Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2017-07-10 15:27:49

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Anniversary (Kumple)

still_waiting__by_pascalcampion-db0er0z.jpg

Bring the drugs, baby
I can bring my pain

KLujbIH.pngZałożył buty, klnąc, gdy jego stopy nie chciały w nie wejść. Założył szary płaszcz, którego kołnierz drażnił mu skórę na karku. Z westchnieniem poddania sięgnął również po czarny szalik i niedbale przerzucił go przez szyję. Potem spojrzał na bukiet, leżący na komodzie. Przeniósł wzrok na swoje odbicie w lustrze wiszącym nad meblem. I znów spojrzał na bukiet. Stał tak dłuższą chwilę, aż z transu wyrwał go dźwięk klaksonu na zewnątrz. Wziął kwiaty i skierował kroki do kuchni, gdzie jego żona gotowała obiad. Kroiła warzywa i wrzucała je do garnka z wprawą wyrobioną przez lata. Ucałował ją w policzek, oznajmiając, że wychodzi. Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Nie odwzajemnił tego. Obrócił się na pięcie i wyszedł z domu. Sięgnął do karku i podrapał się boleśnie. Nie pomogło. Nic tego dnia nie pomagało. Czuł od paru tygodni tę zbliżającą się datę. Im mniej nocy go od niej dzieliło, tym bardziej niespokojne stawały się dni. Uciekał w głąb siebie, wewnątrz targały nim nerwy.
KLujbIH.pngTo był dzień, kiedy Gary Zane zdecydował się upuścić zbierającą się od piętnastu lat ropę.
KLujbIH.pngNiebo zaścielały szare chmury, kryjąc Bristol w ponurym świetle. Lekko szczypiący wiatr powiewał z rzadka, chyba tylko po to, aby nie uśpić czujności mieszkańców. Mężczyzna szedł przez dworzec, wiedząc dokładnie, dokąd się kierować. Znał każdy zakamarek tego miasta. Rowerem zwiedził wszystkie ulice, aleje, place, hangary, magazyny. Zawsze traktował to miejsce jak swój dom, nawet w okresie gdy czuł samotność.
KLujbIH.pngWtedy wydawało mu się, że wie, co znaczy to słowo. Bardzo się mylił. Dom stał mu się wrogi, a on poznał prawdziwe znaczenie samotności. Teraz, gdy mijał tak dobrze znane mu budynki, to uczucie wracało, razem z tęsknotą za dawnymi czasami. Tymi ciężkimi, gdzie przebłyskiwała prawdziwa radość. Gdyby tylko mógł to wszystko przeżyć jeszcze raz...
KLujbIH.pngAle nie mógł i dopiero niedawno z tym się pogodził. Tylko dlatego był w stanie tu przyjechać. Pojawić się po raz pierwszy od tylu lat. Iść tam... Jedna z najtrudniejszych tras w jego życiu, chociaż nawet się nie zasapał, nie spocił, a jego mięśnie spokojnie dawały radę wprawiać go w monotonny ruch. Jednocześnie czuł wielki ciężar, coraz mocniej opadający na jego ramiona. O, jak marzył o tym, by po prostu odwrócić się, rzucić kwiaty do pierwszego lepszego śmietnika, pierwszym pociągiem zabrać się z powrotem do żony. Zjeść jej niezbyt smaczną zupę, ale ją i tak pochwalić, a w nocy kochać się z nią powoli. Mógł robić teraz tyle przyjemniejszych rzeczy. Szkoda, że życie nie kręci się tylko wokół nich. Szkoda, że życie woli serwować chłodne, wystygłe nieprzyjemności. Grać na nosie i zgrywać się, kopać cię w tyłek tuż po tym, jak się podniesiesz.
KLujbIH.png"Pij piwo, którego nawarzyłeś" - powtarzał często ojcu. Teraz zaś musiał wypić swoje.
KLujbIH.pngA było ono cholernie gorzkie.
KLujbIH.pngPrzekroczył ponurą, żelazną bramę i jego buty zachrzęściły na szosie. Wcisnął zmarznięte dłonie głęboko w kieszenie, zwieszając ramiona. Niewiele rzeczy potrafiło sprawić, żeby kroczył zgarbiony. Ostatnim razem maszerował tak po śmierci Russella. Powrócił do tego wspomnienia, jakby brakowało mu smutków. Chociaż niektóre szczegóły rozmyły się z upływem lat, pamiętał ludzi, których miał wtedy po swojej stronie.
KLujbIH.pngTak wiele się zmieniło.
KLujbIH.pngBył w tym miejscu tylko raz, ale doskonale znał drogę. Nie minął wielu osób. W końcu dotarł na miejsce i jeśli to było możliwe, zasępił się jeszcze bardziej. Kucnął i położył bukiet na zimnym, czarnym marmurze. Położył dłonie na krańcu płyty grobowej i odczytał wyryty i posrebrzany napis: Amanda Pearson. To tutaj leżało spalone ciało samobójczyni. Dziewczyny, którą wydawało mu się, że znał całkiem dobrze. Niewystarczająco jednak, jak się okazało.
KLujbIH.pngPrzesunął palcami po marmurze i wziął głębszy, urywany wdech. Już ją przepraszał. Już mówił, jak mu niesamowicie przykro. Nie po to tutaj się pojawił. Nie, chciał po prostu położyć tu ten bukiet w rocznicę jej urodzin. Wiedział, że gardziła ideą palenia zmarłym zniczów i kładzenia kwiatków na grobach. Pomyślał więc, iż na urodziny jej podaruje coś skromnego.
KLujbIH.pngNie miał pojęcia, ile czasu minęło ani ile dalej by tak kucał bez najmniejszego ruchu, gdy do rzeczywistości przywrócił go ostry głos.
KLujbIH.png- Co ty tu, kurwa, robisz?
KLujbIH.pngNie musiał się odwracać, żeby rozpoznać osobę. Na jego twarz wypłynął lekki, zmęczony uśmiech.
KLujbIH.png- Odwiedzam - odpowiedział spokojnie i powoli.
KLujbIH.png- Ach, odwiedzasz? - Każde słowo zasilał ładunek nienawiści godny bomby atomowej. - To teraz kończ odwiedziny i wypierdalaj.
KLujbIH.pngGary oderwał skostniałe ręce od marmuru i wstał. Ból wdarł się w jego kolana od tkwienia wciąż w jednej, niewygodnej pozycji. Zamrugał, budząc się z odrętwienia, w jaki wprawiły go srebrne litery i przeniósł wzrok na mężczyznę, który stał obok niego. Świetny garnitur, idealnie zawiązany krawat, drogo wyglądające buty, nienaganna fryzura i ani włoska na brodzie. Zaciśnięte w gniewnym wyrazie usta. I te pełne nienawiści oczy.
KLujbIH.png- Dobrze cię widzieć, Chase. Słyszałem, że dobrze ci się powodzi - mówił cicho, robiąc mu drogę, aby mógł położyć swój bukiet na grobie. Faktycznie o Chasie Pearsonie mówiono ostatnio wiele pochlebstw, zarówno w prasie jak i w telewizji. Okrzyknięto go rekinem biznesu.
KLujbIH.png- Ja z kolei o tobie nic nie słyszałem - odwarknął Pearson.
KLujbIH.pngZane kontynuował, ignorując ten przytyk.
KLujbIH.png- Cieszy mnie, że nie brakuje ci pieniędzy. To ważne, żeby je mieć. Pozwalają ci na wiele rzeczy. Na przykład drogie leki czy operacje.
KLujbIH.pngBrunet wcisnął ręce do kieszeni spodni i uśmiechnął się, bynajmniej nie miło.
KLujbIH.png- Jesteś chory? Jak mi przykro.
KLujbIH.png- Można tak powiedzieć... - Mężczyzna pokiwał powoli głową. W jego oczach, skierowanych teraz znów na grób, tkwił bezbrzeżny smutek. Nie planował tego spotkania. Nie wiedział, czy chce kontynuować tę rozmowę, czy raczej odejść stąd jak najprędzej. Na pewno nie chciał widzieć tej nienawiści. Niemalże czuł, jak jej fale rozbijają się o niego. - Planujesz założyć rodzinę?
KLujbIH.pngChase prychnął.
KLujbIH.png- Nie zadałeś mi właśnie tego pytania. - Zrobił dwa kroki, stając tuż przed nim. - Wypierdalaj stąd w podskokach albo ci przypierdolę. Sam wybieraj.
KLujbIH.pngGary widział w jego oczach poza groźbą - prośbę. Jakby zaproszenie, aby właśnie został. Liczył na to, że zostanie i wyniknie bójka, a on spuści trochę pary.
KLujbIH.pngJednak Zane nie był już tym samym narwańcem, co kiedyś. Pokręcił głową i go wyminął. Na chwilę się zatrzymał, żeby położyć mu rękę na ramieniu.
KLujbIH.png- Nigdy nie chciałem, żeby to się tak...
KLujbIH.pngPearson strząsnął jego dłoń. Nie mówiąc już więcej ani słowa, niechciany gość skierował kroki do wyjścia z cmentarza. Im większy dystans przeszedł, tym bardziej przyspieszał. Pod koniec niemal biegł. Na ulicy siadł na pierwszej napotkanej ławce i padł na nią, wyzuty ze wszelkiej energii. Gardło ścisnęło mu się boleśnie. Schował pięść w drugą dłoń i przyłożył do ust, aby ogrzać je trochę oddechem. Wprawdzie miał jeszcze w planach jedynie pójście do szpitala, ale teraz nawet to miał ochotę wykreślić. Piętnaście lat. Tyle minęło, odkąd Amanda zginęła. W ciągu trzech następnych lat stracił kontakt ze wszystkimi. Chociaż to złe określenie na to, co się wydarzyło z niektórymi. Jak z Chase'm. W jednej chwili wszystko się po prostu spierdoliło. Po części z jego winy. Po części, powiedział sobie w myślach, próbując się uspokoić. Wiatr przybrał na sile i dygotał teraz z zimna. Chyba.
KLujbIH.pngCo tu jeszcze robił? Czekał na coś? Spodziewał się, że po wizycie u Amandy odetchnie spokojniej. Tymczasem spotkanie z jej bratem przytłoczyło go jeszcze bardziej. Czuł, że się zapadał, zupełnie jakby wlazł w ruchome piaski. Rozgoryczenie pochłaniało go. Od tych kilkunastu lat nic, tylko spadał. Leciał wciąż w dół, coraz niżej. Prawdopodobnie właśnie sięgnął dna. Może to nie takie złe. Mógł się od niego odbić. Pozostało włożyć w to trochę wysiłku. Jeden, ostatni raz i duże prawdopodobieństwo, że znajdzie się na dobrej drodze.
KLujbIH.png- Gary?
KLujbIH.pngMężczyzna uniósł gwałtownie głowę, zaskoczony. Przed nim stała jego dawna sąsiadka, Katherine. Poza tym, że przybyło jej zmarszczek, trzymała się całkiem nieźle. Zane uśmiechnął się z trudem, chociaż szczerze.
KLujbIH.png- Witam.
KLujbIH.pngKobieta usiadła obok i obejrzała go od stóp do głów. Przysłoniła usta dłonią.
KLujbIH.png- Aleś się zmienił. I wydoroślał. Niesamowite.
KLujbIH.png- Kawał czasu - odparł zwyczajnie, wzruszając ramionami. - Pani za to prawie wcale się nie zmieniła.
KLujbIH.pngKath zaśmiała się lekko.
KLujbIH.png- O, proszę cię. Nie musisz mi słodzić. Opowiadaj, co u ciebie.
KLujbIH.pngZawahał się, niepewny, co powiedzieć.
KLujbIH.png- Cóż... Jakoś leci. Mam żonę, trójkę dzieci...
KLujbIH.png- Miło to słyszeć. Jesteś szczęśliwy?
KLujbIH.pngPatrzyła na niego uważnie, przekrzywiając niewinnie głowę w bok. Nie chciał przeprowadzać tej rozmowy. Nie tutaj, nie z nią. Przede wszystkim nie teraz.
KLujbIH.png- Nie mam za bardzo czasu, wracam dzisiaj z powrotem...
KLujbIH.png- Ach, tak, tak, oczywiście, rozumiem.
KLujbIH.png- Przykro mi, po prostu mam parę rzeczy do załatwienia. - Widząc rozczarowanie w jej oczach, dodał: - Ale jeśli zostanie mi chwila, to panią odwiedzę. Ten sam adres?
KLujbIH.pngUśmiechnęła się szeroko.
KLujbIH.png- Ten sam.
KLujbIH.pngWstali i podali sobie ręce na pożegnanie.
KLujbIH.png- Wie pani może, czy Ava jest w mieście?
KLujbIH.pngKatherine zastanowiła się chwilę.
KLujbIH.png- Widziałam ją chyba gdzieś, tak. Odwiedza czasami rodziców, więc może tam powinieneś zajrzeć.
KLujbIH.png- Dziękuję.
KLujbIH.png- Do zobaczenia, Gary.
KLujbIH.pngPatrzył chwilę za nią, jak oddalała się cmentarzową ścieżką. Potem zebrał resztki odwagi i motywacji i ruszył piechotą przez Bristol.

KLujbIH.pngNie miał tak dobrej kondycji jak kiedyś, więc po jakimś czasie zbrzydło mu rytmiczne stawianie kroków. Oparł się plecami o czyjś murek i wsparł dłonie na kolanach, zipiąc lekko. Był na siebie zły. Jak tylko wróci do domu, wznowi treningi. Żeby on musiał odpoczywać po krótkim spacerku? (W istocie był to całkiem żwawy marsz i nie taki znów krótki, jednak w porównaniu do tego, co kiedyś...)
KLujbIH.pngZłapawszy oddech, zorientował się, iż pozostał mu już kawałek. Chciał mieć to za sobą.
KLujbIH.pngNa drodze do domu, który znajdował się tuż, tuż - po drugiej stronie ulicy - stanęła mu Ethel. Szła sama, w butach na wysokim obcasie, wciskając dłonie głęboko w kieszenie płaszcza, chowając głowę w ramiona i gruby szalik. Mogła się kulić z zimna i być przykryta po nos, a i tak by ją rozpoznał. Ten chód, naturalne kołysanie biodrami. Ona go jeszcze nie zauważyła. Gdy w końcu na niego spojrzała, zaraz odwróciła wzrok, jednak po chwili przyjrzała mu się dokładniej, próbując rozpoznać znajomą twarz.
KLujbIH.pngZatrzymała się przed nim bez słowa. Patrzyła tylko na niego, oddychając ciężko. Niewiele się zmieniła. Wyglądała na starszą o pięć lat, a nie trzy razy tyle. Ogrom wspomnień uderzył w niego jak nagły podmuch wiatru. Ich relacja zawsze była ciężka i w momencie, gdy zaczęło się poprawiać, wszystko poszło w diabły. Mieli wspólne momenty, ale wątpił, by je wspominała. Jemu się zdarzało. Żałował, że przeważała liczba ich kłótni i sprzeczek, zawsze z głupich i błahych powodów. Z perspektywy czasu większość spraw wydawała się głupia i błaha.
KLujbIH.png- Czas cię nie szczędził, co, killerze? - odezwała się w końcu lodowatym głosem.
KLujbIH.pngJej słowa były jak cios pięścią w twarz. Nie bolały, nie. Zaskoczyły. Sprawiły, że cofnął się o krok. Zaczął myśleć, iż pomysł odwiedzenia Avy był niesamowicie durnym pomysłem. Pamiętał, że Ethel mieszkała niedaleko, jednak nie spodziewał się w życiu wpaść na nią. Była dorosła. Miała swoje życie. Dlaczego szła ulicą sama, w butach na obcasie, trzęsąc się z zimna?
KLujbIH.png- Ty się za to nic nie zmieniłaś - odpowiedział, nie mając na myśli jedynie wyglądu.
KLujbIH.png- Czego tu szukasz? - niemal wypluła te słowa. - Kolejnej osoby, której mógłbyś wręczyć nóż?
KLujbIH.pngGary zagotował się ze złości. Nie umiał wściec się na Chase'a, dawniej najbliższego mu przyjaciela, odwiedzającego grób siostry. Jemu mógł pozwolić mówić te rzeczy, które padły z jego ust. Ale nie jej. Czemu miałby? Dlaczego miałby dawać jej kredyt uprzejmości, na który nie zasługiwała i którym go nigdy właściwie nie obdarzyła? Zresztą nie miał już siły słuchać tego wszystkiego i przyjmować spokojnie, tak jakby zasłużył na każde słowo. Dosyć.
KLujbIH.pngWziął głęboki oddech, aby nie wybuchnąć. Wychowywanie trójki dzieci nauczyło go co nieco.
KLujbIH.png- Podałaś jej ten nóż w tym samym stopniu, co ja.
KLujbIH.png- Słucham? - Kobieta uniosła brwi i prychnęła. - Masz czelność...
KLujbIH.png- Nie ja byłem jej najlepszą przyjaciółką, osobą, której powierzała wszystkie sekrety i której opowiadała najbardziej trywialne rzeczy. To ty nią byłaś. Ty nazywałaś ją siostrą. Ty zarzekałaś się, że znasz ją lepiej, niż ktokolwiek inny.
KLujbIH.png- Zamknij się...
KLujbIH.png- To była twoja rola ją obserwować. Szukać znaków. Ja jej, kurwa, nawet dobrze nie znałem! Nawet nie w ułamku tak dobrze, jak ty!
KLujbIH.png- Zamknij się, Zane!
KLujbIH.png- Oboje z Chase'm zwalacie na mnie swoje poczucie winy! To był wasz zasrany obowiązek! I jest w tym wszystkim mój błąd, jasne, ale przestańcie do cholery wciąż udawać, że nie braliście w tym udziału, że jesteście poza tym i że to wszystko moja wina!
KLujbIH.png- ZAMKNIJ SIĘ!
KLujbIH.png- Zawiniliście w takim samym stopniu co ja! Mam już dość waszego ozłacania się moim kosztem, żebyście poczuli się lepiej! Dałem wam wystarczająco dużo czasu. Wy...
KLujbIH.pngNie dokończył, bo Ethel nagle zaczęła krzyczeć. Nie rzucała obelgami ani setką zdań na sekundę. Zgięła się, unosząc ręce, jakby chciała wyrwać sobie włosy z głowy i krzyczała. Ten krzyk wydobywał się z głębi jej płuc, rozdzierał chłodne powietrze i skutecznie zamknął usta Gary'emu, który się wystraszył. Chciał do niej podejść, ale gdy tylko zabrakło jej powietrza, przepchnęła się obok niego i pomaszerowała dalej. Mężczyzna stał w tym samym miejscu, zszokowany. Jej pełen bólu wrzask wciąż dzwonił mu w uszach.
KLujbIH.png- Gary?
KLujbIH.pngOdwrócił głowę. Z domu Marlowe wyszła Ava. Wyglądała na skonsternowaną. Podeszła do płotu, ubrana w pidżamę. Gary przeszedł przez ulicę.
KLujbIH.png- Co to było? I... Co ty tu w ogóle robisz?
KLujbIH.pngPatrzyła na niego, marszcząc brwi.
KLujbIH.png- Ja... Powiedziałem parę słów Ethel...
KLujbIH.png- Grand? Dogadałeś Ethel Grand?
KLujbIH.png- Można to tak nazwać...
KLujbIH.pngZapadła cisza, podczas której on patrzył gdzieś w bok, czując na sobie jej uważne spojrzenie.
KLujbIH.png- No?
KLujbIH.png- Co?
KLujbIH.png- Pytałam, co tu robisz.
KLujbIH.pngZane zwrócił swoje granatowe oczy na nią.
KLujbIH.png- Przyszedłem cię odwiedzić.


I lost everything, I threw myself in
and you took me when no one was there

KLujbIH.png- Kawę, rozumiem?
KLujbIH.pngSiedzieli w kuchni. A raczej Gary siedział, bo rudowłosa krzątała się przy blacie. Z salonu dobiegały dźwięki gry samochodowej.
KLujbIH.png- Herbatę, jeśli można - odparł, nieco skrępowany.
KLujbIH.pngZerknęła na niego z ukosa.
KLujbIH.png- To coś nowego - mruknęła, otwierając szufladę i grzebiąc w niej, prawdopodobnie w próbach znalezienia herbaty.
KLujbIH.png- Nie jest zbyt zdrowa - stwierdził powszechnie znany fakt, jakby to wszystko wyjaśniało.
KLujbIH.png- Prowadzisz teraz zdrowy tryb życia, tak? - Położyła przed nim kubek z nadrukiem "NA KACA" i usiadła naprzeciwko. Dolała do swojej kawy Amaretto, pociągnęła łyk, zamyśliła się, po czym dolała jeszcze trochę alkoholu. - Gratuluję - w jej głosie brakowało dawnej życzliwości.
KLujbIH.pngMężczyzna przesunął dłonią po twarzy, wyzuty z sił po "rozmowie" z Ethel.
KLujbIH.png- Ty też jesteś na mnie zła.
KLujbIH.pngMarlowe walnęła szklanką o stół.
KLujbIH.png- Oczywiście. Czego się spodziewałeś? Że rzucę ci się na szyję? - Prychnęła. - Potrzebowałam cię. Potrzebowałam cię, a ty... - urwała, zaciskając usta. - James wyparował, byłeś moim jedynym przyjacielem. Przynajmniej sądziłam, że mogłam cię tak nazywać.
KLujbIH.png- Mogłaś.
KLujbIH.png- Mogłam. - Pokiwała głową, podkreślając czas przeszły. Ściskała w dłoniach szklankę, jakby chciała ogrzać dłonie.
KLujbIH.png- Dalej możesz.
KLujbIH.png- Nie rozśmieszaj mnie. Po co tutaj tak naprawdę jesteś, Gary?
KLujbIH.png- Byłem... Słuchaj, naprawdę mi przykro z powodu tego, jak to się wtedy wszystko potoczyło. Tamte wydarzenia... No, przytłoczyły mnie.
KLujbIH.png- Wszystkich nas przytłoczyły - zauważyła kobieta. Potarła czoło. - Gary, mogę się denerwować, mogę ci to mieć za złe, ale prawdę mówiąc, nie mam ochoty się na ciebie boczyć. Każdy z nas próbował sobie radzić na swój sposób. Ty wybrałeś odcięcie się od wszystkich. Wybrałeś ucieczkę z miasta. Rozumiem to. Przykro mi, że mnie olałeś, ale rozumiem. Chciałabym cię spławić albo wrzasnąć na ciebie i sobie pójść, jak Ethel, ale choć mnie to drażni... Cieszę się, że cię w końcu zobaczyłam.
KLujbIH.pngZane słuchał jej uważnie, a gdy skończyła, odchylił się na oparcie krzesła.
KLujbIH.png- Też się cieszę, że cię widzę - powiedział cicho.
KLujbIH.png- Hej, Ava...
KLujbIH.pngW pokoju pojawił się kilkunastoletni ciemnowłosy chłopiec, trzymający w dłoniach pada do Playstation. Spojrzał krzywo na gościa.
KLujbIH.png- Kto to?
KLujbIH.png- To jest Gary. Gary, Theo, mój brat.
KLujbIH.pngMężczyzna w ostatnim momencie powstrzymał się przed rzuceniem jej zdziwionego spojrzenia. Zamiast tego uśmiechnął się do Theo.
KLujbIH.png- Ta. - Już zapomniał o nieznajomym i ignorując jego obecność, zapytał siostry: - Zagrasz ze mną wyścig?
KLujbIH.png- Jestem teraz zajęta, ale jak skończymy rozmawiać, to Gary z tobą zagra.
KLujbIH.pngGary odchrząknął.
KLujbIH.png- Umiesz w ogóle grać?
KLujbIH.png- Jasne, że umiem - obruszył się Zane.
KLujbIH.png- Dobra, znikaj już - pogoniła go Ava.
KLujbIH.png- Tylko nie gadajcie za długo.
KLujbIH.pngI już go nie było. Mężczyzna wydał z siebie mruknięcie.
KLujbIH.png- Cholera. Jak ten czas mija. - Potrząsnął głową, otrząsając się z zaskoczenia. - Wracając... Przyjechałem odwiedzić Amandę. Dręczyło mnie to tyle lat... Nie dało się od tego uciec. Wpadłem na Chase'a. Nie był raczej zadowolony z tego spotkania. - Zaśmiał się bez cienia humoru. - Kazał mi wypierdalać. Potem poszedłem odwiedzić ciebie i natknąłem się na Ethel. Powiedziałem jej to, co prawdopodobnie powinienem przede wszystkim powiedzieć Chase'owi, ale nie potrafiłem. - Stukał niecierpliwie palcami o kubek. - Nie chcę mu dokładać, wiesz...? A nie potrafiłby spokojnie ze mną porozmawiać. Na sam mój widok zaczął się pieklić. Skończyłoby się jak z Ethel, tylko dużo gorzej. Chciałem tego uniknąć.
KLujbIH.pngPociągnął spory łyk herbaty.
KLujbIH.png- Dobrze zrobiłeś.
KLujbIH.pngSpojrzał na nią pytająco.
KLujbIH.png- Z Ethel. Nie robisz im tak naprawdę przysługi, Gary - tłumaczyła mu miękkim głosem, tak jak tłumaczy się dzieciom, że chomik umarł, bo tak to jest ze zwierzątkami i wszystkimi innymi istotami żywymi, że kiedyś odchodzą. - Odwlekłeś tylko to, co nieuniknione.
KLujbIH.png- Naprawdę uważałem, że jej śmierć...
KLujbIH.png- Wiem. - Uśmiechnęła się do niego lekko, ze smutkiem.
KLujbIH.pngZapadła cisza, której żadne z nich chwilowo nie miało ochoty przerywać. Oboje trawili całą sytuację i wszystkie słowa.
KLujbIH.png- Po tym, jak się przeprowadziłem, poznałem kobietę. - Uśmiechnął się. - Jest piękna, miła i kocham ją całym sercem. Stosunkowo szybko się pobraliśmy, bo po dwóch latach. Trzy lata po tym, jak urodziło nam się trzecie dziecko, okazało się, że nasza najstarsza córka ma białaczkę. Walczy z nią już tak długo, ale... - urwał, czując, że ściska mu się gardło. Poczekał chwilę, uspokoił się i kontynuował: - Nie zostało jej wiele czasu. Dopuściłem do siebie myśl, że... Że może to kara za Amandę. Nie ona, nie Leila, bo to wspaniałe dziecko, złota dziewczyna, niesamowicie mądra jak na swój wiek... - Zamknął oczy, usiłując powstrzymać łzy. - Pomyślałem, że ta choroba to kara za tamto. Nie chciałem mieć takich wyrzutów sumienia, jak po śmierci Russela, popełniać tych samych błędów, dlatego robię wszystko, aby być dla niej i dla reszty dzieciaków jak najlepszym ojcem. Poświęcam im tak dużo czasu, jak tylko mogę. Żyjemy chwilą i cieszymy się tym, co mamy, zamiast rozpaczać nad przyszłością. Jednak tamto mi ciągle chodziło po głowie, aż pomyślałem, że jeśli ją odwiedzę, może... Może coś się zmieni. Może coś się naprawi. Albo chociaż przestanę czuć na sobie ten ciężar...
KLujbIH.png- Gary. - Marlowe złapała jego dłoń. - Śmierć Amandy nie była w żadnym stopniu twoją winą, rozumiesz? Sam wiesz, że zmagała się z tym od dawna. Gdyby nie tamten nóż, znalazłaby sobie inny sposób odebrania życia. To była decyzja, jaką ona podjęła.
KLujbIH.png- Powinienem był...
KLujbIH.png- Nie - przerwała mu zdecydowanie. - Nikt z was nie mógł już mieć na to wpływu. Ona o to zadbała. Dlatego przestań się tym zadręczać. Gdyby Chase nie był tak zajęty sobą, powiedziałby ci to samo.
KLujbIH.png- Dziękuję.
KLujbIH.png- Proszę. Jakbyś nie bawił się w robienie dzieci, powiedziałabym ci to już co najmniej dziesięć lat temu.
KLujbIH.pngGary roześmiał się krótko, ale szczerze.
KLujbIH.png- Nie martw się. Obiecuję, że od teraz dam ci więcej okazji do prawienia mi kazań. - Zerknął na zegarek, dopił herbatę duszkiem i wstał. - Będę się zbierał, jeszcze muszę zajrzeć do Leili...
KLujbIH.png- Zaraz, zaraz, panie szybki! - Rudowłosa wskazała kciukiem salon. - Rundka z Theo, zanim wyjdziesz, bo mi nie da spokoju. Tyle mi jesteś chociaż winien.
KLujbIH.png- Jasna sprawa.

KLujbIH.pngSzedł przez korytarz, czasami zapominając się i szurając butami. Zewsząd rozbrzmiewały ciche rozmowy, pokasływania, rytmiczne pikanie. Gdzieś z głębi korytarza dobiegł go czyjś płacz. Skrzywił się z niechęcią. Zastanawiał się, co go podkusiło do przyjścia tutaj. Jutro rano wracał do pracy, powinien odpisywać teraz w łóżku na maile i przygotowywać się do snu. Nie lubił takich miejsc. Zawsze omijał je szerokim łukiem, jak tylko mógł, chociaż lądował tutaj częściej, niż by sobie tego życzył.
KLujbIH.pngChase Pearson, kierując się według wskazówek pielęgniarki, odczytał numer na drzwiach sali, po czym wszedł do środka, tylko chwilę wahając się w progu.
KLujbIH.pngPomieszczenie było raczej niewielkie. Choć stały trzy łóżka, dwa z nich pokrywała świeża, nieużywana pościel, w przeciwieństwie do trzeciego, które umiejscowiono naprzeciw nich. Na szafeczce obok niego stały kwiaty w wazonie, ledwo przebijające się przez zapach środków dezynfekujących. Z drugiej strony łóżka stała aparatura, wydająca charakterystyczne pikania przy każdym skurczu serca. Po tej samej stronie ktoś przystawił dwa krzesła. Jedno z nich zajmował Gary Zane, teraz na wpół leżący na pościeli, pod którą siedziała kilkunastoletnia dziewczynka. Gdy tylko usłyszała gościa, wyswobodziła dłoń z uścisku Gary'ego i uniosła palec do ust. Chociaż nie miała ani włoska na głowie, w rysach twarzy - zwłaszcza nosie - oraz w intensywnie granatowych oczach rozpoznał w niej swojego dawnego przyjaciela. To była właśnie jego córka.
KLujbIH.png- Dobry wieczór - powiedziała spokojnym głosem, wcale nie szepcząc. - Pan do taty? - Przekrzywiła głowę. - Mogłabym go dla pana obudzić, ale tata dzisiaj jest wykończony...
KLujbIH.png- Nie, nie, ja... - Chase chyba po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. - Nie budź go. Zasłużył na chwilę spokoju.
KLujbIH.pngZapadło milczenie, podczas którego mężczyzna czuł na sobie uważne spojrzenie dziewczynki. Usiadł w fotelu.
KLujbIH.png- Pan jest bratem taty - ni to stwierdziła, ni zapytała Leila.
KLujbIH.pngPearson zmarszczył brwi i przeniósł wzrok na nią.
KLujbIH.png- Słucham?
KLujbIH.png- Mylę się? - zdziwiła się lekko. - Tak zgadywałam. Tata mówił, że jego brat jest teraz biznesmanem, a pan jak taki wygląda. Innych biznesmanów tata nie zna. - Uśmiechnęła się, jakby dumna ze swojej dedukcji.
KLujbIH.png- A mówił ci tata, że nie jesteśmy...
KLujbIH.png- Spokrewnieni? Mówił. O. - Zasłoniła dłonią usta. - Przepraszam, przerwałam panu.
KLujbIH.png- Skoro uważasz nas za braci, to czemu nie mówisz mi wujku? - spytał brunet, krzyżując ręce na piersi. Młoda nieoczekiwanie wciągnęła go w rozmowę.
KLujbIH.png- Tata mówi, że czułby się pan z tym nieswojo - oznajmiła tonem mówiącym, że to najoczywistsza rzecz na świecie.
KLujbIH.png- Bardzo się słuchasz tego, co ci tata gada, co? - zauważył z lekkim rozdrażnieniem, zwłaszcza, że miała rację. W momencie, gdy padłoby słowo "wujek", ogłosiłby kapitulację i uciekł ze szpitala w podskokach.
KLujbIH.pngGary chrapnął niemal z samozadowoleniem przez sen, przekręcił się na drugi bok i wrócił do drzemki. Chora uniosła lekko kąciki ust z miną wyrażającą zwyczajnie miłość i pogłaskała delikatnie ojca po głowie.
KLujbIH.png- Robi wszystko, co może, żebyśmy byli szczęśliwi.
KLujbIH.pngChase spojrzał na niego i mruknął cicho:
KLujbIH.png- Cały Gary.
KLujbIH.png- Tata mi powiedział, że go odkąd wyjechał z Bristol, to go pan nienawidzi, bo zrobił coś okropnego. Mówił też, że mu pan nigdy nie wybaczy... A jednak tu pan przyszedł.
KLujbIH.pngMężczyzna przestawał lubić tę mądralę.
KLujbIH.png- Przestań mi panować. To irytujące - burknął.
KLujbIH.pngCzy w ogóle miał mu co wybaczać?
KLujbIH.png- Chase.
KLujbIH.pngNie pamiętał, aby się jej przedstawiał.
KLujbIH.png- Co?
KLujbIH.pngPonieważ Leila nie odpowiadała, spojrzał na nią.
KLujbIH.png- Życie jest za krótkie, żeby chować urazę do osób, które są dla nas ważne - powiedziała dziewczynka chora na białaczkę, której dni były policzone.
KLujbIH.pngI po raz drugi w swoim życiu Chase nie wiedział, co powiedzieć.
KLujbIH.pngZane nagle się zbudził. Wyprostował się na krześle i przetarł oczy, jeszcze nieprzytomny. Dopiero po chwili zarejestrował, że w pokoju jest ktoś poza nim i jego córką. W pierwszej chwili w jego oczach błysnął strach. Potem zaś gwałtownym ruchem zerwał się na równe nogi, podszedł do Pearsona i ze złością, o którą nie posądzałaby go pozostała dwójka, złapał go za koszulę i szarpnął do góry.
KLujbIH.png- Tato!
KLujbIH.png- Co tu robisz? Co jej nagadałeś? - Potem zwrócił się do dziewczynki: - Powiedział ci coś przykrego? Draniu...
KLujbIH.png- Wyluzuj, tygrysico - warknął Chase i wyrwał się szarpnięciem.
KLujbIH.png- Tato, rozmawialiśmy... Nic się nie stało.
KLujbIH.png- Jak to... - Zane był skołowany. Cofnął się o krok, spojrzał na Leilę, potem na dawnego przyjaciela. - Rozmawialiście?
KLujbIH.png- Wyobraź sobie.
KLujbIH.pngGary podrapał się po karku. Złość z niego zeszła jak powietrze z przekłutego balonu.
KLujbIH.png- Jak się dowiedziałeś?
KLujbIH.png- Ava do mnie dzwoniła.
KLujbIH.png- Oczywiście...
KLujbIH.png- Ethel też.
KLujbIH.png- Ethel też - powtórzył Zane. Usiadł obok stolika i zaczął stukać palcami o jego blat. - Czy ona... Jak... - urwał, po czym spróbował ponownie: - Czy...
KLujbIH.png- Uspokoiła się, ale musi to przetrawić.
KLujbIH.png- Przykro mi... - zaczął, ale Chase mu przerwał.
KLujbIH.png- Słuchaj. Powiem to tylko raz, więc lepiej, żebyś to zapamiętał. - Pearson zamilkł na chwilę, jakby celowo budując napięcie. - Masz rację. Ava zresztą też. Każde z nas i tak czuje się winne, że temu nie zapobiegło... Razem z Ethel poszliśmy na łatwiznę. - Znowu przestał mówić, aż w końcu wydobył z siebie ciche, acz zdecydowane, choć niechętne: - Przepraszam.
KLujbIH.png- Ja też...
KLujbIH.png- Oj, zamknij się i po prostu przyjmij przeprosiny, dobra?
KLujbIH.png- Dobra.
KLujbIH.pngGary uśmiechnął się, niesamowicie szczęśliwy. W jednej chwili zniknęły wszystkie jego zmartwienia. Ciężar, który go uginał tyle lat, zniknął. Teraz czuł się, jakby grawitacja malała i mógłby zaraz oderwać się od ziemi. Roześmiał się, a potem niespodziewanie uścisnął odzyskanego przyjaciela. Poklepali się po plecach. Znaczyło to więcej, niż jakiekolwiek słowa, które mogły paść.
KLujbIH.png- Dobrze jest mieć cię z powrotem.
KLujbIH.png- Tak, świetnie, a teraz już mnie puść.
KLujbIH.pngZane posłusznie go puścił, a Pearson wywrócił oczami.
KLujbIH.pngRozległo się pukanie, po którym drzwi otworzyły się szeroko i do sali wjechał wózek inwalidzki, a za nim kroczył jego kierowca. Xavery trzymał na kolanach cztery kubki kawy i batona. Berry wyjaśnił tę niespodziewaną wizytę krótkim:
KLujbIH.png- Ava do nas dzwoniła.
KLujbIH.png- I tak byliśmy ci winni parę kaw - dodał Xav, machając do Leili.
KLujbIH.pngPo krótko trwających przywitaniach i dłużej trwającej krzątaninie, podczas której przesuwali stół i ustawiali krzesła obok łóżka chorej, w końcu rozsiedli się. Chase trochę porozmawiał z nowymi gośćmi o pracy, wyjaśnił parę rzeczy, zapytał o to i owo. Potem zaś zwrócił się do Zane'a, tym samym kończąc prowadzone na krzyż dyskusje.
KLujbIH.png- Więc... Słyszałem, że masz jeszcze dwójkę dzieci.
KLujbIH.pngW ten sposób rozpoczął nadrabianie wszystkich straconych lat. Po raz pierwszy od półtorej dekady znów śmiali się, dowcipkowali, opowiadali sobie historie, głupie, miłosne, tragiczne, życiowe. Opadła blokada i było niemal jak dawniej. W międzyczasie dołączyła do nich Ava, razem ze swoim bratem, który zaraz przykolegował się do Leili, narażając się na żarty dorosłych. Po paru godzinach i Ethel się pokazała - choć wyraźnie przeżywała dylemat w progu, w końcu zdecydowała się zasiąść przy kumplowym stole. Początkowo zgrywała obrażoną, słuchała, niby to nieuważnie, dopóki Leila jej nie zagadnęła. Dziewczyna jakimś sposobem, choć sama nie uczestniczyła w rozmowach i była jedynie słuchaczem, wciągnęła do nich Grandównę. Gary podpytał ją o popołudnie. Zadziwiająco mało złośliwa kobieta wytłumaczyła mu, że rodzice próbują ją wyswatać, a jej brat jak zwykle staje po ich stronie. Wtedy Zane zrozumiał, że ona wciąż pragnie tylko jednego mężczyzny. Miał nadzieję, że jeszcze nie było za późno. Jeśli ta dwójka miałaby z kimkolwiek być, to tylko ze sobą.
KLujbIH.pngPostawili pierwszy krok ku temu, aby odbudować to, czego nie zniszczyła brakująca osoba, a oni sami. Dali sobie szansę, by znów zostać Kumplami.

People are not rain
or snow
or autumn leaves.
They don't look pretty when they fall down.


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] claudebot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
ijtt - dizilandia - smakciszy - deathrunforlife - therichteam