Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2022-03-15 23:30:46

Arbalester
Szeryf Depeszy
WindowsChrome 99.0.4844.51

Samir

ray-lopez-whirlwind.jpg?1636773750

Słyszał swój ciężki, rzężący oddech, przyspieszający z każdą sekundą. Serce łopotało mu w piersi. Bał się. Nic nie widział. Zaciskał oczy tak mocno, aż bolały, ale brakowało mu odwagi, by choć uchylić powieki. Prawdopodobne, że i tak nic by to nie dało. Udało mu się wspiąć kilka metrów powyżej wydm i schować w zagłębieniu skały, ale spinał wszystkie mięśnie, by nie wypaść z tego płytkiego miejsca. Drżały mu uda, paliły jakby ktoś przykładał do nich rozżarzony metal.
Spod dłoni, którymi zasłaniał uszy, dobiegał go stłumiony świst burzy. Dociskał palcami fałdy materiału, chroniącego jego twarz przed piaskiem i drobinami skał i szkła, którymi ciskał wiatr. Nie założył rękawic, ale świeże rany szybko zasklepiały się tą fruwającą mieszaniną.
Zbliżał się wieczór i zachód, ale słońce jeszcze nie powinno schować się za horyzontem i w normalnych warunkach oświetlałoby jasno drogę Samirowi. Jednak podczas burzy piaskowej w powietrzu zdawało się być więcej materii, niż tlenu. Gdyby nie zgubił swoich gogli, zobaczyłby pewnie patynowe piekło.
Kamień usunął mu się spod stopy i zachwiał się. Natychmiast wyciągnął dłonie, by uczepić się ścian. Hałas uderzył go z całą siłą. W jednej chwili przestał słyszeć swój oddech. Gdyby teraz spadł na ziemię, nie potrafiłby ustać na nogach - z taką siłą wiał wiatr. A zatrzymanie się oznaczało zasypanie. Samir widział ciała tych, którym nie udało się skryć przed habub. Pokaleczone, wykręcone od spazmatycznych prób złapania oddechu, oczy zamienione w piaskowe powłoki. Nigdy nie bał się burz; pioruny zachwycały go widokiem i dźwiękiem, od którego krew płynęła mu szybciej w żyłach. Natomiast zawsze z tyłu głowy miał matczyne ostrzeżenie o tym, by wypatrywać sygnałów, gdy taka burza zmienia formę, choć czasem nie da się tego przewidzieć. Dlatego Samir po każdej burzy chodzi spięty. Mimo wiedzy, jak podczas habub przeżyć, nie opuszczała go świadomość, że niewielki błąd mógłby kosztować go życie, a nie wyobrażał sobie gorszej śmierci niż w burzy piaskowej.
Teraz pozostało mu tylko modlić się do bóstwa, by ta przeszła szybko, bo zaczynał tracić siły. Niech chociaż zelżeje, żeby zdołał wrócić do wuja, a potem do plemienia.
Co jeśli to jedna z tych, co trwają wiele dni, tygodni?
Panika znów wkradła się w rytm jego serca. Chciał otworzyć oczy, spróbować określić ile minęło czasu. Nie zrobiło się chłodniej, jak w normalny wieczór, ale to nie dziwne; temperatura w burzy zawsze się podnosiła. Starał się uspokoić. Matka zawsze powtarzała, że nigdy nie trwają one nieprzerwanie. W końcu musi opaść, a on wykorzysta tę chwilę, by odszukać wuja.
A jeśli on...? Nie. Wuj był bardzo doświadczonym łowcą. Wyruszał niezliczoną ilość razy i z całą pewnością nie pozwoliłby na to, by zaskoczył go habub.
Wiatr zelżał. Samir postanowił zaryzykować. Rozplątał supeł chusty na głowie, pozwalając, by garść piasku zsunęła się z niego. Otrzepał cienki, przewiewny materiał, naciągnął go i zaczepił o drobny haczyk z tyłu turbanu, tworząc ochronę na twarz. Powoli rozchylił powieki.
Tak jak się spodziewał, zapadł już wieczór. Wielkie barchany rozsypywały jeszcze sporadyczne powiewy, niosąc niegroźne tańczące wiry. Chłopiec rozluźnił mięśnie i natychmiast ciało odmówiło mu zupełnie posłuszeństwa; poleciał jak szmaciana lalka na ziemię, sturlał się kilka metrów w dół. Cały drżał z wysiłku i opuszczającego go strachu i stresu. Choć rozum krzyczał, by natychmiast wstawał, nim pojawią się inne zagrożenia, to pozwolił sobie na krótki oddech, aby chociaż uspokoić serce. Na moment zapomniał o niebezpieczeństwie, zagubieniu, troskach. Był tylko drobny, miękki piasek pod nim, zapach skał i jego potu, a nad nim gwieździste niebo, z którego patrzyli na niego przodkowie i przeszłość świata. Przez głowę przeszła mu myśl, czy tak kiedyś mogłoby wyglądać jego życie - z wyspą jako przyjaciółką, w przyszłości widząc otuchę, a nie groźbę.
Kątem oka dostrzegł błysk. Przewrócił się na bok. Faktycznie w oddali migał drobny punkt światła. To musiał być wuj. Samir natychmiast wstał i rozpoczął mozolną wędrówkę w tamtą stronę. Wspiął się na piaszczyste wzgórze - niedaleko mógłby wspiąć się na skalisty baldachim, to przyspieszy podróż.
Wuj Zhami był zasypany do ramion. W jednej dłoni trzymał tlący się słój, drugą używał, by go zasłaniać, aby przykuć uwagę. Dyszał ciężko, miał dziwny wzrok, rozszerzone źrenice. Na początku zdołał jedynie wydać z siebie ciężkie sapnięcie, gdy zobaczył bratanka.
- Samir... Musimy być szybcy.
Chłopiec doskonale wiedział, o czym wuj mówił. Zbliżyli się do siedlisk ifrytów. Dało się to rozpoznać po skałach i piachu - coraz więcej pod stopami mieli lawowej czerni. Nie śmierdziało siarką, co Samir wziął za dobry znak - oznaczało, że w pobliżu nie znajdowały się aktywne shourzu hazun ani magmowych rzek, więc ifryty nie powinny kręcić się w takiej okolicy.
Nie znaczyło to jednak, że nie było to możliwe.
Wziął się do roboty. W tym czasie Zhami mu opowiadał, jak został ukąszony i zasłabł. Faktycznie, gdy wydostali go z zaspy jego lewa noga wyglądała, jakby coś rozsadzało ją od środka. Stopa i łydka zdawały się dwa razy większe. Zhami oderwał z szaty pasek materiału i obwiązał nim udo, klnąc boleśnie. Samir z kolei walczył z nudnościami. Wuj musiał nim potrząsnąć, żeby zorientował się, że mówił do niego. Twarz Zhamiego przybrała zdeterminowany i chłodny wyraz.
- Słuchaj mnie uważnie, chłopcze. Słuchasz?
Samir skinął głową. Na karku sperlił mu się pot.
- Spróbujemy wrócić. Łup mam w torbie. Jeżeli coś będzie się działo, masz wziąć torbę, zostawić mnie i wrócić do plemienia.
Ściskał ramię chłopca w żelaznym uścisku. Jego głos, choć słaby, również był zdeterminowany. Samir wiedział, że nie ma sensu protestować.
- Obiecaj. Nie ma sensu zostawiać bestiom dwóch padlin do pożarcia.
Mógł to zrobić. Nic się nie stanie, nie dojdzie do takiej sytuacji. Pomoże wujowi wrócić do domu; może zajmie im to dłużej, ale poradzą sobie.
- Obiecuję.
[...]


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
ussss - demox - quendacr2ft - mta-pssr - easypixel