Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2018-04-26 21:00:03

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 66.0.3359.117

Beyond Realm

   Wśród londyńskiej socjety od dawna panowało przekonanie, że najlepsze wychowanie zapewniała młodzieży Uczelnia Madame Kingsley. Pannice uczyły się jak prowadzić dom, dbać o swoich przyszłych mężów i o własny wizerunek. Panowie poznawali swoje możliwości i zasady panujące między "przyszłymi panami imperium brytyjskiego", a także uczyli się metod wspinania po chybotliwej drabinie towarzyskiej hierarchii. W najwyższych sferach wiedza o dobrych manierach i umiejętność zgrabnego lawirowania wśród towarzyskich niuansów potrafiła zadecydować o dobrym imieniu całej rodziny. Uczelnia Madame Kingsley zapewniała szerokie wykształcenie w zakresie umiejętności praktycznych, jak i artystycznych odrzucając stereotyp o kobietach-wydmuszkach pełniących rolę jedynie wizualnie dekoracyjną i zapewniając mężczyznom jak najlepszy start w wyścigu szczurów panującym wśród arystokracji.
   Jednakże nawet Madame Kingsley nie zdawała sobie sprawy z tego, że w jej placówce pojawiły się napięcia grożące niemałym skandalem. Na uczelni znalazły się dziewczęta posiadające niezwykłe umiejętności. Umiejętności, które wynosiły je daleko poza rolę ozdoby salonu. Umiejętności, które dla innych kręgów mogły się okazać niezwykle cenne. Obecność obu płci w jednej placówce oznaczała stałe ryzyko pojawienia się skandalu, na które Uczelnia była przygotowana; było to w końcu synonimem nowoczesnego myślenia. Nikt jednak nie był gotowy na konspiracje wychodzące daleko poza przyziemną sferę.

2288d7a35af2c4cbd112b8d10348b486.jpg

Postacie żeńskie:
Esmée Rosalia Carter - Dolores
Frances Howland - Arbalester
Isabella Craig - Angelue
Ophelia de Villiers - Raika
Thepkassattri - Faworek


Postacie męskie:
Lionel Lennox - Evaine
Malcolm Kipps - Angelue
Percy Blunt - Arbalester

Jeszcze parę słów

Mamy rok 1892. Akcja rozgrywa się w szkole z internatem, bohaterami są jej uczniowie. Szkoła jest koedukacyjna - był to trend wprowadzony w związku z aktywnością ruchów emancypacyjnych w drugiej połowie XIX wieku.
Główni bohaterowie "posiadają" swoje duchowe zwierzęta - cunari, które w pewien sposób odzwierciedlają ich charaktery i przewijają się w ich życiu. Nie każdy wie, że takowe posiada. To samo tyczy się mocy bohaterek. Dziewczyny są w stanie wpływać na ich otoczenie z użyciem siły woli. Z kolei ludzie wokół nie są świadomi nadnaturalnych rzeczy.

Jak coś mi się jeszcze przypomni, to dopiszę. x'D
Kliknij tu, aby popatrzeć sobie na modę w XIX wieku.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#2 2018-04-26 21:04:16

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 65.0.3325.181

Odp: Beyond Realm

tumblr_m7vxuuzOHZ1r6o8v2.gif
mbBTzh2.png
s8Hf3K4.jpg

Frances zawsze miała problemy z pojęciem, dlaczego chłopcom wolno więcej, a sensem istnienia dziewcząt było zadowalanie panów. Jeśli nie ojca, to jego gości, jak nie jego gości, to synów jego gości, jak nie ich, to obcych. Bo z kobietami to inaczej, przy nich narażała się na plotki, ale te nie miały mocy, dopóki nie doszły uszu mężczyzn. Frustrowały ją niewygodne buty, ciasne, bolesne gorsety, zbędne warstwy materiału. Zazdrościła kuzynom swobody chodzenia w spodniach, gustownych kapeluszy, nie tak zbędnie wymyślnych jak kobiecie nakrycia głowy; krótkich włosów, bo jej długie wciąż się w coś plątały, ciągnęły o coś, nie wspominając o trudach utrzymania ich w ładzie. Nie, bycie chłopcem to rzecz wygodna i praktyczna. Ileż razy powtarzała rodzicom, że mogli się bardziej postarać o syna zamiast córki, wtedy byłoby im o niebo łatwiej. Frances, uparta i łobuzerska po ojcu, a do tego opanowana i pamiętliwa po matce, stała się zmorą rodziny Howland. Nie wystarczyło jej przebieranie się za chłopca i wstępowanie tam, gdzie normalnie by damom zabroniono wchodzić. Musiała błyszczeć, zwracać na siebie uwagę, kręcić kołem fortuny, którego każdy klin to kolejny kłopot. Szybko zjednywała sobie ludzi, posiadając przystojną, delikatną aparycję, a do tego aurę wyższych sfer, której nie wykorzystywała by zadzierać nosa, ale okazać dystynkcję. Lubiła wyzwania i parę razy źle to się dla niej skończyło, kiedy podburzył się testosteron i została zwyczajnie zbita. Pomyślałby kto, że to po takich wydarzeniach rodzice zdecydowaliby się na wysłanie córki do specjalnej szkoły, ale nie. Sądzili, że któraś bitka wbije jej rozum do głowy, że ocuci ją to z chęci wkraczania w męski świat, jakby do niego należała. Prawdę mówiąc, Frances nigdy nie zależało na zostaniu chłopcem, po prostu to dziewczyńska rzeczywistość falban, gorsetów, pogardy i degradacji ją odrzucała. Nie zadowalała ją rola salonowego pieska, ani władza zza kurtyny. Kiedy po coś sięgała i to zdobywała, chciała, by każdy to widział. Nie chodziła na skróty, więc czemu miałby nie należeć jej się ten sam szacunek, co mężczyznom?
Dla dziewczyny ubranie sukni i postępowanie według zasad żeńskiej etykiety było większym teatrzykiem, niż założenie spodni i obniżanie głosu, podając się za chłopca. Z tego powodu mimo nawiązywania wielu znajomości, nie potrafiła się odnaleźć w sferze miłości. W sukience nie czuła się ani trochę sobą, a fakt ten ją uwierał do tego stopnia, że natychmiast odbijało się to na jej twarzy i samopoczuciu, przez co większość chłopców odrzucała, mimowolnie lub z wyboru, nie chcąc być traktowana jak dama w opresji. Z kolei w spodniach nie zdradzała się z byciem dziewczyną, co choć mniejszym złem, nadal było niesprzyjające. Nie pociągały jej typowo męskie rozrywki, na które próbowano ją wyciągnąć, drażnił ją też często rynsztokowy humor panów, tkwiących w przeświadczeniu przebywania w swoim gronie. Za to dziewczęta lgnęły do niej często i choć podobała jej się ta uwaga i często odpowiadała równie zalotnie, to dręczyła ją tajemnica, którą bała się wyjawić byle komu. Starała się znaleźć złoty środek, odkryć własne pragnienia, ale nadal nie potrafiła.
Aż któregoś dnia rzuciła się na głęboką wodę, dała się ponieść emocjom z dziewczyną. Spadł jej kapelusz, długie włosy opadły kaskadą na plecy. Szybko, dobitnie i publicznie udowodniono, że tylko podawała się za chłopca. Powstał skandal, podczas którego skierowano na nią tyleż spojrzeń obrzydzonych, co pełnych podziwu i aprobaty. To podniosło ją na duchu, zmotywowało do ścięcia włosów bez zgody rodziców. Właśnie te wydarzenia dopiero popchnęły Howlandów do wysłania córki daleko do prywatnej szkoły, by nauczyła się manier, łudząc się, że znajdzie się ktoś, kto zdoła ją naprostować. Pozwolili jej robić, co zechce, byle ukończyła tam naukę i nie dała się wyrzucić. Frances dostrzegła w tym okazję i zgodziła się, pod warunkiem wpisu jako chłopak, Francis. Udawało jej się to oszustwo, choć z wielkim trudem i czasem przypłacane wieloma wyrzeczeniami. Były to jedne z najszczęśliwszych dni jej życia. Mogła do woli nawet konkurować w sportach; z dziewczętami się nie dało, bo nawet im nic takiego nie organizowano. A Frances uwielbiała konkurencje, zwłaszcza jeśli mogła udowodnić w nich swoją przewagę. Toteż grała chłopca, pozwalając sobie na wtajemniczenie jedynie dwójkę współlokatorów. Mijał drugi rok, jak Frances, rzucająca subtelne uśmiechy, krocząca zwinnie i z gracją korytarzami, opierająca się nonszalancko ramieniem o ścianę, rozmawiając z koleżankami lub kolegami, grała Francisa, anielskiego młodzieńca, mającego tyle pieniędzy, że z nudów uczy się kobiecych zajęć (bo czasami prześlizgiwała się na lekcje sztuki) lub chłopca z pewną tragiczną przeszłością; krążyło wiele plotek, a Howland nie kwapiła się do zaspokajania cudzych ciekawości. Nie chciała, by ją zdefiniowano ostatecznie, nim sama to zrobi wobec siebie.

skrótowe info

Cunari; wydra

Nigdy nie podobała jej się rola dziewczynki, mającej wyglądać i pachnieć, nie daj Boże narozrabiać. Woli męskie ubrania i tak też się nosi. Lubi być w centrum uwagi, ale stara się dochodzić do tego subtelnie, z gracją. Kiedy w jej miasteczku wybuchł skandal, bo zanadto zbliżyła się do dziewczyny, rodzice postanowili wysłać ją do internatu, licząc, że może tam zdoła ją ktoś ułożyć. Frances podszywa się tam pod chłopca o imieniu Francis. Tylko dwóch jej kolegów z pokoju wie, kim jest. Zagubiona w tym, czego pragnie, zajmuje swój czas konkurowaniem i zalotami. Spokojna, ale zdeterminowana, potrafi długo chować w sobie urazę. Nie jest jeszcze świadoma swojej mocy zsyłania wizji i zaburzania percepcji, a jej dajmon dopiero nabiera kształtów.

cRSI99E.png


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

#3 2018-04-26 21:29:31

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 66.0.3359.117

Odp: Beyond Realm

GzxviGE.png
lIliVqA.jpg?1
uEV8uMk.png

  Najmłodsza latorośl rodziny Craig była oczkiem w głowie wszystkich członków rodu. Pomyślałby ktoś, że zaowocuje to wychowaniem nieznośnie rozpieszczonego dzieciaka, był to jednak mylny osąd. Isabella wstąpiła na ten wątpliwie zaszczytny piedestał dopiero po tym, jak rodem Craig wstrząsnęły dwie ogromne straty - starszego brata Isy, Jeremiaha oraz jej matki. Jeremiah kontynuował rodzinną tradycję wstępując do marynarki w ślad za ich ojcem, wujami, dziadkiem i pradziadkiem. Morze wchłaniało już członków ich rodziny, wchłonęło również i jego. Jeremiah był ulubieńcem matki, więc jego śmierć była straszliwym ciosem dla niej. Jej psychika nigdy nie była szczególnie silna - w tym względzie Isabella była znacznie bardziej podobna do ojca - przez co wpadła w depresję. Od tego czasu Isabella nie widziała swojej matki zbyt często, gdyż nie opuszczała swoich komnat. Od tego czasu jej rodzina zawęziła się do grona jedynie ojca i pojawiających się  czasem ciotek lubiących się rozczulać nad dziewczęciem. Isabella nigdy nie odczuwała, by współczucie jej się należało - wciąż miała kochającego ojca, mnóstwo zajęć i kontakt z innymi bogatymi dzieciakami. Różniła się od nich nieco, głównie za sprawą przywilejów, gdyż ojciec pozwalał jej na więcej próbując wynagrodzić brak matki. W ten sposób codziennością Isabelli było czytanie książek, nauka astronomii, gatunków fauny i flory, jazda konna i - co było dość kontrowersyjne, ćwiczenia fechtunku. Isabella była zadowolona ze swojego życia.
   Dziewczyna długi czas nie zdawała sobie sprawy z umiejętności otwierania okien do innych rzeczywistości, gdyż były one bliźniaczo podobne do tej otaczającej ją - do czasu, gdy raz przez okno nie zobaczyła w ogrodzie swojego brata w towarzystwie matki. Nikt nie rozumiał jej nagłej ekscytacji, a wręcz wywołało to zmartwienie jej stanem psychicznym i dyskusje o posłaniu jej na modną wówczas terapię, więc nigdy więcej o tym nie wspominała. Zaczęła zauważać pęknięcia w otaczającym jej świecie i na własną rękę uczyła się je wykorzystywać.
   Na uczelnię Madame Kingsley trafiła po długiej rozmowie z ojcem, który zapewnił ją, że przede wszystkim dba o jej wykształcenie. Isa nie miała powodów, by podejrzewać, że jest inaczej, przyjęła więc to z właściwą sobie pogodą ducha.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#4 2018-04-27 12:40:49

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 65.0.3325.181

Odp: Beyond Realm

tumblr_m7vz35XIDl1r6o8v2.gif
PrVJvLE.png
ecdbf299cb04f037f2069995540521ef.jpg

Oh I got troubles
They won't let me be
But I won't get tired set the town on fire
Till my troubles got trouble with me

Percy'ego porzucono jako niemowlę. Odtąd wychowywał się w sierocińcu, miejscu tak ułomnym i znienawidzonym przez wszystkich w nim przebywających, że każdy marzył o ucieczce z niego. Chłopiec, z którym się zakolegował, starszy o dwa lata, powiedział mu, że dało się tam przeżyć na dwa sposoby - sprytem lub siłą. Percy okazał się pojętnym uczniem i prędko ustawił się w odpowiednim miejscu w hierarchii społecznej sierot oraz wyrzutków. Natomiast jego wielka miłość, Fanny, już tyle szczęścia nie miała. Trafiła do przybytku, kiedy Percy przestępował próg nastoletni, a ona była w jego wieku. Tamtejsze dziewczęta uczyniły z jej życia piekło, a gdy znalazła się na skraju załamania po tym, jak ścięły jej włosy, raniąc głowę, zaproponowała Percy'emu i paru innym dzieciakom ucieczkę. Zwiali na ulice Londynu i jakiś czas sobie radzili. Podkradali to dla siebie, to dla innych, znajdowali wciąż nowe kryjówki, czasem spali w zaułkach, ale i tak w swojej grupce czuli się lepiej, jak w sierocińcu. Układało się, dopóki Fanny nie porwała się na coś, co ją przerosło. Szepnięto jej parę słodkich słów obietnicy i dziewczyna okradła przyjaciół, po czym poszła skraść coś cennego, ale nic nie poszło po jej myśli. Uciekając, wpadła pod dorożkę, konie ją stratowały. Percy znalazł ją wraz z ich wszystkimi rzeczami. Wtedy podjął decyzję, że miał dość - życia z dnia na dzień, bez szansy na stałość, martwiąc się o każdą nadchodzącą noc. Wydawało mu się, że nawet jeśli podejmie się paskudnej pracy, zapewni sobie chociaż minimum stabilności. Wypłaty były, owszem. Za wysoko postawionych klientów nawet całkiem porządne. Znienawidził siebie, parę razy oberwał, ale przynajmniej nie oglądał się na każdym kroku za siebie.
- I mówisz prawdę? To nie jakaś historyjka, mająca mnie wziąć na litość?
- Nikogo nie muszę brać na litość. - Percy uniósł jeden kącik ust, wyciągając się na łóżku. Sukienka zaszeleściła, odsłaniając jego łydki. - Nie zniżam się do takich rzeczy.
- Większość ludzi powiedziałaby, że kurwienie się w burdelu to poniżanie się. - Mężczyzna zaciągnął się mocno fajką i niespiesznie wypuścił dym z płuc. - Nie uważasz?
- Praca to praca - stwierdził krótko i przerwał, bo za zamkniętymi drzwiami rozbrzmiał głośny śmiech i nawoływania. Czekał, aż ucichną. - Zarabiam i nie widzę powodu, by się tego wstydzić. - Nie kłamał. Pieniądz mu nie śmierdział. To jego własne zachowanie, dopasowywanie się pod ludzi przychodzących do niego, by byli zadowoleni, odgrywanie ról nie będących nim samym, uśmiechy wbrew sobie - to dlatego przestał patrzeć w swoje odbicie w lustrze. Czuł, że tracił w tym siebie. Rósł w nim też gniew, starannie trzymany pod kluczem.
- I nie przeszkadza ci to, jak ludzie na ciebie patrzą? - Klient nie ustępował, ale po jego minie widać było, że nie chciał go ośmieszyć, a poprowadzić dyskusję, więc Percy pozwolił się w nią wciągnąć.
- Musiałbym przyznać, że to, co mnie spotkało, co robiłem i robię, jest żałosne i godne politowania, a tak nie uważam. Mam swój cel. Ludzie, którzy tu przychodzą, mają często rodziny, żony, mężów, posiadają różne dziwne upodobania i fiksacje. - Oblizał usta, by dać sobie chwilę na upewnienie się, że tymi słowami nie obraził mężczyzny, ale ten wyglądał na niewzruszonego. - Mówią, że kurwy są żałosne, by odwrócić wzrok od siebie. Robię, co muszę. Szukać litości nie muszę. Inni mnie nie obchodzą. Liczy się tylko to, co ja o sobie myślę.
- Ile masz lat, chłopcze? - zapytał nagle mężczyzna.
- Ile chcesz, żebym miał? - odparł z cwanym uśmiechem, wywołując u klienta parsknięcie. Nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie. - Czternaście.
- Gdybym ci powiedział, że mogę dać ci dom i edukację...
- Powiedziałbym, że jesteś szalony.

Okazało się jednak, że William Blunt, bo tak miał na imię, nie był szalony, a złamany. Zrozpaczony po utracie syna przez chorobę, poszukiwał zastępstwa, a ze swoim wymagającym charakterem nie zadowoliłby się byle kim. Percy nie owijał w bawełnę i od razu zapytał Willa dlaczego szukał dziecka w burdelu, a nie sierocińcu. Odpowiedział mu wtedy, że przyszedł tutaj w celu innym, niż adopcja. Więcej mu nie zdradził, a choć Percy próbował wyszukać wskazówki w pustych sypialniach i korytarzach niosących echo, nie natrafił na nic, co mogłoby mu pomóc to pojąć. Zrozumiał natomiast, że jego nowy ojciec potrzebował kogoś, kto nie pozwoli wygodom się rozpieścić i będzie zdeterminowany w swojej pracy tak samo w nowej sytuacji, jak wtedy, gdy nie miał nic. Na szczęście dla nich obu, Percy był właśnie taką osobą. William przekazywał chłopcu nie tylko wiedzę z książek, naukę, ale przede wszystkim jak podchodzić do tych ludzi, z którymi wcześniej nie miał styczności na równych zasadach - ludzi wyższych sfer. Jak ich zwodzić i wykorzystywać, nie musząc sięgać po portfel ani do spodni. Zaskarbił sobie szacunek i podziw chłopca, a wraz z tym nadeszło wielkie oddanie. Dostrzegł, że Percy był gotów zrobić wszystko, o co tylko by poprosił. I choć przy tym bywał surowy, ostry i nie przebierał w słowach, to Percy również nie pozostawał mu dłużny, a jemu to nie wadziło. To nie w tym tkwił problem; ten powstał, ponieważ William nie potrafił zdusić w Percy'm tego, co otworzyło w nim życie. Nie stworzyło - pewne rzeczy nosimy w sobie od początku i tylko od wydarzeń zależy, czy ujrzą one światło dzienne. W przypadku podopiecznego Blunta wrotom do niebezpiecznej i niechcianej części duszy wyłamano zamek, systematycznie wraz z dorastaniem i tylko uparte ramię chłopca powstrzymywało je od stanięcia szeroko otworem. Czasami powstawała szczelina, przesmyk; w większości sytuacji kończyło się to co najwyżej obitą twarzą, rozciętą skronią, może wizytą policji. Bywały jednak i takie, kiedy stawał na skraju dachu. Któregoś dnia się z niego zsunął, pociągnął za sobą człowieka. William podjął decyzję wysłania Percy'ego do internatu, także dla jego własnego bezpieczeństwa.

skrótowe info

Cunari; rosomak

Porzucony, wychowywany w sierocińcu, uciekł i żył na ulicy, potem pracował w burdelu, aż przygarnął go arystokrata. Od tamtej pory pracuje na to, by zajść gdzieś w życiu i nigdy więcej nie obawiać się powrotu na dno, jednak własne demony ciągną go wciąż w niebezpieczny świat ciemnych uliczek i ryzykowanych zagrań. Nieufny, stanowczy, miewa napady agresji. Gotowy iść po trupach do celu, nie boi się brutalności. Utrzymuje odpowiednie kontakty z odpowiednimi osobami, do kolegów odnosi się z dozą uprzejmości, a wobec tych, co nadepnęli mu na odcisk, nie kryje niechęci, choć nie pozwala zazwyczaj, by własne emocje przesłoniły mu cel. Jest wyjątkowo podejrzliwy wobec kobiet, wiele razy widząc i doświadczając ich zagrywek z ukrycia.

When I go into that ground
I won't go quietly, I'm bringin' my crown
When I go into the ground
Oh, they gotta bury me, bury me face down


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

#5 2018-04-29 16:46:36

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 66.0.3359.139

Odp: Beyond Realm

cantilena.regular.png

16cc06a7d663d4f067a909166e2ea7a8.jpg

       Ophelia dosyć wcześnie odkryła swoje moce, ponieważ uaktywniają się każdej nocy. Kiedyś miała nad nimi większą kontrolę. Jej zwierzęcy towarzysz pojawił się w jej życiu w dniu szóstych urodzin. Ogromna ćma, mierząca połowę jej ciała, wleciała do jej pokoju i chociaż starała się ją wygonić, nie mogła, bo zawsze wracała. Dopiero po wielu miesiącach, dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że rozumie, co to stworzenie jej przekazywało, zaczęły się porozumiewać, chociaż po kryjomu. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Jej ojciec był dosyć rozpoznawalnym arystokratą, dlatego robiła wszystko, aby odpowiednio go reprezentować. Dusiła w sobie moce, przez co w pewnym momencie to było zbyt wiele. Niedługo przed pojawieniem się w szkole, jej moce się ujawniły w nieodpowiednim momencie. Jej ojciec poinformował ją o tym, że niedługo wyjdzie za mąż za mężczyznę, którego w ogóle nie znała. Poczuła się okropnie i jej moce wybuchły. Był już zmrok, a księżyc już się pokazał. Każdej nocy wędrowała po świecie astralnym w formie bez materialnej powłoki, ale tym razem zabrała ze sobą pasażera. Jej ojciec się przeraził i dowiedział nie tylko o umiejętnościach córki, ale również o jej towarzyszu duchowym, który był jej przewodnikiem po tym świecie. Po powrocie do ciała pierwszym co zrobił było znalezienie zwierzęcia i zabicie go, mimo histerii, w jaką wpadła Ophelia, próbując go przekonać aby tego nie robił. To był moment, w którym jej moce stały się bardzo niestabilne i zaczęły się ujawniać niekiedy nawet w dzień. Jej ojciec, nie chcąc aby to wyszło na jaw i zepsuło jego reputację, odesłał zrozpaczoną córkę do szkoły, mając nadzieję, że te jej moce znikną i będzie mogła wypełnić swój obowiązek, wychodząc za mężczyznę, którego jej wybrał.
      Ophelia jest raczej spokojną, pełną wdzięku kobietą. Potrafiła się odnaleźć w każdej sytuacji i zyskać sytuację niemal wszystkich osób, które ją poznawały. Nigdy nie mogła narzekać na brak przyjaciół czy adoratorów, jednak zawsze zachowywała odpowiedni dystans, pamiętając o swoich mocach. Od dziecka zamykała się w kokonie, nie pozwalając sobie na rozwinięcie skrzydeł. Bała się, że wtedy całkowicie utraci kontrolę. Od kiedy pamięta ma bardzo mocno rozwiniętą intuicję, ale lokuje swoje uczucia w nieodpowiednich osobach.

Ostatnio edytowany przez Raika (2018-05-11 20:12:17)

Offline

#6 2018-05-09 18:50:39

Evaine
Użytkownik
Windows 8.1Firefox 59.0

Odp: Beyond Realm


li4png_qnqrwxr.png

lennjpg_qnqrwsr.jpg

          Nie jest wielką tajemnicą, że pradziadek Lionela, znany wszem i wobec Edmund Lennox, pozostawał w dobrych kontaktach z koroną brytyjską i mógł liczyć na jej nieocenione wsparcie. Trudno się jednak dziwić, skoro Lennoxowie od zarania dziejów ochoczo stawiali się na każde zawołanie swoich zwierzchników i popierając wszystkich kolejnych królów bez wyjątku, nie baczyli na ich faktyczny wkład w rozwój i dobry byt zacnej Wielkiej Brytanii. Pomijając jednak resztę zawiłych, a zbytecznych dla was wyjaśnień, Edmund miał zaszczyt pływać na niejednym wspaniałym statku i odwiedzić niejedną angielską kolonię. Krążą plotki, iż przez krótką chwilę był nawet członkiem Kompanii Wschodnioindyjskiej, zanim nie umarł na jakąś dziką, egzotyczną chorobę, przywleczoną z odległych zakątków Azji.
          Jakież było więc zdziwienie krewnych, gdy ojciec naszego młodzieńca, a więc Henry Lennox, sprzeniewierzył się rodzinnym tradycjom i nie tylko przestał brylować wśród arystokratycznego środowiska, ale także począł praktykować zwyczaje, szlachcica niegodne. Nie chodzi jednak wyłącznie o haniebne trwonienie pieniędzy na zakłady bukmacherskie, ale również o nieudane próby założenia własnego biznesu oraz wspieranie szemranych organizacji, sprzeciwiających się królowej. Zważywszy jednak na mnogość niepowodzeń, w które obfitował żywot Henry'ego Lennoxa, królowa nie powinna mieć powodów do obaw.
          Lionel zapamiętał ojca jako żwawego hazardzistę, który lubił przegrywać majątek odłożony na czarną godzinę. Pani Eleanor Lennox trzymała stalowy uścisk na skarbonie z pieniędzmi, jednak jej mąż zawsze znalazł sposób, by uszczknąć trochę z zachomikowanych funduszy. Szczęśliwie, fundusz państwa Lennox, na który w pocie czoła pracował jeszcze świętej pamięci pradziadek, był wystarczająco zasobny, aby pozwolić Henry'emu na jego kaprysy, a jednocześnie wyżywić i ubrać pozostałą część rodziny.
          Wpływu Henry'ego na syna nie można określić jako specjalnie korzystnego. Mężczyzna z pewnością zaszczepił w nim zamiłowanie do sprzeczania się, zakładania, dyskutowania - zwłaszcza na tematy polityczne - a także podważania cudzych autorytetów. Mówiąc zaś o wiedzy przydatnej, Henry wyedukował syna w dziedzinie kartografii i geografii, ponieważ sam wielokrotnie podejmował nieudane próby wypłynięcia na morze śladami Edmunda Lennoxa, do którego wiele razy był porównywany, co sprawiało mu niewątpliwą przykrość.
          Eleanor tymczasem, usiłowała zapobiec niechybnej deprawacji syna przez jego nieodpowiedzialnego opiekuna, jednak było już za późno. Zanim małżonek oplótł się wokół Lionela, niczym bluszcz wokół starej kamienicy, Eleanor zdołała jedynie nauczyć wychowanka gry na pianinie oraz przekonać go do polubienia współczesnej poezji, z czego do dziś jest bardzo dumna.
          Młodzieniec, z głową pełną zarówno mądrości, jak i licznych bzdur, został wysłany przez matkę do okrytej sławą szkoły, aby niejaka Madame Kingsley wymiotła z jego głowy wszystkie zaległe w niej nieprzyzwoitości. Pomysł uzyskał aprobatę ojca, który nieśmiało liczy, iż Lionel stanie się nowym pradziadkiem Edmundem i odnowi renomę nazwiska Lennox, które od wielu lat stało dla niego bardziej obelgą, aniżeli tytułem godnym arystokraty. Cóżże jednak zastąpi Lionelowi okręt, na którym Edmund sunął podbijać afrykańskie wioski i skupować indyjskie dywany, tego nie wie nikt.

Offline

#7 2018-05-10 21:25:42

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 66.0.3359.139

Odp: Beyond Realm

GzxviGE.png

   Ten wieczór może i nie był wyjątkowy, ale z pewnością zapowiadał się udany. Tańce, wyraźnie odczuwalne zainteresowanie ze strony osób płci przeciwnej i spojrzenia koleżanek oceniających jej stylizację mocno ekscytowały Isabellę. Nie przyćmiewał tej ekscytacji nawet fakt, że jej stylizacja była uboższa o fryzurę, gdyż po śmierci brata nosiła włosy ścięte krótko na znak żałoby, ani że rodzice nie pojawili się na balu - ojciec znajdował się gdzieś na morzu, a matka nawet nie raczyłaby wyjść z komnat. Wciąż mógł to być udany wieczór. Na ustach Isabelli błąkał się delikatny uśmiech w żadnym stopniu nie odzwierciedlający emocji, które odczuwała - zdradzały to jedynie jej wymowne oczy okazujące znacznie więcej zadowolenia niż jej zachowanie, czy mimika twarzy.
Bal był tym bardziej wyjątkowy, że zostali na niego zaproszeni również rodzice uczniów - to sprawiało, że wydarzeniu została nadana pompa i wszyscy z większym staraniem próbowali się zachowywać jak dorośli i zgodnie z wszelkimi etykietami. Poznikały nawet uprzykrzające życie cygara przy męskim stole.
Po krótkiej przerwie, podczas której wszyscy mogli odetchnąć przy stołach, zaczynały się kolejne tańce. Muzyka będąca dotąd akompaniamentem, stała się głośniejsza i żywsza nawołując wszystkich do powstania. Młodzieńcy poubierani w stylowe garnitury, powstawali, by poszukać partnerek do tańca. Isa zerknęła w ich stronę zalotnie. Już wcześniej obiecała jednemu z młodzieńców ten taniec, więc nie miała potrzeby niepokoić się, że zostanie przy stole czekając, czy zostanie zaproszona.
   - Dobrze się czujesz? - zwróciła się do swojej podopiecznej, odgarniając jej opiekuńczo kosmyk z twarzy. Zgodnie z uczelnianą tradycją, pierwszorocznym przydzielano opiekunów ze starszych roczników i jej przypadła Ophelia - drobna dziewczyna, która z uwagi na jaśniutką cerę i włosy, a także zachowanie, kojarzyła się Isabelli z delikatnym, szklanym wazonikiem. Panna Craig również mogła sprawiać wrażenie delikatnej, jednak pod tą osłonką krył się twardy charakterek, który lubił pokazywać różki. Niemniej jednak jej podopieczna wzbudzała w dziewczynie matczyne instynkty, więc starała się zadbać o jej dobre samopoczucie na ile mogła zapewniając mimo wszystko sobie i jej pewną swobodę.
Ophelia uśmiechnęła się kulturalnie.
   - Tak, dziękuję.
Isabelli pozostało odpowiedzenie takim samym uśmiechem.
   - Będziesz miała z kim tańczyć? - upewniła się przeczesując tłum wzrokiem. W ich stronę zbliżał się jeden z najstarszych chłopaków, którzy wchodzili w skład samorządu uczniowskiego. Zazwyczaj wszyscy trzymali się razem i do tańca zapraszali wybrane im już przez rodziców partnerki, ale zdarzali się wśród nich ci z większą swobodą działania. Najbardziej uprzywilejowany był oczywiście wnuczek Madame Kingsley - Allistair. Przywileje tego, który szedł w ich stronę - Malcolma Kippsa - wynikały, z tego co mówiły ciche plotki, raczej z braku rodzicielskiej kontroli, ale nie zmieniało to faktu, że wśród uczniów cieszył się prawie tak dużym poważaniem, jak wcześniej wspomniany junior Kingsley.
Ophelia jej nie odpowiedziała, ani nawet nie zwróciła uwagi na podchodzącego młodzieńca, gdyż ktoś ze służby podszedł do niej szepnąć jej coś na ucho. Isabella uśmiechnęła się przepraszająco do Malcolma. Wiedziała, co nastąpi.
   - Można? - zagadnął kłaniając się lekko.
   - Przykro mi, obiecałam już komuś ten taniec - odparła z odpowiednio dozowanym żalem w głosie. Rozmowy na balu wymagały w końcu pewnych konwenansów. Malcolm nie wydawał się być zaskoczony.
   - W takim razie wrócę przed następnym tańcem - zapewnił ją uprzejmie. Szybko znalazł sobie inną partnerkę do tańca - nieświadomie, lub świadomie - odbijając ją innemu młodzieńcowi, który z wyraźną dezorientacją zaczął się rozglądać za kimś innym. Isabella wolała założyć, że zrobił to nieświadomie, więc pozostało jej tylko współczuć pozostawionemu samemu sobie chłopakowi. Nie świadczyło to zbyt dobrze o dziewczynie, która go tak zostawiła.
   Zanim się obejrzała, pozostała przy stole sama. Dziewczęta w większości miały już swoich partnerów, Ophelia gdzieś zniknęła, a przy męskim stole siedzieli najwyraźniej ci, których bardziej interesowały męskie pogawędki i jedzenie, niż tańce. Nigdzie nie było jej partnera. Isabella spąsowiała ze wstydu, gdy poczuła na sobie pytający wzrok jednej z koleżanek, Laverne, czy prawdopodobnie oceniający Francisa - ekscentrycznego młodzieńca znanego z bycia centrum dziwnych wydarzeń. Nawet Percy, który - jak dobrze wiedziała - stronił od tego typu rozrywek, znajdował się teraz na parkiecie.
Isa sięgnęła po lampkę szampana przybierając dobrą minę do złej gry. Nikt raczej nie przypuszczał, by mogła tak długo pozostać bez partnera, więc mogło to być powodem braku kolejnych zaproszeń do tańca - zwłaszcza, gdy odmówiła Malcolmowi. Pilnując się, by siedzieć prosto i nie miętosić w dłoniach ulubionej, morskiej sukni, którą otrzymała od ojca, mogła nawet udawać, że wcale nie miała ochoty na tańce i w samotności sobie odpoczywa. Lubiła czasem się zaszywać w uczelnianym ogrodzie, więc mogło to być całkiem prawdopodobne.
Po chwili, która wydawała się jej wiecznością, podszedł do niej kolejny chłopak. Isa spojrzała na niego unosząc brwi z nonszalancją. Nie miała zamiaru okazywać, że wybawia ją z opresji, choć było to oczywiste dla nich obojga.
   - Można prosić do tańca? - spytał uprzejmie.
Isabella udała, że zastanawia się, czy zrezygnować z tak kuszącego odpoczynku, po czym z łaskawym uśmiechem wyciągnęła do niego dłoń i dała się wyprowadzić na parkiet.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#8 2018-05-11 20:07:04

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 66.0.3359.139

Odp: Beyond Realm

cantilena.regular.png

      Ophelia nie była gotowa na ponowne spotkanie z ojcem. Po ostatnim miała złe wspomnienia i chętnie by uniknęła tego. Wiedziała bowiem, że go zawiedzie. Mężczyzna oczekiwał, że dowie się o jej „uleczeniu”, podczas gdy ona czuła się tylko gorzej. Z wielkim trudem przychodziła jej nauka kontrolowania swoich mocy, kiedy była pobawiona swojego przewodnika. Jej cunari Urina bardzo w tym pomagała. Wciąż po nocach śnił jej się moment, w którym jej ojciec zabił ćmę tylko dlatego, że przeraziła go moc córki i uznał, że zabicie tego stworzenia zabije również te umiejętności. Czarownice go przerażały, więc poznanie prawdy o swojej potomkini sprawiło, że wpadł w panikę. Co prawda nie mógł mieć pojęcia, że cunari było tylko następstwem tych mocy. De Villiers nigdy nie widziała takiego towarzysza u boku kobiet, które nie miały takich umiejętności, a już tym bardziej u mężczyzn, którzy nie mogli ich posiadać. Nie zdarzył się jeszcze młodzieniec, który by objawiał w sobie magię, a dzięki swojej mocy, Ophelia była w stanie to zauważyć.
      Kobieta miała niesamowitą suknię, ale jej ojciec zawsze miał dobry gust w tej kwestii. Zdziwiła ją jednak paczka, którą wysłał, bo nawet nie spodziewała się jego pojawienia na balu. Była pewna, że odpowiadając na pytanie zgodnie z prawdą, po raz kolejny go zawiedzie i on prawdopodobnie również zdawał sobie z tego sprawę. Nie podejrzewała, więc go o obecność. Myliła się, a nawet zafundował jej piękny ubiór, jakby to miało ją jakoś pocieszyć. Krój był prosty, ale na Ophelii wyglądał naprawdę pięknie. Gorset nie miał żadnych urozmaiceń, oprócz paska białej koronki, ciągnącego się po linii dekoltu. Rękawy do łokci były proste, na łokciach pojawiała się ta sama koronka, co na linii dekoltu, a następnie materiał rozchodził się na dwie warstwy, będące z jednej strony krótsze, a z drugiej dłuższe. Od pasa w dół była jedna, długa prosta warstwa, a na niej, ale tylko po bokach, w postaci skrzydeł motyla, rozciągała się kolejna. Patrząc z przodu, widziało się tylko kawałek tych skrzydeł, ponieważ schodziły do tyłu, a na samym przedzie ich nie było. Zaczynały się mniej więcej na linii sutków, przez biodra, aż na pośladki. Na końcach każdej warstwy widniał pasek koronki, ciągnący się po całej szerokości. Na szyi miała naszyjnik robiony z pereł i drogich kamieni szlachetnych. Trzy paski swobodnie spływały w dół, podczas gdy pomiędzy nimi były przewleczone po dwie pętle, również z pereł. Nie były tak szerokie jak długie były paski. Wszystko trzymało się na podwójnym sznurze pereł z trzema dużymi kamieniami szlachetnymi. Do kompletu biżuterii były również kolczyki oraz bransoletka. Na stopy założyła Ostend's pumps na obcasie w kolorze sukni. Przy jej bladej cerze i delikatnej urodzie wszystko wyglądało naprawdę wyśmienicie. Nic dziwnego, że Ojciec, który do tej pory uważał swoją córkę za ideał współczesnej kobiety tak bardzo się zawiódł, kiedy dowiedział się, że była jednocześnie jedną z osób, które były najmniej pożądanym towarzystwem, wręcz znienawidzonym.
      Towarzystwo Isabelli, w którym pojawiła się na balu, jakoś ją uspokajało. Ta dziewczyna była dla niej jak starsza siostra, którą zawsze chciała posiadać. Bardzo dużo jej pomagała, będąc jej opiekunem i Ophelia cieszyła się, że taki jej przypadł. Mogła trafić o wiele gorzej.
      - Jas… - Chciała się uśmiechnąć do Isabelli, ale podeszła do niej jedna ze znajomych służących i szepnęła, że jej Ojciec życzył sobie ją spotkać poza salą balową. De Villiers się mocno spięła. Poczuła jak jej spokój i dobry humor nagle ustępują miejsca przerażeniu. Jej postawa niczego nie pokazywała, jednak gdyby ktoś się przyjrzał jej oczom od razu by zauważył czający się w nich strach. – Zaprowadź mnie do niego. – dziewczyna ukłoniła się, okazując panience szacunek i ruszyła. Białowłosa przeprosiła swojego opiekuna i podążyła za nią. Jej Ojciec nie był daleko, ale miejsce wybrał przynajmniej pozornie prywatne. Kobieta się zestresowała, a mężczyzna odesłał służącą, żeby pozostali sami. Jego wzrok był tak samo twardy jak zawsze. Włosy miał ułożone do tyłu i uroczysty strój. – Witaj Ojcze. – Złapała rąbka sukni i dygnęła, pamiętając o zachowaniu odpowiedniej postawy. – Bardzo dziękuję za suknię. Jest naprawdę piękna.
      - Ophelio… - Podniosła głowę i przełknęła ślinę, licząc że nie zada tego jednego, konkretnego pytania. Bardziej nie mogła się mylić… - Czy ta… klątwa zniknęła? – Zapytał niemal z odrazą, sprawiając że dziewczyna spuściła wzrok zawstydzona. – To co ty robisz?! – Podniósł głos widocznie wściekły. – Wysłałem cię tutaj, żebyś się pozbyła tego okropieństwa!
      - Ojcze, nie da się… - Mówiła nieśmiało i cicho, obawiając się jego reakcji.
      - Nie waż mi się tak mówić! – Ryknął. – Masz… - Chciał coś dodać i podniósł rękę, żeby zapewne zadać jej cios w twar, ale ktoś odchrząknął. Oboje natychmiast spojrzeli w tamtym kierunku. Ophelia rozpoznała mężczyznę, który kierował się w ich stronę. Chodził do jednej ze starszych klas i był dosyć rozpoznawalny przez swoje szczególne umiejętności. Miał czarne włosy i piwne oczy. Był wysoki i dobrze zbudowany, a nosił zawsze drogie ubrania. Teraz też miał na sobie strój, którego niektórzy nie byliby w stanie kupić nawet po kilka latach bardzo ciężkiej pracy.
      - Jeśli Pan pozwoli, chciałbym zwrócić Pana uwagę na to, że w aktualnych czasach traktowanie w ten sposób pięknej kobiety jest karygodnym zachowaniem. – Powiedział to spokojnie, ale tak stanowczo, że białowłosa mimowolnie się cofnęła o krok. Jej ojciec nie był zadowolony z interwencji, ale doskonale wiedział, że jeśli by młodzieniec chciał, dosyć szybko przyczyniłby się do upadku jego dobrej opinii wśród arystokracji. Spojrzał więc tylko na córkę i udał się w stronę Sali balowej. To zdziwiło dziewczynę, bo obawiała się, że opuści budynek i ją wydziedziczy. Z drugiej strony… Jakby to zostało odebrane przez innych wysoko postawionych? De Villiers wiedziała, że jak tylko przekroczy samotnie próg Sali balowej, jej ojciec podejdzie do niej jak gdyby nic się nie stało, z szerokim, zachwyconym uśmiechem i zaprosi ją do tańca. Tylko po to, żeby zachować pozory i być na językach, ale w pozytywny sposób. – Panienka pozwoli. – Mężczyzna, który pozostał podał jej ramię, za które po chwili wahania złapała i pozwoliła się poprowadzić na parkiet.

Ostatnio edytowany przez Raika (2018-05-11 20:11:59)

Offline

#9 2018-05-16 00:50:12

Evaine
Użytkownik
Windows 8.1Firefox 59.0

Odp: Beyond Realm

li4png_qnqrwxr.png

          Sala balowa pełna była strojnych panien i elegancko odzianych mężczyzn, którzy emanując arystokratyczną aurą, siedzieli sztywno przy stolikach i wdawali się w kulturalne rozmowy ze współtowarzyszami lub stali wyprostowani obok stołu z przekąskami, lustrując wzrokiem bezludny parkiet. Uwadze Lionela nie umknął fakt, że o ile młodzi uczestnicy pozwalali sobie na drobne odstępstwa od salonowej etykiety, o tyle ich rodzice usiłowali uchodzić za wzór cnót, nie chcąc narazić się na nietakt, który mógłby zagrozić dobremu imieniu rodziny. Panowie całowali dłonie pań, którym byli przedstawiani, dokładnie wyważali głębokość ukłonu, aby przypadkiem nie ukorzyć się o centymetr niżej, niż to tylko konieczne, a później wreszcie zaczynali rozmawiać o wszystkim i o niczym.
          Lionel kątem oka dostrzegł swoich rodziców po drugiej stronie sali, konwersujących z jednym z belfrów. Eleanor trzymała męża pod ramię, stalowym uściskiem zmuszając Henry'ego do pozostania przy jej boku i nieprzynoszenia wstydu rodzinie. O ile zwyczaj nakazywał kobietom pojawianie się w towarzystwie mężczyzn, aby swoją infantylnością nie poczyniły haniebnych skandali, o tyle w małżeństwie państwa Lennox sprawa przedstawiała się dokładnie odwrotnie. Widząc zakłopotanie na twarzy ojca, Lionel uśmiechnął się współczująco, jednak był wdzięczny matce, iż nie pozwalała mężowi na czynienie kolejnych głupot, mogących dać gawiedzi powód do sądzenia, iż jedyną zaletą Lennoxów jest ich pokaźny, choć systematycznie kurczący się majątek.
          Lionel stał przy stole z przekąskami, lustrując wzrokiem całą salę balową. Chociaż usilnie starał się nie słuchać rozmowy dwóch elokwentnych pań, które usadowiły się obok, do jego uszu coraz częściej docierały fragmenty rozmowy o manierach młodzieży, a częściej bulwersującym braku owych manier.
          - Największą cnotą młodej damy jest przyzwoitość - odezwała się pani w purpurowej kreacji. Rozmówczyni natychmiast jej przytaknęła, upijając łyk wina z kryształowego kieliszka. - Na ubiegłorocznym przyjęciu u madame Chateaux jedna z panien chwaliła się ilością partnerów do tańca, pokazując wszystkim swój bilecik!
          - Karygodne! - Zakaszlała druga, niemal nie krztusząc się drogim trunkiem.
          - Widziała pani? - zapytała strażniczka dobrych manier, dyskretnie przenosząc wzrok na jedną z młodych dam, która właśnie odrzuciła zaproszenie przewodniczącego samorządu uczniowskiego. - Niebywałe. Ciekawe, kim jest młodzian, który zdołał ubiec panicza Kippsa.
          Wścibskie damy musiały jednak uzbroić się w cierpliwość, ponieważ czas mijał, a zagadkowy partner nie nadchodził. Tancerze zaczęli już wychodzić na parkiet, a stolik Isabelli doszczętnie opustoszał. Chociaż panna Craig wciąż wyglądała jak ostoja spokoju i prezentowała się nienagannie, nie powstrzymało to plotkarskich zapędów dwóch terkotliwych przekupek.
          -  Czyżby odrzuciła zaproszenie pomimo, iż nie miała partnera?
          - To zaprawdę oburzające!
          - Z pewnością chciała narazić panicza Kippsa na obmowę.
          - Oj tak, obmowa potrafi zniszczyć dobre imię człowieka.
          - Ma pani całkowitą rację.
          Lionel odwrócił się i odkładając kieliszek na tacę trzymaną przez jednego z kelnerów, uśmiechnął się uprzejmie do obydwu jejmości, po czym ruszył w stronę siedzącej samotnie panny.
          - Można prosić do tańca? - zapytał kurtuazyjnie, oferując Isabelli wyciągniętą życzliwie dłoń.
          Po stosownej chwili zastanowienia, panna przyjęła jego zaproszenie i pozwoliła poprowadzić się na parkiet. W sali rozbrzmiały pierwsze dźwięki muzyki, a pary rozpoczęły dostojnie płynąć przez salę. Lionel wzorowo prowadził pannę Craig, pozwalając unieść się znajomej melodii, tyle razy słyszanej na lekcjach tańca. Pary wykonały szereg szablonowych figur, sunąc po gładkim niczym tafla wody parkiecie.
          Gdy melodia przycichła i zwolniła, Lennox postanowił zainicjować wymianę zdań.
          - Jak to możliwe, że jestem tutaj od pół roku, a nie miałem jeszcze sposobności z panią porozmawiać? - zapytał, usiłując nawiązać kontakt wzrokowy ze swoją partnerką.
          -  Prawdopodobnie był pan zbyt zajęty wywoływaniem skandali. - Dała się słyszeć cicha, aczkolwiek zdecydowana odpowiedź. Lionel nie mógł przypomnieć sobie żadnych ostatnio wywoływanych skandali, więc uznał, że sama jego obecność tutaj była dla arystokracji niczym jeden wielki skandal.
          - O - zaciekawił się Lionel. - I nie boi się pani, że postanowię wykorzystać ją do rozniecenia kolejnej awantury?
          Przez chwilę miał wrażenie, że dostrzegł cień uśmiechu na ustach panny Craig. Zniknął on jednak tak prędko, iż mężczyzna nie był w stanie ocenić, czy mu się nie przywidziało.
          - Przecenia się pan, panie Lennox.
          Wsłuchując się w słowa panny Craig, Lionel pozwolił sobie na zbyt długą chwilę nieuwagi. Muzyka przyspieszyła, a młodzieniec zgubił kroki. Wypadłszy z rytmu, poczuł się niczym żołnierz na otwartej przestrzeni, będący łatwym celem dla wrogów, którzy bacznie obserwowali jego ruchy zza zastawionych egzotycznymi specjałami stołów. Nie zdążył jednak zagłębić się w tę wizję na dłużej niż sekundę, ponieważ jego zagubienie błyskawicznie wyczuła Isabella. Lionel poczuł delikatne szarpnięcie, sprowadzające go na właściwe tory.
          Niespodziewanie muzyka zaczęła zgrywać się z ruchami pary, a Lennox odniósł wrażenie, że wszystko wraca do właściwego porządku. Przenosząc wzrok na pannę Craig, nieznacznie uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia, a następnie uśmiechnął się z aprobatą. Zdawał sobie sprawę, iż Isabella przykładając nieznaczny nacisk to tu, to tam, narzuca mu wykonywanie kolejnych kroków, i chociaż z daleka nie było oczywistym, że przejęła pałeczkę, młodzieniec odczuwał to bardzo wyraźnie.
          Po dłuższej chwili niemego przyzwolenia na bycie zdominowanym, Lionel nie mógł oprzeć się pokusie zagajenia rozmowy.
          - Widzę, że pani również lubi być sternikiem na własnym okręcie - zasugerował, kiedy jego partnerka z gracją wykonywała obrót. Poczynili razem kilka kolejnych kroków, nim mężczyzna doczekał się odpowiedzi.
          - Jeżeli tańczy pan tak dobrze, jak pływa, to nie wróżę panu długiej kariery.
          Uśmiechnął się pod nosem, wyraźnie rozbawiony. Powinien podziękować losowi, że w owym zdaniu nie wybrzmiało odniesienie tyczące się jego dziadka lub ojca, za wspominaniem o których serdecznie nie przepadał.
          Kiedy muzyka ucichła, Lionel niespiesznie odprowadził partnerkę na miejsce i pokłonił się elegancko.
          - Wielu mężczyzn straci przez panią swoje dobre imię, panno Craig - zaprorokował uprzejmie, puszczając jej dłoń. - Życzę miłego wieczoru.

Offline

#10 2018-05-22 14:58:41

Faworek
Pochwalony Faworek Depeszek
WindowsChrome 66.0.3359.181

Odp: Beyond Realm

Przepraszam...? Halo...? Ja tu chciałam... Ja tu chciałam jeszcze wbić. Tak na chama.

QoGO5rg.jpg
wemEvtV.png

Syjamskie matki swoich synów i córek nigdy nie nawołują po imieniu. Każde dziecko po urodzeniu dostaje chue-len, przezwisko, które ma chronić je przed złymi duchami, aby te nie chciały przejąć nad nimi kontroli. Chue-len wprowadza duchy w błąd, dlatego o dzieciach, które się kocha, mówi się, że są brzydkie, grube, dziwne, podobne do świni albo żaby. Dzięki temu złe duchy myślą, że nie są one warte ich uwagi i odchodzą.
W domu generała Chaophraya przywilej nadawania każdemu jego potomkowi chue-len miała jego pierwsza żona. Thepkassattri była nazywana przez nią Looknam - larwa komara. Chue-len dziewczynki nie podobało się jedynie jej matce, która po kryjomu, kiedy przesiadywały tylko we dwie, mówiła do niej Nin, co znaczyło czarny szafir.
Pierwsza żona, dowiedziawszy się o tym, pewnego poranka podczas rodzinnego posiłku w ogrodzie przywołała Looknam na kolana, zaczęła głaskać ją po głowie i tonem nasączonym słodkim jadem żmii mówiła tak głośno, by słyszała to matka dziewczynki: "Popatrz, Looknam, wszyscy bardzo cię kochamy. Nie chcemy, żeby porwały cię złe duchy. To dlatego wołamy wciąż: Chodź, Looknam! Chodź do nas, Looknam! Nie oddalaj się, Looknam. Chronimy cię. Ten, komu się to nie podoba, najwyraźniej cię nie kocha. Gdybym wiedziała, kim jest ta osoba, spytałabym ją dlaczego. Mam nadzieję, że nie powiedziałaby nam, że jest jej obojętne, czy Looknam zostanie porwana przez duchy." Matka Looknam nie odpowiedziała wtedy. Pozwoliła szydzić pierwszej żonie, ponieważ wiedziała, że ta kobieta nie umie uszczęśliwić się w inny sposób. Tego samego dnia po tym zdarzeniu zaniosła wraz z córką kosz podarków, aby zostawić je w sala phra pum, ich rodzinnym schronieniu dla duchów. Kiedy udekorowały miniaturowy domek girlandą kwiatów i ułożyły pod jego dachem grona langsatu i owoce durianu, matka Looknam powiedziała do córki: "Nie bój się duchów, Nin. Kiedy one patrzą na twoje szafiry czarne i połyskujące, widzą oczy generała. Te oczy sprawią, że złe duchy odejdą, a dobre duchy przyjdą, aby być ci przychylne."
Looknam posłuchała matki. Nigdy więcej nie bała się duchów i z każdym dniem pozwalała zmniejszać dystans temu, który patrzył na nią z daleka od zawsze. Kiedyś uciekała, widząc go w pobliżu - przybrał wizerunek kobry, więc nie umiał zrobić dobrego, pierwszego wrażenia. Wierzyła, że przychodził, by ją porwać. Teraz cierpliwie czekała na dzień, kiedy dowie się, kim był duch i czemu był przy niej, a kiedy to się stało - kiedy wreszcie poczuła delikatne muśniecie świadomości oplatające się wokół jej dłoni - nadała duchowi imię Lamai, co oznaczało: ta o miękkiej skórze, opiekuńcza osoba. Chciała go tak nazywać, bo każde syknięcie brzmiało jak przyrzeczenie wiecznej przynależności. Proponował jej układ polegający na troszczeniu się o siebie wzajemnie, nietykalny związek pozbawiony tęsknoty za bliskością drugiej duszy i ich nierozdzielność.
Looknam czekała na Lamai cały miniony czas tego życia. Nie była w stanie dłużej za nim tęsknić.
Więc się zgodziła.

Z biegiem lat dom generała Chaophraya zaczął pustoszeć. Jego synowie wyjeżdżali do europejskich państw, aby przyjmować wykształcenie w elitarnych szkołach. Pozostały w nim jego żony, nałożnice i córki jeszcze zbyt młode, aby opuścić dom ojca. Jego samego widywano tam również rzadziej. Wiele podróżował wraz z królem. Kiedy wracał, przywoził drogie prezenty swojej rodzinie. Pewnego dnia z jednej ze swych podróży powrócił nie tylko z podarkami. Przywiózł ze sobą mężczyznę. Brytyjskiego kupca o imieniu Hugo Wellington. Generał pokazywał mu posiadłość, zabierał go na wycieczki po Syjamie, palił z nim cygara i pił zachodni alkohol, prowadząc długie rozmowy w obcym języku. Z czasem, czekając na powrót generała, zaczęto czekać również na powrót pana Wellington. Zawsze przebywał u nich dwa tygodnie. Zdarzył się czas, kiedy przed upływem czternastu dni Looknam usłyszała, że ma wyjechać wraz z nim do Anglii jako jego żona.
Wyjąc z rozpaczy upadła matce do stóp. Pytała, za co ojciec ją karze, dlaczego taka jest jego wola i czym go uraziła. Matka odrzekła jej wtedy: "Nie możesz tu zostać, Nin. Tu nie ma dla ciebie już dłużej miejsca, dlatego namówiłam twojego ojca, by oddał cię temu mężczyźnie." Jej słowa otrzeźwiły jej myśli, każąc jej się zastanowić, dlaczego miała ubolewać nad decyzją generała.
Służba spakowała jej rzeczy w ciężkie kufry, które zostały posłane przodem do Anglii. Przed wyjazdem sporządzono administracyjne formalności, aby Looknam nie opuszczała domu z obcym mężczyzną jako niezamężna panna. Nie było tradycyjnej ceremonii. Pan Wellington nalegał, by odbyła się ona w Londynie. Tak też ustalono.
W Londynie dziewczyna dowiedziała się, że została zapisana na uczelnię Madame Kingsley, gdzie miała nauczyć się mówić płynnie po angielsku oraz poznać historię i kulturę kraju swojego męża. Pana Wellington mogła widywać co weekend, o ile nie był wówczas w podróży, ażeby mógł doglądać jej postępów w nauce. Czuła się jak jeden z jego towarów, którymi handlował - inwestycją, która miała mu przynieść większe korzyści, choć starał się jej okazywać dobroć, pokazać łagodność i emitował naturalną pogodnością. Nie ufała mu. Nie wiedziała, czy jego zachowanie jest szczere, czy to jedynie te europejskie konwenanse, ale póki czuła obecność Lamai u swego boku, nie potrzebowała się tego dowiadywać. Lamai był ukojeniem jej strachów, nadzieją i przyjacielem. Niczego więcej nie musiała mieć, by czuć się bezpieczną. W jego towarzystwie mogła zdobywać nawet Anglię.

Lala w pigułce

1. Pochodzi z Syjamu, gdzie woła się ludzi po ich przydomkach. W domu rodzinnym wołali na nią Looknam.
2. Jej cunari ma postać kobry. Nazywa go Lamai.
3. Do szkoły trafiła z woli męża - Hugo Wellingtona, przyjaciela jej ojca, który chce, aby jako jego żona poznała język i kulturę brytyjską.


Nie ucz Fawora wafle robić.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] claudebot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
goodlife - smakciszy - playersgroup - deathrunforlife - austro-wegry