiem. Na jedno wychodziło.
Kochał zadręczać się zadaniami, potykać się o każde wyzwanie i staczać bój o swoje cele jak Dawid z Goliatem, bo kiedy osiągał to, do czego dążył, nic nie smakowało lepiej od zmieszanego smaku własnego potu i krwi na zdobytym szczycie. Zwłaszcza, gdy mógł potem patrzeć, jak jego starania cieszą odwiedzających ich klientów - tych stałych jak i nowych - przynoszą im chwilę swobody i łączy dwa, odmienne społeczeństwa.
Ron zostawił samochód na parkingu przed kolejną z kolei hurtownią. Miał w niej kupić zapas sztućców na wypadek, gdyby zorganizowanie Halloween w zajeździe okazało się większym sukcesem niż zakładali wcześniej. W poprzednich sklepach regularnie zapominał o zakupie świeczek, teraz więc jak mantrę powtarzał w umyśle słowa "Świeczki, świeczki, świeczki, świeczki..."
- Dzień dobry, panie Świeczka - Odezwał się, odbierając przychodzące połączenie na telefonie - Nie. Co ja mówię...? Przepraszam, panie Carter.
Skupiwszy się na rozmowie, plątał się po sklepie, nie mogąc przypomnieć sobie, po co przyjechał ani gdzie to leży. Któraś ze znużonych jego roztargnieniem szarych komórek, podsunęła mu pomysł, aby zwrócił się o pomoc do ekspedienta. Odnalazł więc dziewczynę ubraną w koszulkę w kolorach oraz z logiem sklepu i podsunął jej pod oczy listę od Yasmin, stukając palcem w pozycję, której potrzebował, nie przerywając ani na chwilę toku rozmowy prowadzonej przez telefon.
Dziewczyna zrobiła minę, która miała jasno dać do zrozumienia, że nie lubi klientów, którzy bez szacunku do obsługi - żadnego Dzień dobry, proszę, kopnij mnie w cztery litery - wymagają, aby załatwić za nich ich sprawy jak najszybciej i najlepiej.  Jednak odwróciła się i poprowadziła go w kierunku stosika, przed którym potrzebował się znaleźć. Zatrzymała się przed półkami, na których leżały sztućce i oddała mu do ręki jego listę. Odwróciła się do niego plecami, ale zanim jej twarz zniknęła zupełnie z jego pola widzenia, Ronowi zdawało się, że zauważa wpływający na jej twarz, złośliwy uśmiech. Zdążyła zrobić dwa kroki usłyszała zgrzyt kilkudziesięciu metalowych narzędzi uderzających o siebie nawzajem, o posadzkę i znowu siebie nawzajem. Odwróciła się z powrotem, aby ujrzeć Rona z urwaną szufladką w ręce, otoczonego dywanem z łyżek. Nie wyglądała na zaskoczoną.
- Oddzwonię do pana - Ron zakończył rozmowę i spojrzał na ekspedientkę. Nie ruszyła się z miejsca w żaden sposób, ale jej mimika w ciągu kilku sekund przedstawiła kilkanaście różnych i sprzecznych emocji. Zszedł na kolana i zaczął zbierać sztućce do szufladki. Dziewczyna kucnęła przy nim z zamiarem pomocy - Bardzo przepraszam. Ja... Jestem dzisiaj w biegu i nie potrafię skupić myśli. Jest już tego po prostu za dużo. Ledwo co udało mi się wykupić lokal, a teraz pojawiają się problemy z jego przebudową. I jeszcze doszło do tego zorganizowanie bankietu i...
- Rozumiem - przerwała mu, zanim zdążył poniżyć się do końca, wylewając swoje troski na nieznajomą. Jej głos okazał się niezwykle delikatny, ale brzmiała w nim nuta stanowczości i pewności siebie. Jednocześnie przestała wyglądać na poirytowaną, a z jej spojrzenia mógł faktycznie wyczytać oznakę zrozumienia i pożałowania dla niego.
Dziewczyna odrzuciła z ramienia niedbale splątane gumką włosy, odsłaniając plakietkę z nadrukowanym na niej imieniem Rozen.
- Dziękuję, Rozen. Za pomoc w sprzątaniu.
Rozen zmarszczyła brwi zdziwiona. Sprawiała wrażenie, jakby nie miała pojęcia do kogo Ron mówi. Dopiero po chwili na jej wargi wpłynął szeroki uśmiech, sugerujący, że rozwiązała zagadkę w swojej głowie. Niezwykle zabawne było przypatrywanie się jej mimice. Nie stawiała żadnych pozorów. Rysujące się na niej emocje można było odczytywać jak ze stron książki.
- To plakietka koleżanki, która ma dziś wolne - odparła, drapiąc się po głowie. Jej palce utonęły pomiędzy falami gęstych włosów. Ron nie potrafił określić jakiego są koloru. Blond? Rude?
Po dziewczynie widać było, że zwątpiła w swoją otwartość i zastanawia się, czy kierować dalej rozmowę w tym kierunku. Spojrzała jednak na Rona i przestała się wahać.
- Ja jestem Ailla.
- Miło cię poznać. Nazywam się Ron. Ron Chambers.
Ron zastanawiał się, ile dziewczyna mogła mieć lat. Miała długą twarz i szeroką, ostro ciętą linię szczęki. Jej cera świeciła i sprawiała wrażenie, jak gdyby zrobiona była z porcelany. Jej oczy były duże jak u dziecka i zamglone, jakby parę minut temu wybudzono ją z drzemki. Najbardziej niecodzienny był całkowity brak zmarszczek na jej twarzy.
- Możesz zostawić ten koszyk na ziemi - Powiedziała, wskazując podbródkiem pozbierane łyżki w jego rękach - Chłopaki i tak będą musieli najpierw naprawić półkę.
Ron zrobił, co kazała. Przeprosił jeszcze kilka razy za bałagan, za zamieszanie i za to, że zmusił ją do słuchania jego żali.
- Następnym razem wystawię ci rachunek za konsultację terapeutyczną - Odpowiedziała, ucinając temat i odchodząc. Dokończył więc zakupy. W drodze powrotnej do zajazdu, wstąpił po słodkie bułeczki do piekarni przyjaciela, żeby zostawić je dzieciakom w kuchni. Pędząc po tym dalej, przed podjazdem domu spotkał się z Arią.
- Jak dzień? - Zagadnął, dając jej przelotnego całusa.
- W porządku - Odparła lakonicznie. To był pierwszy znak jej narastającego niezadowolenia z jego zaangażowania w bycie mężem i ojcem. Znów szykowała się kłótnia na temat tego, co było ważniejsze: rodzina czy biznes. Temat mógł być poruszony w każdej chwili - jutro, za tydzień, w środku nocy, albo podczas rozmowy telefonicznej. Czasami miał ochotę samemu wywołać problem, aby ciężka atmosfera między nimi nie narastała, ale nie robił tego. Pozwalał żonie denerwować się i boczyć, zbierać argumenty do stoczenia sporu, a jednocześnie dawał sobie więcej czasu na pracę, przymykając oko na to, że jego druga połówka upomina się o adorację i atencję.
- Dzieciaki już wróciły? - Ron nie zwracał uwagi na jej beznamiętność.
- Pomagają w zajeździe - Odpowiedziała, nie patrząc w jego kierunku.
- Super. To jadę do nich.
- Gdzie masz telefon? - Zatrzymała go, kiedy wsiadał już do auta. Mina mu nagle zrzedła.
- Jak to gdzie? - Zapytał, szczerze zdziwiony. Zaczął obmacywać kieszenie, szukając znajomego kształtu płaskiej cegły.
- Dzwoniłam do ciebie kilka razy. Nie odebrałeś.
Ron próbował dojść do tego, kiedy ostatni raz miał przy sobie komórkę. Nie pamiętał. Wiedział, że ostatnią rozmowę odbył w hurtowni przy stoisku ze sztućcami. Nie miał jednak pojęcia, gdzie ją po tym schował. Jego głowa zanurkowała do wnętrza auta. Zaczął przeglądać szufladki i wszelkie zakamarki.
- Nie mam jej. Miałem ją cały dzień przy uchu. To niemożliwe.
Aria w odpowiedzi na jego małą tragedię jedynie westchnęła ciężko.
- Podobno Arieh ma dziś przyjechać. Wiesz coś o tym?
- Tak. Dzwonił do mnie kilka dni temu - Odparł, wysilając zestresowane zwoje mózgowe - Zapomniałem o tym kompletnie.
- Nawet o bracie nie pamiętasz. Wstydziłbyś się - Syknęła na niego.
- Dziś nie pamiętam nawet, gdzie podziałem własną głowę, kochanie - Warknął, nie chcąc wysłuchiwać wyrzutów - Wracam do piekarni. Może zostawiłem telefon u Wyllowa.
Nagle kieszeń Arii rozdzwoniła się, a do ich uszu dobiegła melodia, którą ustawiła na dźwięk dzwonka dla numeru Rona. Kobieta widząc na ekranie napis "Mąż", zmarszczyła brwi i odebrała.
Chwilę potakiwała do słuchawki, po czym podziękowała zgrabnie za telefon i rozłączyła się.
- Twój telefon czeka w hurtowni. Masz się zgłosić po niego do kierownika - Przekazała.
- Całe szczęście - westchnął. Nie czekając ani sekundy, rzucił "do zobaczenia wieczorem" przez ramię i wsiadł do samochodu. Aria nie chciała odprowadzić go wzrokiem. Czym prędzej odwróciła się na pięcie i weszła do domu. Miał wrażenie, że ta krótka rozmowa na podjeździe podsyciła jej złość bardziej, niż gdyby przez tydzień nie pojawiał się w domu, tłumacząc się biznesem. Kiedyś tak zrobił. Zabrał szczoteczkę do zębów, zapas bielizny i sypiał w zajezdni. Budził się tuż przed otwarciem, wraz z zapachem uruchamianej coffemy. Barman podsuwał mu świeżo zaparzoną kawę pod nos, a on siadał w biurze nad stosem faktur czekających na rozliczenie. Szukał wówczas luk i możliwości na robienie oszczędności, inwestycji i rozwoju. Chciał popchnąć interes do przodu i udało mu się to. Niemniej po pierwszym przypływie zysków musiał zabrać żonę na romantyczną, przeprosinową kolację we dwoje.
Nie musiał szukać miejsca parkingowego pod hurtownią. Większość z nich była pusta. Zostawił więc auto na najbliższym głównego wejścia i szybkim marszem wkroczył do środka. Dopadł lady przy punkcie obsługi klienta z większym impetem niż w zamiarze, wprawiając pracującą tam kobietę w osłupienie. Naparł na nią informacjami odnośnie sprawy, z którą tu przyjechał - a ona bez słowa komentarza, czy dobrego słowa, zatelefonowała do kierownika. Wydawało się to z jej strony nawet bardziej niegrzeczne niż niechybnie wypowiedziany kąśliwy komentarz, ale Ron nie miał czasu na zaprzątanie sobie tym głowy. Chciał odzyskać telefon jak najszybciej i wrócić do swoich zadań. Zmarnował ten dzień już wystarczająco. Czekał jednak cierpliwie z opuszczoną głową, wpatrując się w tarczę swojego zegarka bardziej ze znudzenia niż w geście popędzania.
- Dostanę znaleźne? - Usłyszał głos obok siebie, a gdy uniósł wzrok ujrzał wyciągnięty w jego stronę swój telefon. Zza niego spoglądała na mężczyznę wielkie oczy Ailli. Ron wysunął dłoń po swoją własność, ale dziewczyna nagle przyciągnęła rękę bliżej ciała, uśmiechając się do niego bezwstydnie, wyczekująco.
Cofnął się, sięgając do kieszeni po portfel, ale nim go otworzył, Ailla go powstrzymała:
- Zaproszenie na kawę wystarczy.
Ron zesztywniał. Zamrugał kilka razy, nie mogąc uwierzyć w sugestię, którą podsuwał mu umysł.
Daj spokój, stary zboku, zganił sam siebie w myślach. Mogłaby być twoją córką. Nie ma powodów, dla których młode dziewczyny wychodziłyby z propozycją do takich starych, nudnych i zmęczonych facetów jak ty.
Czekał z odpowiedzią zbyt długo. Twarz Ailli przybrała barwy spalonej zawstydzeniem.
- Spokojnie. Żartowałam. Trzymaj.
Czuł się winny. Nie chciał być powodem, dla którego ta dziewczyna zaczęłaby wątpić w swoją wartość i możliwości. Nie powinna tracić tej odwagi. Wyglądała uroczo, próbując zaproponować spotkanie. Gdyby teraz, zamiast tej dziewczyny, stałaby przed nim niewiele od niej młodsza jego córka, czy odmówiłby jej, łamiąc dziecku serce? To przecież byłaby jedynie kawa. Zapłaciłby za nią, wynagradzając uczciwość znalazcy i pogratulował przejawu odwagi w takich sytuacjach jak ta. Potem podziękowałby jeszcze raz za zwrócenie telefonu i odjechałby w swoją stronę.
- Mam lepszy pomysł - Odparł, wręczając jej swoją wizytówkę, na której widniało logo i adres zajazdu - Organizujemy dziś bankiet. Wpadnij wieczorem. Stawiam kolację.
Wrócił do auta, próbując zwątpić w to, co właśnie zrobił. Gdyby ustawił się z nią na kawę, miałby pewność, że na tym jednym spotkaniu ich znajomość się skończy. Teraz jednak znała jego numer telefonu i adres lokalu i jeżeli miała stać się pokręconą psychofanką z obsesją to wsunął jej asa do ręki. Miał jednak poczucie, że zrobił to, co miał zrobić i nie ma powodów do zmartwień.
Z tą myślą popędził do zajazdu.


Nie ucz Fawora wafle robić.

Offline

#13 2019-08-28 19:29:23

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 76.0.3809.100

Odp: Potworna Rodzinka

qPfoJEt.png

KLujbIH.pngAki od dłuższego czasu miał się za wielkiego szczęściarza - to jest od momentu, kiedy rodzina Chambersów stała się poniekąd jego własną rodziną. Z bliźniętami w szkole spędzał tyle czasu, ile zdołał. Mieli swoje tajne rytuały, jak lunch na dachu szkoły latem, czy to miejsce na rogu boiska, gdzie nikt nie zaglądał, a oni mogli w spokoju pogadać. Wręcz z onieśmieleniem przyjmował tony miłości i ciasteczek, jakimi karmiła go Aria, wciągał się długie dysputy z dziadkiem Chambers, chętnie pomagał świetnie zorganizowanej Yasmin. Uwielbiał patrzeć, jak Orielle uśmiecha się pod nosem, gdy...
KLujbIH.png- Pomóżcie mi z tymi ozdobami.
KLujbIH.pngYasmin podsunęła w jego stronę wielkie pudło. Ponieważ wypełniały je głównie girlandy i inne ozdoby do rozwieszania na ścianach i sufitach, Aki wypatrzył stojące w holu dynie. Wybrał jedną z większych, nie spodziewając się zupełnie ciężaru, jaki posiadała. Dałby sobie rękę uciąć, że podczas próby podnoszenia łupnęło mu w krzyżu. Zawzięcie walcząc o swoją dumę, ostatecznie udało mu się ją unieść i podpierając nieco na biodrze i na udzie podczas przerw, zdołał donieść ją na wskazywane przez Yasmin miejsce. Aki nabrał sporo siły podczas pracy w ogródku, noszenia worów ziemi i czasem przesadzanych roślin, ale to nie mogło równać się z wypolerowaną, nieporęczną dynią.
KLujbIH.pngOdsapnąwszy po wysiłku, zwrócił się z powrotem do stosu warzyw i zobaczył, jak Ethan robił podejście do dyni olbrzymiej, mającą na oko Akiego około dwustu kilogramów. O dziwo chłopakowi udało się wyciągnąć ją ze stosu, ale dostrzegając, że kolega był wolny, machnął na niego ręką o pomoc. We dwóch potoczyli ją w róg sali. Spocony, Aihara dla odmiany zabrał się za mniejsze dynie - kolorowe, o dziwacznych kształtach i fakturach. Założył po temu fartuch i pakował na niego, ile się dało, by zaoszczędzić łażenia po sali, w której nadal jeszcze panował chaos.
KLujbIH.pngNagle jego uwagę, tak jak pozostałych, przykuło skrzypnięcie drzwi i niespodziewani goście. Małżeństwo śniadej karnacji, o gładko zaczesanych kruczych włosach - ojciec na bok, matka do tyłu. Przed nimi dumnie wkroczyła dwójka nastolatków, chłopak i dziewczyna, do złudzenia przypominający rodziców, tylko uczesania mieli nieco bardziej frywolne - krócej przystrzyżone jedno, a drugie wysokiego kucyka. Towarzyszył im jeszcze najmłodszy syn, nieduże dziecko. Ręce trzymało splecione przed sobą, identycznie jak jego starszy brat. Wszyscy zaś nosili biało-czarne ubrania, schludne, wykrochmalone, kontrastujące nieco z ich karnacją.
KLujbIH.pngUwadze Akiego nie uszło spojrzenie, jakie starszy chłopak rzucił Orielle. Ona zaś odpowiedziała mu w typowy dla siebie sposób, wywołując mimowolny uśmiech na twarzy Aihary. Zwróciwszy na siebie jej uwagę dyskretnym chrząknięciem, kryjąc się za ramieniem powiedział bezgłośnie:
KLujbIH.png- Addamsowie!
KLujbIH.pngDziewczyna uniosła na to brwi, jakby odpowiadała: "Co nie?!".
KLujbIH.pngPadła wymiana zdań, po której Yasmin poprosiła ich, by dokończyli porządki w ogródku. Akiemu wydawało się to trochę dziwne, ale ostatecznie to nie jego sprawa, więc bez słowa sprzeciwu skierował się do wyjścia.
KLujbIH.png- Dawno nikt się nie wprowadził, nie? - zagadnął, zbierając kubły w jedno miejsce.
KLujbIH.png- Nie sprawiają dobrego wrażenia - stwierdził Ethan, biorąc farbę i na uboczu spryskując dynię.
KLujbIH.png- Pozory często mylą - odparł wesoło Aki. Miał dziś dobry humor. - Ciekawe, czy zapisali się do naszej szkoły.
KLujbIH.png- Wyglądają na bardziej "prestiżowych". - Ori położyła nacisk na ostatnie słowo, zerkając w okno restauracji.
KLujbIH.png- Mnie też miałaś za dziwaka.
KLujbIH.pngDziewczyna uśmiechnęła się z przekomarzaniem.
KLujbIH.png- I dalej mam, więc to kiepski argument.
KLujbIH.pngAki oparł się na halloweenowym znaku z napisem "Jaskini potworów", nie mając nawet pojęcia, jak bardzo prawdziwy był ten kierunkowskaz. Udał obrażonego.
KLujbIH.png- Kochana, jak zawsze.
KLujbIH.png- Nigdy nie powiedziałam, że bycie dziwnym to coś złego - odparła pojednawczo, ignorując znaczące spojrzenia od brata. Wskazała palcem tabliczkę, o którą się opierał Aihara. - Lepiej przybij to porządniej, bo całe lata.
KLujbIH.png- Tak jest, proszę pani.

KLujbIH.pngZdążyli uprzątnąć i dokończyć wszystko na zewnątrz, nim ich nowi sąsiedzi wyszli. W środku zajęło im kolejne dwie godziny, ale gdy wreszcie skończyli, usiedli usatysfakcjonowani przy największym stole. Barman, który już przyszedł, ukręcił im szybko pyszne, orzeźwiające lemoniady. Zmęczeni, ale zadowoleni, rozglądali się wokół, podziwiając swoje dzieło. Yasmin dyskutowała z kimś przez telefon w kuchni od dłuższego czasu. Wchodząc do sali rozłączyła się i pokiwała głową z uznaniem.
KLujbIH.png- Świetnie. Chodźcie, odwiozę was.

McxXCzR.png

KLujbIH.pngNie zdążyli wejść do auta, bo na parking zajazdu wjechał znajomy samochód wujka Rona. Rozbawione bliźnięta podbiegły do ojca przywitać się, a Aki podążył za nimi, nieco nieśmiało. Wuj na powitanie klepnął go po plecach, aż biedny ludzki chłopak się złożył. Podpytywał dzieciaki co u nich i czy byli już przygotowani na Halloween. Mina mu trochę zrzedła, jak Yasmin zbliżyła się ze swoją firmową, wykalkulowaną miną. Mistrzowsko potrafiła okazywać chłodne ocenianie ze szczyptą dezaprobaty, choć na razie wstrzymała się z tym drugim.
KLujbIH.png- Jak idą przygotowania po twojej stronie? My skończyliśmy z dekorowaniem - zaczęła rzeczowo z rękami opartymi na biodrach, dokładnie na linii szarych garniturowych spodni, w które włożyła śnieżnobiałą, opiętą koszulę. Wełniany płaszcz w kratę, noszony głównie dla wyglądu i pozorów, zostawiła wewnątrz budynku.
KLujbIH.png- Skończyliście? To świetnie... - Ron uśmiechnął się, próbując złagodzić w ten sposób następne słowa: - Bo nie ukrywam, że jeszcze u mnie zostało nieco spraw do załatwienia i nie pogardziłbym pomocą.
KLujbIH.pngYasmin wyciągnęła rękę, by uwolnić drobny, srebrny zegarek spod rękawa koszuli. Przyjrzała się godzinie, potem spojrzała w niebo, oceniając na oko, kiedy goście nocy zaczną się schodzić. Westchnęła krótko i rzeczowo, a jej zielononiebieskie oczy zwężyły się nieco przy słowach:
KLujbIH.png- Pomogę, mamy jeszcze trochę czasu. Najpierw tylko zawiozę dzieciaki do domu, też się muszą wyszykować.
KLujbIH.png- Ja je podrzucę. Rzadko ze mną jeżdżą.
KLujbIH.pngYas wzruszyła ramionami, odczuwając nieco ulgę, zwłaszcza po szybkim okrzyku Orielle:
KLujbIH.png- Ja puszczam muzykę!
KLujbIH.pngI równie prędkiej odpowiedzi Ethana:
KLujbIH.png- Puszczałaś ostatnim razem, teraz moja kolej!
KLujbIH.png- Ty puszczasz albo nudną albo męczącą muzę... Prawda, Aki?
KLujbIH.png- To tylko kwadrans drogi... - wymigał się od odpowiedzi chłopak.
KLujbIH.png- Posłuchamy radia. Wskakujcie, zanim Yas zacznie na nas krzyczeć - popędził ich żartobliwie Ron.
KLujbIH.png- Wujek. - Kobieta chwyciła za klamkę drzwi, nim je zatrzasnął. - Klucze do resto.
KLujbIH.png- Ach, tak. Już ci daję. - Zaczął grzebać po kieszeniach z roztargnieniem. - Znasz kod?
KLujbIH.png- Jeśli go nie zmieniłeś.
KLujbIH.pngRon zamarł na chwilę, próbując odkopać w pamięci, czy taka sytuacja miała miejsce, ale ostatecznie potrząsnął głową i wręczył do jej wyciągniętej dłoni klucze. Uśmiechnął się znów niewinnie na pożegnanie i wycofał ze chrzęstem żwiru. Przez szyby auta dało się zobaczyć trójkę nastolatków, gorąco ze sobą dyskutujących. Yasmin odetchnęła, ciesząc się, że nie musiała wysłuchiwać ich przekomarzania. Wsiadła zwinnie za kierownicę swojego Citroena i odtworzyła rytuał wciśnięcia hamulca, przekręcenia kluczyka, odczekania chwili aż opadną wskaźniki, odpalenia samochodu. Z mocnego powiewu klimatyzacji popłynął wyrafinowany, kwiecisty zapach, a z głośników miękka melodia.

Let's get in this car, let's face the sky and go

KLujbIH.pngOd samego rana latała, załatwiając wszystko, co konieczne; nawet nie miała minuty, by poczuć zmęczenie, które uderzyło w nią teraz z całą siłą. Zaraz jednak zobaczyła godzinę na wyświetlaczu i natychmiast wrzuciła wsteczny.
KLujbIH.pngNowa restauracja Rona mieściła się w ścisłym centrum. Wydawała się mniejsza, niż zajazd, ale było to spowodowane lokalizacją w kamieniczce. Po wejściu natomiast zaraz widziało się schody, prowadzące na piętro oraz do piwnicy. Najpierw jednak trzeba było przedostać się przez przeklęte, stare drzwi, których nadal nikt nie usprawnił. Piękne co prawda, ale Yasmin szarpała się z nimi dobre parę minut, aż wreszcie całym swoim ciężarem pchnęła je, czując się jak bohaterka filmu akcji. Potoczyła się kilka niekontrolowanych kroków w przód, wzbijając za sobą pełno kurzu z folii pokrywającej podłogę. Ostrożnie wcisnęła włącznik światła, brakujący przykrycia i wyłączyła alarm.
KLujbIH.pngZ ciekawością rozejrzała po wnętrzu. Ostatni raz zaglądała tutaj tuż po zakupie, podczas rozmowy z projektantem. Delikatnie uniosła folię z baru, podziwiając kawał dobrej roboty ich znajomego stolarza. Stoły i krzesła również stały na miejscu, brakowało za to farby na ścianach, armatury w łazienkach, a przede wszystkim sprzętu w kuchni. Ten pokój czekał już tylko na maszyny, w połowie sprowadzone. Wyglądało na to, że wentylację i głośniki również już zamontowano. Dół był w większej rozsypce, natomiast duże zaskoczenie spotkało ją na piętrze, gdzie ściany nie tylko pomalowano, ale już nawet wyłożono materiałami zgodnie z projektem. Uśmiechnęła się. Widziała duży sukces w tym miejscu i chętnie brałaby w nim udział, gdyby wuj jej to zaproponował, ale sercem przywiązała się do zajazdu i nie wyobrażała sobie, by oddelegować tamto miejsce komu innemu.
KLujbIH.pngObchodziła lokal ze swoim starym, aczkolwiek świetnie zachowanym skórzanym notesem, zapisując wszystko, czego brakowało, a co będzie potrzebne do funkcjonowania miejsca i zwłaszcza na otwarcie. Ron dostał długą już listę, ale celowo nie podała mu wszystkiego. Pewne rzeczy lepiej, aby wybierały kobiety.


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
siedzibkaanusiakaforum - esporthgw - stopnwo - skupcsgo - czarnyalarm