Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2017-07-02 23:18:29

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Kumple

tumblr_m1zdzp0XpV1r3we0y.gif
pgZuC2I.png


Minęło półtora roku, odkąd się poznali, ponad rok od ich ostatniej wspólnej imprezy. Wydarzenia sprawiły, że każde skupiło się na sobie i poszło swoją drogą. Jednak po raz kolejny dyrektor miesza się w ich sprawy, nadal karząc ich za dawne przewinienia - tym razem w formie robienia za przewodników nowych uczniów.

Well you hurt where you sleep and you sleep where you lie
tumblr_nbomqjdKv21ttx0y9o1_500.gifv
Somebody mixed my medicine
I don't know what I'm on

Akcja rozgrywa się w Anglii, Bristol. Mamy późną wiosnę 2017 roku.
Postaciami są uczniowie ostatniej klasy liceum o bardzo ciekawych, kolorowych życiorysach, niekoniecznie pozytywnych. Dramaty, rozpierdolone rodziny, związki, imprezy, chlanie, ćpanie, romanse, przyjaźnie. Jest to kontynuacja wcześniej powstałego wątku (28.01.14-09.09.16), więc streszczenie dotychczasowej historii bohaterów zalecam zamieścić w przeznaczonym do tego temacie.
Historia toczy się na spontanie mniej więcej, biorąc pod uwagę indywidualne plany na postacie; miłości i sojusze się tworzą i łamią. NPC wstawiamy w tym samym wątku, co streszczenia historii - przynajmniej te bardziej istotne postacie, nie kłopotamy się epizodycznymi (jedynie ustalamy mniej więcej, jak wyglądają/zachowują się).
Dla tych, którzy chcą dołączyć - charakter postaci, jej historia, nastawienie do innych - wszystko to musi być dobrze przemyślane. W praniu mogą wyjść wydarzenia, a nie charakter :) (chyba że jego zmiana)
Filmik z dawną brygadą


Well I drink what you leak and I smoke what you sigh
tumblr_n41s1w9x6u1rjqs8do1_500.gifv
There's a tiger in the room and a baby in the closet
Pour another drink mom I don't even want it

Panowie:
Arbalester - Gary Zane
Angelue - Brandon Hudson
Angelue - Jonathan Harper

Panie:
Arbalester - Vivienne Fisher
Faworek - Ethel Grand
Angelue - Annys Harper
Dolores - Ava Marlowe

W wątku może zginąć nie więcej niż jeden bohater.

tumblr_ms8fxfYJ9a1rx7ag0o1_500.gifv

Poboczne

- Mary Jane (Melissa Argent) -
Dziewczyna niestała psychicznie (psychoza), gubiąca się w czasie, występują przy tym omamy, lunatyczka. Na co dzień cicha myszka, miła i bystra, starająca się wtopić w otoczenie, bojąca się ryzyka i zupełnej utraty panowania nad swoimi zmysłami.

- Daniel Petterson -
Tymczasowo oczarowany Xaverym. Dziedzic fortuny, na razie pracuje w firmie ojca. Rozchwytywany przez populację zarówno damską, jak i męską. Cały czas nosi garnitury.

tumblr_n4eyas5PKS1rjqs8do1_500.gifv

Rodzina:

Grand
William -
Ada -
Ethan - starszy brat Ethel Grand, przykładny syn i duma rodziny, student zarządzania, dom odwiedza jedynie w święta i długie przerwy. Jest silnie związany ze swą siostrą. Człowiek pozornie sympatyczny.

Marlowe
Alicia - kobieta charakteryzująca się usługami wysokiej jakości oprawionymi w nieziemskie ciało. Jaka szkoda, że taka beznadziejna z niej matka.
Harry - ojciec

Zane
Felix - po rozstaniu z żoną, która zabrała mu syna, zwalczył alkoholizm i jest dość stabilny jeśli chodzi o pracę. Powinien mieć zakaz wstępu do kuchni. Według Gary'ego sieje wiochę, ale inni lubią jego beztroską dziecinność.
Rebecca - matka, która zabrała młodszego syna i zniknęła
Russell - młodszy brat, którego nauka została zaniedbana

Harper
Gilbert - dziadek jest stary i nosi pierdolony kaszkiet. dziadek, który ich wychowuje i to dla niego przeprowadzili się do Bristolu po śmierci jego żony

Fisher
tatuś - diler i przestępca [reszta tekstu]
Ian - najstarszy brat, chuligan, który robi wszystko, co ojciec mu każe i pakuje się w dodatkowe kłopoty. Uchodzi mu to przez koneksje ojca.
średni brat - jw.

tumblr_mp6rldY3X01rjqs8do1_500.gifv
3IKjfH0.png


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

#2 2017-07-02 23:33:25

Mietek
Ciuchofil
WindowsChrome 59.0.3071.115

Odp: Kumple

"I miss you so fucking much."

XjMn6W2.pngPrzysiedli na zniszczonym murku niedaleko parku. Xavery z cichym mruknięciem przyjął darowanego papierosa. Dym pachniał wanilią.
XjMn6W2.pngMilczeli, każdy z nich tępo wpatrując się w nieokreślony punkt. W myślach wspominali ostatnie tygodnie i to, jak wszystko nagle się spierdoliło, poszło z dymem. Nagle wszystkie te wspólne wypady i wydarzenia łączące Kumpli razem zdawały się blaknąć w obliczu ciągu tragedii, które potoczyły się jedna po drugiej niczym lawina. Wszyscy przeżywali teraz własne dramaty i byli nie do życia, a co dopiero do spotykania się ze sobą. Mimo to Xav przełamał się, by odwiedzić przyjaciela i pobyć chociaż chwilę razem.
XjMn6W2.png- Wszystko się spieprzyło - odezwał się Gary, bawiąc się petem trzymanym między palcami. Obłoczki pary wypływały z jego ust przy każdym oddechu. Dzień był wyjątkowo zimny.
XjMn6W2.pngXavery pokiwał głową, otulając się szczelnie płaszczem. Drżał nie tylko z zimna.
XjMn6W2.png- Zerwaliśmy z Berry'm.
XjMn6W2.pngZane kopnął leżący niedaleko kamień z zaciętą miną.
XjMn6W2.png- Kurwa. Przykro mi, stary.
XjMn6W2.png- Dzięki. Po prostu - wziął głęboki wdech, żeby się uspokoić - stwierdziliśmy, że to nie to. To znaczy, on stwierdził. Coś się zjebało między nami po tych urodzinach Ethel. Próbowałem z nim rozmawiać, ale nie chciał powiedzieć, dlaczego zachowuje się tak, jak się zachowuje. Zastanawiam się, czy to ja spieprzyłem, czy on jest chujem.
XjMn6W2.png- Kiedy...?
XjMn6W2.png- Dwa dni temu.
XjMn6W2.pngGary westchnął, spojrzał na siedzącą obok kupkę nieszczęścia. Poklepał Bruke'a po plecach, by zaraz przygarnąć go do siebie ramieniem.
XjMn6W2.png- Zjebało się.
XjMn6W2.png- Ano.
XjMn6W2.png- Wiesz, nie jestem jak Chase. Nie będę wyzywał cię od pizd za okazywanie emocji - powiedział łagodnie Gary. Papieros wyleciał Xavery'emu z dłoni, gdy podniósł je, by schować twarz w dłoniach. Ramiona mu się trzęsły, kiedy płakał bezgłośnie i dziękował w duchu Gary'emu, że ten nie komentował i nie pocieszał go na siłę, ale po prostu siedział obok niego, obejmując ramieniem. Po prostu był.
XjMn6W2.pngPożegnali się dziesięć minut później. Xav uspokoił się i zdążyli jeszcze pogadać o jakichś niezobowiązujących sprawach. Pogawędka dała im chociaż cień nadziei, że kiedyś będzie lepiej.
XjMn6W2.pngBruke patrzył, jak sylwetka chłopaka się od niego oddala.
XjMn6W2.png- Zane!
XjMn6W2.pngGary obrócił się.
XjMn6W2.png- Jeśli będziesz miał jakiś problem, cokolwiek... - zawahał się. - Wiem, że ostatnio między nami nie było w porządku. Ale jak będziesz chciał się wygadać, to możesz na mnie liczyć.
XjMn6W2.pngGary uśmiechnął się po chwili i pokiwał głową.
XjMn6W2.pngCztery dni później Xavery zniknął bez słowa pożegnania.

tumblr_m1zdo5a0Ur1r3we0y.gif

b1df13e6ba2dfd38e6f37d5c5e084045.jpg

Xavery "Xav" Bruke
19 lat

"Xavery, are you alright? You don't look so well."

Dziesięć lat. Dziesięć lat i nadal nie potrafi pogodzić się ze śmiercią swoich bliskich. Najpierw matka, potem brat, wtedy siostra. Na koniec ojcu odpierdoliło i dokonał żywota z głową w kominku. Nigdy nie zapomni, jak patrzył długo na zwęgloną czaszkę człowieka, który go wychował, który go kochał, którego Xavery starał się utrzymać przy życiu. Dopiero patrząc na zwłoki chłopak zrozumiał, jak bardzo jest wykończony, jak miał tego wszystkiego dosyć, jak odetchnął z ulgą, bo miał już to wszystko z głowy. Usiadł na blacie, zjadł płatki. Zadzwonił po służby. Mój ojciec się zabił, poinformował. Zjarał łeb w kominku.
Na pogrzebie nie płakał. Patrzył na groby swoich bliskich i myślał: też powinienem tu leżeć. Dwa metry pod ziemią.
Pół roku. Jak mało potrzeba, by móc ponownie zaznać szczęścia. By pokochać, znienawidzić, znaleźć przyjaciół. Miał rodzinę, wspaniałe wujostwo, których nie potrafił pokochać. Noce samotności, gdy demony sięgały po niego swoimi szponami, gdy oddech zamierał w gardle, przemieniając się we wrzaski paniki. Dzięki wujostwu ataki pojawiały się coraz rzadziej. Był na dobrej drodze.
Powinien był wiedzieć. Jest osobą, która ma tę wiedzę. Że wystarczy dzień, godzina, minuta, sekunda, by wszystko spierdoliło się na nowo, by życie dało ci kopa po raz kolejny, gdy dopiero podnosisz się z klęczek.
Wystarczył dzień. Jeden telefon. Jeden bilet.
Xavery pojawił się w życiu Kumpli i tak samo szybko zniknął, jak czarny kot, bo przecież właśnie nim jest. Chodzi własnymi ścieżkami, nie patrząc na boki ani za siebie. Lecz tym razem się oglądał, często, a w jego ruchach widać było niepewność i strach.
Zamieszkał w Liverpoolu. Podjął się najstarszego zawodu świata, tylko po to, by całkowicie zapomnieć, kim był i co chciał osiągnąć. Xavery Bruke umarł.
Nie był tak dobry jak Jezus. Zmartwychwstał dopiero rok później.
Tak samo niezapowiedzianie wrócił do Bristolu, jako nowy człowiek, choć niby dalej ten sam. Wrócił i chuj mu w dupę.

"- You're the real one.
- I don't want to be."

6e8624cd84b62219d3f6a7bcd875b26e.jpg

igP7jsl.png- Masz zamiar spędzić tak resztę swojego życia?
XjMn6W2.png- Może.
XjMn6W2.png- Masz do skończenia szkołę.
XjMn6W2.png- Jak sam widzisz - niewiele mnie to obchodzi.
XjMn6W2.png- Zamierzasz zostawić to wszystko ot tak, za sobą? Obchodzi cię w ogóle to, że twoi przyjaciele się o ciebie martwią?
XjMn6W2.png- Przyjaciele? - zaśmiał się sucho Xavery, nawet nie patrząc na mężczyznę stojącego przed nim, całkowicie skupiony na zwijaniu skręta. - Znaliśmy się nawet nie pół roku, Petterson. Skończ. Nie wracam.
XjMn6W2.png- To cię niszczy.
XjMn6W2.png- A co cię to, do kurwy, obchodzi?! - naskoczył na niego, podnosząc się z niewygodnej pryczy, by stanąć twarzą w twarz z brunetem. Twarz młodszego chłopaka wykrzywiały rozgoryczenie i wściekłość. Schudł; ubrania pamiętające jeszcze czasy Bristolu wisiały na nim jak na wieszaku. Dorobił się blizny na skroni (agresywny klient) i włosów w kolorze soczystej, dojrzałej wiśni. "Cherry", tak na niego teraz mówili. Cholerne sentymenty, myślał, wspominając wieczory spędzane w towarzystwie swojego byłego chłopaka.
XjMn6W2.pngOdpalał kolejnego skręta. Jeśli to nie pomagało, dawał sobie w żyłę.
XjMn6W2.png- Co mnie to obchodzi? Xavery, stoczyłeś się na samo dno! Próbuję ci po-
XjMn6W2.png- Pomóc? - zaśmiał się bez humoru, wchodząc mu w słowo. - Widziałem cię na dwóch imprezach. Zamieniliśmy ze sobą może z cztery zdania. Jesteś mi równie bliski co jakiś anonimowy gość, z którym wypiłem piwko w barze. Więc oświeć mnie, na czym ci tak kurwa zależy?
XjMn6W2.png- Na tobie - powiedział i przez chwilę jakby pożałował swoich słów. Zaraz jednak na jego twarzy pojawiła się determinacja. - Na tobie, Xavery. Od kiedy cię po raz pierwszy spotkałem.
XjMn6W2.pngMiędzy nimi zaległa cisza, przerywana jedynie stłumionymi odgłosami miasta dochodzącymi zza niedomykającego się, osyfionego okna. [jakieś pierdololo przemyślenia, ale potrzebuję Fawora]. Xavery pokręcił głową z niedowierzaniem, zaciskając mocno zęby.
XjMn6W2.png- Jeb się, Petterson.
XjMn6W2.png- Xavery...
XjMn6W2.png- To co, może jeszcze daj mi w łapę i jedziemy? Akurat mam wolną godzinę. Kartą nie przyjmujemy.
XjMn6W2.png- O czym ty do mnie mówisz? - Tym razem wściekł się Dan. - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, dobrze o tym wiesz!
XjMn6W2.png- Nie wiem - odwarknął, splatając dłonie na piersi. - Chodzi o to, że nie wiem - odwrócił się do mężczyzny plecami, patrząc na widok za oknem. Powoli oswajał się z wyznaniem biznesmena.
XjMn6W2.png- Dlaczego ja?
XjMn6W2.pngOczyma wyobraźni ujrzał, jak za nim Daniel wzrusza ramionami.
XjMn6W2.png- Nie wiem.

XjMn6W2.pngKilka tygodni później jechali czarnym bentleyem Daniela w stronę Bristolu. Xavery na przednim miejscu pasażera, zamyślony i zapatrzony w widoki, a na tylnym Jura, czternastolatka, którą poznał podczas swojego pobytu w Liverpoolu i z którą mieszkał. Po pewnym czasie stała się dla niego jak siostra, a dziewczyna nie miała zamiaru puszczać go samego. Dan zgodził się, by zamieszkała razem z nim. Proponował pokój również Xavery'emu, ale ten odmówił. Potrzebował jeszcze trochę czasu. Dużo czasu. Planował znaleźć pracę, by móc utrzymać się samemu i nie wykorzystywać pieniędzy Pettersona (który wcale nie oponował przeciwko pasożytowaniu na jego koncie), a także wrócić do szkoły, by zakończyć naukę.
XjMn6W2.pngNagle obrócił głowę ku Danowi, wpatrzonemu w drogę.
XjMn6W2.png- Petterson?
XjMn6W2.png- Tak?
XjMn6W2.png- Jeb się.
XjMn6W2.pngDan westchnął tylko.

igP7jsl.png

154a752cce1d54386b60b5d3c1cdb968.jpg

XjMn6W2.pngTo był wieczór jak każdy inny. Siedzieli na ciasnym balkonie Traida, wypalając skręta; pies wędrował między ich kolanami, przyjmując porcje pieszczot raz od jednego chłopaka, raz od drugiego. Obserwowali gwieździste niebo, jasne punkciki na ciemnogranatowym tle. Xavery miał wrażenie, że gdyby wyciągnął dłoń, to może zgarnąłby jedną dla siebie.
XjMn6W2.pngSpróbował. Rozczapierzył palce prawej dłoni, wyciągając rękę tak mocno, że aż zabolał go bark.
XjMn6W2.png- Bruke, co ty odwalasz.
XjMn6W2.png- Chcę ściągnąć dla ciebie gwiazdkę z nieba.
XjMn6W2.pngBerry prychnął pod nosem.
XjMn6W2.png- Jesteś upalony.
XjMn6W2.png- Jesteś chujem.
XjMn6W2.png- Panu już podziękujemy. - Brunet przysunął się bliżej Xavery'ego, opierając się ramieniem o jego ramię. Jeszcze nie przebrali się z wieczorowych strojów z urodzin Ethel. Urwali się dosyć szybko.
XjMn6W2.pngXavery zamknął oczy, rozkoszując się wspólnym milczeniem. Zaczynał dopiero odczuwać, jak niska jest temperatura. Skręt dał mu niezłe znieczulenie.
XjMn6W2.png- Berry?
XjMn6W2.png- Co?
XjMn6W2.png- Chyba jestem szczęśliwy.
XjMn6W2.pngTraid zaciągnął się mocno, po czym wdusił niedopałek w leżącą obok zapalniczkę.
XjMn6W2.png- Jesteś upalony - powtórzył.

igP7jsl.png

"I don't want to choose between you and Adam, Berry.
You wouldn't like the answer."

02909df54be129a753b53e54914483ba.jpg


The brain is a monstrous, beautiful mess

Offline

#3 2017-07-03 13:32:28

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Kumple

Harper
Annys i Jonathan

tumblr_m1zdo5a0Ur1r3we0y.gif
Our names there together must have fallen like a seed
To the depths of the soil buried deep in the ground

0364b310.jpg

Rodzeństwo Harper ogarnęło klasę jasnym i pogodnym spojrzeniem z przedniej ławki przy ścianie. Twarze zwrócone w ich stronę obejmowały spektrum chyba wszystkich możliwych stanów, jakie można posiadać znajdując się w klasie, podczas, gdy za oknem panowało słońce.
Zgodnie z poleceniem wychowawczyni, mieli się przedstawić.
igP7jsl.png- Cześć, jestem Annys Harper, a to mój brat, Jonathan. Przyjechaliśmy ze Szkocji i tok nauki mamy dokończyć tutaj – powiedziała dziewczyna uśmiechając się do wszystkich. Prawie idealnie równy rząd zębów lekko szpeciła krzywa trójka; dokładnie tak samo miał jej brat. Oboje byli dość wysocy i smukli; Jonathan przewyższał siostrę o pół głowy; poza tym byli swoimi niemalże odbiciami z rysów twarzy., które były na tyle harmonijne, że odpowiadały zarówno jej jako osobie płci żeńskiej, jak i jemu jako osobie płci męskiej. Ubrani byli swoim zwyczajem w jasne kolory, co z pewnością potęgowało wrażenie, jakby byli dziwacznie oderwani od rzeczywistości.
igP7jsl.png- To dość niezwykła pora na zmianę szkoły. Co was tu sprowadza? – Pytanie nauczycielki można było odebrać zarówno jako chęć podtrzymania rozmowy, jak i po prostu zwyczajną ciekawość – wręcz wścibstwo.
igP7jsl.png- Przeprowadziliśmy się tu z dziadkiem – odpowiedział Jonathan krótko. Sprawiali wrażenie zsynchronizowanych w tym, co komunikują innym; Annys nawet nie otworzyła ust jakby się spodziewając, że teraz kolej jej brata na odpowiedź. Zgodnie wiedzieli też, czego nie mówić na forum całej klasy, a do takich rzeczy należał chociażby powód, dla którego dziadek uznał, że pora na przeprowadzkę, czy nawet, dlaczego przeprowadzili się z dziadkiem, a nie z rodzicami. Rzeczywistość jak to zwykle bywało, była bardziej kuriozalna niż ktokolwiek mógłby oczekiwać – mianowicie ich matka, będąca wypieszczoną i bogatą księżniczką, zaciążyła w wieku 17 lat z bliżej sobie nieznanym i zupełnie nieskorym do odpowiedzialności amantem. W efekcie jej rodzice, a ich dziadkowie musieli wychowywać całą trójkę – własną córkę i jej dzieci. Między być, a nie być bliźniąt istniała cienka linia, a konkretniej dwie kreski na teście ciążowym, który przyuważyła ich babcia w koszu swojej córki. Tylko ten przypadek sprawił, że ich matka nie poddała się aborcji. Mimo to, nadal czuła się w obowiązku wypominać im, jak bardzo ich dwójka zmarnowała jej życie – do czasu, gdy nie wyprowadziła się, zrywając kontakt ze wszystkimi.
Bliźnięta Harper nie czuły się w obowiązku nikogo przepraszać, że żyją. Wiedziały, że są ulubieńcami dziadków – to ich uważali za swoich rodziców; do biologicznej matki nawet nie byli w stanie zwrócić się inaczej jak po imieniu.
igP7jsl.png- Trzeba było się nie szmacić – kwitowali zgodnie z chochlikowymi uśmieszkami, by zamienić się w aniołki, gdy tylko na horyzoncie pojawiało się jedno z ich dziadków.

vrm85m10.jpg

Jonathan obciągnął rękawy czarnej marynarki, mrużąc oczy w pięknym, ciepłym świetle padającym przez okno. Szkocja nie szczyciła się szczególnie ładną pogodą, ten dzień jednak – dzień rodzinnego zjazdu w celu uczczenia pamięci jego ukochanej babci – wydawał się wprost stworzonym, by wyciskać z ludzi łzy. Przed pójściem po siostrę wkropił do przekrwionych oczu krople. Nie miał zamiaru ukrywać przed sobą, że śmierć tej ważnej w jego życiu osoby nim wstrząsnęła.
igP7jsl.png- Annie. Zaraz czas – odezwał się topornym głosem wiedząc, że przez cienką ścianę siostra go słyszy.
Stała w swoim pokoju skamieniała, ubrana w białą sukienkę.
igP7jsl.png- Annie?
Spojrzała na niego bez wyrazu w odbiciu skubiąc nerwowo materiał sukienki. Ktoś inny mógłby to uznać za wyraz obojętności, bliźnięta Harper znały się jednak bez słów. Objął w milczeniu siostrę, której maska zaczęła pękać. Jej gładkie czoło zmarszczyło się, a usta wyciągnęły w dół w wyrazie niemego cierpienia. Jonathan jedynie objął ją mocniej, gdy zaczęła łkać niskim głosem. Czuł pod palcami jak jej żebra ulegają wstrząsom wywoływanym raz po raz płaczem. Starał się dla niej zachować spokój, samemu ulegając emocjom po nocach, w łóżku.
igP7jsl.png- Nie powinnam ubierać tej sukienki – załkała ocierając już i tak czerwony nos. Oboje mieli cienką, bladą skórę, która łatwo się czerwieniła pod wpływem podrażnień. Jonathan pozwolił sobie pozostać w smętnym milczeniu.
igP7jsl.png- Zawsze ubierałam ją na nasze niedzielne spacery z babcią, a ten… spacer… nie wyszedł i… i ta sukienka jest biała, to jest brak szacunku, ale czuję, że powinnam…
igP7jsl.png- Annie, jesteśmy razem, pamiętasz? Do tego czasu nie obchodzi nas, co powiedzą inni. A babcia bardzo cię lubi w tej sukience – wyszeptał Jonathan, mrugając pospiesznie mimo słów otuchy.
Gdy zeszli do rodziny oboje ubrani na biało, rozległ się krótki szmer komentarzy – sądząc po minach, na pewno nie były miłe. Jedynie ich dziadek lekko się uśmiechnął, natychmiast rozumiejąc ich gest. Przed wyjściem na wzgórza by rozsypać prochy żony, włożył na głowę niedzielny kaszkiet. Na ich ostatni spacer.

4sFNqM9.jpg?1

Annys siedziała w swoim ulubionym fotelu przytulając do siebie starego już border collie o imieniu Azure. Bezwiednie gładziła psisko po jedwabistej sierści wsłuchując się w jeden ze swoich ulubionych utworów, wykonywany właśnie przez brata na pianinie – Ballet L'ecole. Przymknęła oczy wspominając jak w wakacje pokrywała farbą płótno za płótnem do granych przez niego utworów próbując uchwycić w obrazie to, co słyszy i jak to odbiera. Oboje byli wychowywani przez dziadków w bliskości ze sztuką i tradycją, co czasem stawało się źródłem żartów – tych złośliwych ze strony mniej lubianych osób, jak i tych przyjacielskich ze strony bliższych znajomych. Dla bliźniąt nie było to specjalnym problemem. Nadal byli jak ich rówieśnicy – razem z bieganiem po podwórku za młodu i skakaniem przez płot, by wykraść owoce z sadu sąsiada (to im się zdarzało nadal) po chodzenie na imprezy będąc już starszymi.
igP7jsl.png- Dzieci, muszę z wami porozmawiać – usłyszeli głos Gilberta Harpera, ich dziadka. Ciężkim krokiem wszedł do salonu, by usadowić się w fotelu. Bliźnięta skupiły się na nim – Jonathan przerwał swoją grę, a Annys pozwoliła Azure zejść jej z kolan, by mógł się ułożyć na nogach swojego właściciela.
igP7jsl.png- Wiecie, że po śmierci Isobel nic mnie tu nie trzyma? – zagadnął po dłuższej chwili namysłu. To było dla wszystkich jasne, nikt nie był jednak przedtem gotów podjąć tego tematu. Wiedzieli, że podjęcie go miało oznaczać zmiany, a bliźnięta mało rzeczy nie lubili tak bardzo jak zmian. Zwłaszcza, że zazwyczaj wychodziły na gorsze.

br8bhIO.jpg?1

Bristol. Miasto tętniące życiem w porównaniu do ich poprzedniego miejsca zamieszkania. Gilbert znalazł urokliwy domek na przedmieściu, co oznaczało względny spokój i duże odległości do wszystkiego. Do miasta i jego mieszkańców bliźnięta podchodziły z uprzejmą rezerwą – taką, jaką się okazuje obcym, z którymi nie zależy na nawiązywaniu bliższych kontaktów.
igP7jsl.png- Tutaj są naprawdę ciekawe zabytki – Annys nie oderwała wzroku od ekranu laptopa posyłając ten komunikat w przestrzeń. Jonathan jedynie jej przytaknął zajęty jakimiś komiksami, na które Annys nawet nie zwracała uwagi – I można się wybrać do teatru.
igP7jsl.png- O. Co grają? – spytał chłopak bez większego zainteresowania. Annys zmarszczyła brwi próbując znaleźć repertuar, szybko jednak dała sobie spokój i włączyła Spotify.
igP7jsl.png- Można pójść do jakiegoś klubu i posłuchać jakiegoś shitu – zaproponował Jonathan po dłuższej chwili milczenia – albo zobaczyć te uniwersytety. Chyba nie zostawimy dziadka, gdy skończymy naukę?
Oboje wymienili krótkie spojrzenia. Gilbert Harper wydawał się ożyć w tym miejscu. Bliźnięta były z tego powodu zadowolone, jednak nie czuły, by trafiły w miejsce, gdzie chciałyby zapuszczać korzenie.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#4 2017-07-03 21:39:41

Dolores
Kucyponek Jednorogi
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Kumple

Niektóre okazje nie potrzebują cytatu.


tumblr_ma9g37xe4z1qax8tzo1_1280.jpg
A V A M A R L O W E
wildest dream

Poznaliśmy się wczesną wiosną tego roku w Paryżu. Możesz tego nie pamiętać, ale ja nie zapomnę tamtego dnia do końca życia. Siedziałaś przy jednym ze stolików przed Café de Flore. Nie wyglądałaś na paryżankę, ale też nie przypominałaś żadnej z turystek, które wiosną i latem tłumnie przybywały do stolicy Francji. Otulałaś się szczelnie grubo plecionym swetrem, błądząc niebieskimi oczami po twarzach oraz sylwetkach przechodniów. Twoje rude włosy spięte były w wymyślnego koka, a kilka kosmyków opadło Ci na twarz. Nawet nie tknęłaś croissanta leżącego przed Tobą na porcelanowym talerzyku, ale co jakiś czas upijałaś łyk - pewnie już zimnej - zielonej herbaty. Jak na taki dzień było całkiem tłoczno, więc spytałem, czy mogę się przysiąść. Twierdziłaś, że na kogoś czekasz, ale ten ktoś nigdy się nie zjawił, dlatego spędziliśmy razem popołudnie. Mówiłaś, że Paryż jest tylko przystankiem w Twojej podróży. Nie zamierzałaś zabawiać tu długo, za dwa dni miałaś lot do Nowego Delhi. Nie chciałem dać Ci uciec, poczułem, że wytwarza się między nami swoista więź...

Poleciałem z Tobą.

Podczas naszego ośmiogodzinnego lotu chciałem Cię trochę powypytywać o Twoją przeszłość, lecz z początku milczałaś. Dopiero po kilku godzinach prób zaczęłaś opowiadać.
Urodziłaś się w Oksfordzie ale niemal całe życie mieszkałaś w Bristolu. Początkowo wcale nie zamierzałaś lecieć do Francji. Od samego początku Twoim docelowym punktem było Delhi, w którym miałaś spędzić czas z ojcem oraz jego nową dziewczyną, a także świętować Holi. Jednak miesiąc wcześniej dostałaś list z prośbą o spotkanie i biletem lotniczym do Paryża od dawnego przyjaciela. Mieliście się spotkać w Café de Flore tamtego popołudnia ale finalnie Twój przyjaciel się nie zjawił. Gdy o tym mówiłaś nie sprawiałaś wrażenia zawiedzionej czy zdenerwowanej, tylko przez moment po Twojej twarzy przebiegł cień smutku, który zaraz zniknął. Wydawało się, że ten ktoś w przeszłości wiele razy zawodził, więc zdążyłaś się przyzwyczaić.

Przez cały nasz wyjazd uważnie Cię obserwowałem. Byłaś raczej cicha, trochę tajemnicza. Zdecydowanie wolałaś słuchać niż mówić. Często to Ty zadawałaś pytania, a ja cierpliwie i wyczerpująco na nie odpowiadałem. Cieszyło mnie to. Nie byłaś jak inne dziewczyny, które wylewały z siebie potoki słów. Wiele razy podczas tych dwóch tygodni zdarzało nam się siedzieć na hotelowym balkonie i bez słowa wpatrywać się w gwiazdy. Dużo o nich wiedziałaś. Twoje oczy błyszczały, gdy z pasją w głosie tłumaczyłaś mi jak używać mapy nieba, albo pokazywałaś coraz to nowsze konstelacje.
Wydawałaś się być niezwykle pogodną dziewczyną. Biło od ciebie wewnętrzne ciepło, roztaczałaś wokół swoistą aurę spokoju i harmonii. Miałaś świetny kontakt ze swoim tatą, pomimo tego, że mieszkał tak daleko od Ciebie, a także z Piryanką - jego dziewczyną, która była w Tobie zakochana nie mniej niż w Twoim ojcu, choć zupełnie platonicznie.

Ale, jak wszyscy, miałaś też swoją ciemną stronę...

Zacząłem ją poznawać już w pierwszym tygodniu naszego pobytu w Indiach, kiedy poszliśmy na imprezę z Twoimi znajomymi. Skręcałaś jointa w ciemnym zaułku za klubem z taką wprawą, jakbyś robiła to niemal codziennie. Dopiero później dowiedziałem się, że faktycznie tak było. Patrzyłem na twoją twarz oświetloną kolorowym blaskiem neonów i zmienioną przez ciemny makijaż. W Twoich jasnych oczach widać było ten błysk zachęcający do zrobienia czegoś niezbyt grzecznego i niekoniecznie legalnego. To była Twoja odskocznia od problemów, uciekałaś w nocny świat zabawy, alkoholu i narkotyków. Uciekałaś od swojej matki i jej nowego męża, płaczu młodszego brata, powracającej depresji i długich ramion przeszłości dosięgających Cię co noc. Czasem budziłem się w środku nocy, nie wyczuwając obok ciepła Twojego ciała, i patrzyłem jak siedzisz przygnębiona na parapecie, obserwujesz światła wiecznie żywego Delhi.

Ciągle mam przed oczami te chwile. Momenty jak niewyraźne slajdy: Ciebie stojącą w zwiewnej sukience pośród ludzi obrzucających się kolorowymi proszkami podczas Holi, idącą dość szybkim krokiem do Taj Mahal, wchodzącą po schodach na Kutb Minar. Dużo zwiedzaliśmy, rozmawialiśmy z ludźmi, czasem próbowałaś się porozumieć kaleczonym Hindi, którego uczyła Cię Priyanka, gdy miała wolne. Często chodziliśmy na targi, by kupować Betel (czasami też w nielegalnej wersji z dodatkiem kokainy), egzotyczne owoce i tkaniny. Wypijaliśmy litry chai masala i zjadaliśmy chlebki naan z curry.
Czułem się jak w bajce i żałowałem, że niedługo każde z nas będzie musiało wrócić do swojego życia codziennego... A potem pożegnałaś mnie w porcie lotniczym Indiry Gandhi mówiąc, że jeśli będę chciał, znajdę sposób, by Cię odszukać. Po czym ściągnęłaś swojego sandałka na szpilce, wyszywanego drobnymi, błękitnymi koralikami oraz kryształkami Swarovskiego i mi go dałaś.

Mam go do dziś.

e28ba4d37ce224a209100519eff47692.jpg


Ja pierdolę, ale ameby.

Offline

#5 2017-07-06 17:53:01

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Kumple

Mój dzik tu będzie <3
tumblr_m1zdzeKIg01r3we0y.gif
There are wounds that never show on the body that are deeper
and more hurtful than anything that bleeds.

zdDnS27.jpg

Imię; Gary
Nazwisko; Zane
Wiek; 19

Możesz się zastanawiać, ale nie dostrzeżesz, co uległo zmianie. Nawet jeśli podążysz za nim, wdychając zapach czekoladowego tytoniu, tak intensywny, że podrażni ci nos; ani wtedy, gdy spróbujesz zawołać jego imię, a on się odwróci. Możesz przyjrzeć się podartym spodniom, zdezelowanym trampkom, koszulce założonej na lewą stronę, co ledwo maskuje dżinsowa kurtka. Wbić wzrok w te intensywnie granatowe oczy, o tak wielu odcieniach nieba za dnia i nocą, barw rzek i mórz. Zobaczysz znów ten krzywy nos zaklejony plastrem, rozciętą wargę, zsiniały policzek. Uniesie wtedy pytająco ręce, na dłoniach niezmiennie mając obite i zdarte do mięsa kostki. Bez twojej odpowiedzi odwróci się zirytowany i rzuci peta na ziemię, byle jak go gasząc. Na powrót się przygarbi, odejdzie nierównym krokiem.

Możesz się zastanawiać, dlaczego tak prędko się odwrócił. Pomyślisz, że w jego wzroku tkwiło coś poza zaskoczeniem. Nadzieja. Tak krucha i nietrwała jak ulepiony przez dziecko zamek z piasku nad brzegiem oceanu. Cokolwiek by to nie było, okaże się nieistotne. On i tak wskoczy na swój nowy rower, skieruje się na przedmieścia, by spróbować szczęścia w walce na pieniądze. Istnieje jakieś 40% szansy, że wygra. Jeśli mu się powiedzie, odłoży na motor. Jeśli nie, zwróci się znów do swojego dawnego przyjaciela w szpitalu, który mu jakimś cudem wybaczył. Zdasz sobie sprawę, że poza nim, może się zwrócić o pomoc tylko do jednej osoby, ale ona tego nie popiera. A on nie chce jej martwić.

Cnmwr8z.png

KLujbIH.pngMiałem jutro wielki dzień w pracy, szykował się duży ruch, więc im niżej schodziło słońce na horyzoncie, tym bardziej rósł mój poziom stresu. Oczywiście nie pozwoliło mi to na spokojne ułożenie się do snu. Było około pierwszej w nocy, gdy usłyszałem szelesty i krzątania w jego pokoju; w końcu o takiej porze wychwytywało się najmniejsze szmery. Wstałem, by zajrzeć do niego i faktycznie, zastałem go siedzącego na skraju łóżka. Twarz pocierał dłońmi, jakby dopiero się zbudził, ale wiedziałem już, jak było naprawdę. Potrafił przespać całą noc jedynie wtedy, kiedy wrócił do domu zmordowany swoimi treningami, pracą, szkołą, bitkami. Jeśli któregoś ze składników będzie za mało, zbudzi się i zacznie myśleć lub w ogóle nie zaśnie. Nie pierwszy raz go tak zastałem. Uważałem za zadziwiające, jak bardzo wpłynął na niego ten jeden miesiąc, podczas którego tyle się wydarzyło. Wiele zyskał od tamtego czasu, ale też sporo stracił.
KLujbIH.pngPodziwiałem mojego syna. Dla mnie to najsilniejszy człowiek, jakiego znałem. Radził sobie o niebo lepiej ode mnie, chociaż dłużej chodziłem po tym świecie i miałem więcej czasu na zdobycie rozumu. Często kwestionowałem, czy to faktycznie moje dziecko. Jedno i drugie wcale nie przypominało swoich spierdolonych rodziców. Ile bym dał, żeby stać się takim ojcem, jakiego oczekiwali; żeby cofnąć czas i wszystko naprawić...
KLujbIH.pngZapukałem cicho. Nie odwrócił się, tylko położył z powrotem na łóżku. W kącie żarzyła się lampa z "lawą", o której zawsze marzył i którą sprawił sobie po wygranym wyścigu rowerowym. Jedyne pieniądze, poza zakupem części do dwukołowca, jakie w siebie zainwestował z tej puli. Pozostałe przeznaczył na remont domu z zewnątrz i ogródka oraz odłożył na ewentualne naprawy.
KLujbIH.png- Nie możesz zasnąć? - zapytałem nieśmiało, kładąc się obok. Nie chciałem mu się narzucać.
KLujbIH.png- Jestem cholernie zmęczony - odparł zamiast tego, wlepiając wzrok w sufit. Nadal tkwiły tam przyklejone przez niego i brata świecące w ciemności plastikowe gwiazdki.
KLujbIH.png- Wiem, synu.
KLujbIH.png- Nie mówię o... Mam dosyć rozpamiętywania tego wszystkiego. Co mogłem zrobić inaczej. Czy to by cokolwiek zmieniło. Nie obchodzi mnie, co się z nimi teraz dzieje. A jednak wciąż wracam do tamtego stycznia. - Ukrył na powrót twarz w dłoniach. - Xavery gdzieś spierdolił też, a Avy sam unikam... Ethel dopóki nie wywiało do jakiegoś wariatkowa, to nawet mnie spojrzeniem nie zaszczyciła. Jeszcze ten złamas wychujał mnie z roboty...
KLujbIH.png- Ten co ma fryz na zupkę chińską?
KLujbIH.pngGary parsknął.
KLujbIH.png- Tak. Ten. Napierdolił na mnie szefowi, bo dostawałem lepsze napiwki, a ten idiota mu uwierzył.
KLujbIH.png- Ich strata.
KLujbIH.png- I tak by mnie pewnie niedługo wywalił za niereprezentacyjną twarz. Pójdę do starego druha poprzerzucać wory na razie.
KLujbIH.pngMilczałem dłuższą chwilę, aż w końcu wydusiłem z siebie:
KLujbIH.png- Wiesz, mógłbym pogadać z szefem, czy...
KLujbIH.png- Tato - przerwał mi, zerkając na mnie. Dużo pracy i starań kosztowało mnie odzyskanie jego zaufania na tyle, by usłyszeć, jak mnie znów tak nazywa. - Doceniam, ale dobrze wiesz, że mnie nie zatrudnią. Rozwalony nos i obite ciało nie idą w parze z garniturem.
KLujbIH.png- Mógłbyś spróbować i skończyć z tymi bójkami-
KLujbIH.pngUsłyszałem, jak wydaje z siebie gniewny pomruk. Przekręcił się na bok, co było jasnym sygnałem zakończenia dyskusji. Zazwyczaj dorzucał "rozmawialiśmy już o tym" albo "daj mi już z tym spokój", ale dziś nawet z tym się nie kłopotał. A ja nie byłem kimś, kto mógł mu dyktować warunki, choćby płynęły z najszczerszej dobroci serca i troski. Zebrałem się więc po cichu i wróciłem do siebie, przymykając drzwi od jego pokoju.

Raz mi się chce żyć, a raz po prostu kurwica człowieka trafia. Kładę się do łóżka i nie potrafię zasnąć, sam nie wiem czemu. Po prostu leżę i tyle.
Gapię się w ten sufit i nie umiem niczego zrozumieć. I jest jakoś tak… Tęskno? Smętnie? Nie wiem.

HloLSfW.png

KLujbIH.pngPrzyszedł do mnie tamtej nocy wystraszony. Ileż razy otwierałam mu drzwi, gdy na zewnątrz latarnie od dawna rozpraszały mrok, a księżyc wisiał wysoko na nieboskłonie. Nie były to wizyty częstsze, niż za dnia, chociaż takie odnosiłam za każdym razem wrażenie, bo tak jak w świetle słonecznym potrafił szybko się w sobie zebrać, odegnać złe myśli w zakamarki umysłu, tak im mniej promieni go otaczało, tym więcej tych demonów się wydostawało i nie istniało nic, czym potrafiłby je powstrzymać. Wtedy przyjeżdżał do mnie.
KLujbIH.pngA jednak teraz było w jego spojrzeniu coś innego. Coś więcej. Nie potrafiłam określić, co takiego i to przerażało mnie najbardziej. Znaliśmy się już dłuższy czas i znałam na pamięć każdy jego ruch, każdy gest i minę. Nauczyłam się wertować go jak książkę, a na tej stronie zastała mnie zalana strona, rozmazany druk. Zapytał mnie, czy rodzice byli w środku, a gdy potwierdziłam, skinął głową, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi i nie robiła mu ona żadnej różnicy. Wtedy powiedział, żebym wchodziła na rower. Zauważyłam, że trzymał sztywno ramię, które wyglądało dziwnie. "Zwichnięte", odezwał się, kiedy przechwycił moje spojrzenie. Wiedziałam jak bardzo bezcelowe byłyby próby przekonania go, by pojechał do szpitala. Nigdy nie zależało mu na trwałym uszkadzaniu ciała, bo wokół roweru i pracy kręcił się cały jego świat. Jeśli teraz nie chciał nic z tym zrobić, musiał mieć powód. To mnie wciąż zaskakiwało, jak dalece Gary był przekonany, że wie najlepiej, co dla niego dobre. Oczywiście trudno było go za to winić, skoro osoby, które próbowały mu pomóc, to ojciec i przyjaciółka - a to on opiekował się nami. Ciężko przekonać kogoś, kto całe życie robił za opiekuna, iż jego podopieczni też mogą mieć czasem rację.
KLujbIH.pngBez słowa wsiadłam więc na siedzisko, a on zaczął pedałować, jedną ręką trzymając kierownicę. Lampka z przodu rozświetlała świetnie ulicę, ale ja pamiętałam, jak zanim ją wymienił, żarzyła się ledwo i migała, gasnąc na dłuższą chwilę na każdym wyboju. Jechaliśmy długo, ale nie przeszkadzało mi to. Był środek lata i wyjątkowo ciepła noc jak na nasz klimat. Lekki wiatr rozwiewał mi włosy, a cichy szum łańcucha mieszał się z cykaniem świerszczy, bo zostawiliśmy już miasto za sobą. Gdzieś w oddali zahuczała sowa. Czułam, jak jego oddech lekko przyspieszył, ale nie mocno. Takie wycieczki już dawno przestały być dla niego większym wysiłkiem. W pewnym momencie skręcił nagle w lewo, w polną drogę. Była bardzo nierówna i bałam się, że stracimy niedługo równowagę, ale jakimś cudem udało nam się dotrzeć na miejsce bez wywrotki. Wokół szumiało od nocnych dźwięków natury. Gary złapał rower i wszedł w ścieżkę wydeptaną w zbożu. Podążyłam niezbyt chętnie za nim, ale nie pytałam o nic, choć bez przerwy zastanawiałam się, gdzie mnie prowadził. Przez całą podróż nie odezwał się ani słowem i coraz bardziej się martwiłam.
KLujbIH.pngW końcu się zatrzymaliśmy - przed wielkim, pojedynczym drzewem. Obok niego leżał równie potężny głaz. Zane zostawił rower, rzucając snop światła na to dziwne miejsce. O tej porze i w takich okolicznościach czułam się, jakbym znalazła się w innym świecie. Tymczasem on otworzył jakąś skrzynię, która leżała za pniem. Wyciągnął z niej gruby koc i rozłożył na ziemi. Położyliśmy się, on bardzo ostrożnie, i wpatrywaliśmy się w gwiazdy. Myślałam, czy chciałby bym mu teraz coś o nich opowiedziała, ale bałam się odezwać. Zdawało mi się, że napięcie w powietrzu tak wzrosło, że moje słowa mogą doprowadzić do wybuchu. Milczałam więc i czekałam.
KLujbIH.pngNajpierw złapał mnie za rękę. Splótł swoje palce z moimi i ścisnął mocno. Wtedy zaczął mówić. O tym, jak jego brat znów do niego zadzwonił i opowiadał, co jadł i z kim się bawił, dopóki matka nie wyrwała mu telefonu z ręki. Patrzyłam, jak łzy napływały mu do oczu, by spłynąć po policzkach i jak nim wstrząsało, kiedy próbował je powstrzymać; krzywił się wtedy, jednocześnie z bólu, jaki sprawiało mu ramię, jak i tego, którego doznawał teraz wewnętrznie. Nie widziałam nigdy wcześniej, by płakał i ten widok łamał mi serce.
KLujbIH.png- Dlaczego ja nie mogę być kimś innym, MJ? - zapytał mnie wtedy, a ja nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. - Ethel mogła sobie każdego dnia wybierać, kim by chciała zostać. Pearsonowie też mogliby rzucić wszystko w cholerę. Mam dosyć siebie. Mam dosyć swojej roli, a nie mogę z niej wyjść, bo jeśli to zrobię, znienawidzę siebie jeszcze bardziej.
KLujbIH.pngPrzypomniałam sobie o jego wyjeździe do Ameryki. Dzwonił do mnie codziennie i pytał, co z ojcem. Odwiedzałam ich dom każdego dnia, a potem mu opowiadałam. Miał się dobrze. Butelka leżała rozbita w zlewie, a on był trzeźwy. Nie pytał o ciebie. Prosił pozdrowić. Prosił przeprosić. Prosił, byś wrócił. Tak, mówiłam mu, co robisz. Tak, jadł z nami obiady. Ava o ciebie pytała. Wyglądała na zmartwioną. Kiedy wrócisz?
KLujbIH.pngI wrócił z wygraną i chociaż wtedy krzyczał mi z radości do słuchawki, kiedy to oznajmiał, na lotnisko wyszedł ze zwieszoną głową. Dopiero wszystko wróciło na miejsce i uśmiechnął się, gdy ojciec go objął. Kiedy przeprosił mnie za kłopot, a ja powiedziałam, że to nic takiego. Przecież on też wiele dla mnie zrobił.
KLujbIH.png- Ja chcę po prostu znów być bratem. Wszystko inne już nie będzie miało znaczenia, jeśli on do mnie wróci... Wiesz, tutaj z nim przyjeżdżałem. Uciekaliśmy przed rodzicami, kupowaliśmy te lizaki za miedziaki i siadaliśmy tutaj. Skrzynię podarował nam właściciel pól. Nie było mnie tutaj, odkąd... Od dawna.
KLujbIH.pngPozwoliłam mu mówić, dopóki z wycieńczenia nie przysnął. Otarłam łzy z policzków i zrzuciłam z nas mrówki. Potem przykryłam resztkami koca. Może faktycznie wiedział, co dla niego najlepsze. Niestety wiedzieć, a czuć się dobrze po takim wyborze, to dwie różne sprawy.

As upset and as angry as I am, I still miss you. Do you know how fucking pathetic that makes me feel?

sdXDv8W.png

[...]

And once the storm is over, you won't remember how you made it through, how you managed to survive. You won't even be sure, whether the storm is really over.
But one thing is certain. When you come out of the storm, you won't be the same person who walked in. That's what this storm's all about.

f9re7Ed.gif


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

#6 2017-07-17 15:07:50

Faworek
Pochwalony Faworek Depeszek
WindowsFirefox 53.0

Odp: Kumple

There's a war inside my head

sometimes I wish that I was dead. I'm broken.

So I call this therapist and she said:

"Girl, you can't be fixed. Just take this."

tumblr_msrnnjEJcC1riniuzo1_500.jpg

Jest o krok by znaleźć się na dnie

choć stoi przy barze i wygląda ładnie.


W jaki sposób można opisać Ethel? Trudno znaleźć określenia, które nie będą budzić do niej uprzedzeń.
Warto wyobrazić sobie cherubinki - te małe boże aniołeczki biegające bez pieluch - tu, pomiędzy Niebem a Piekłem, starsze o kilkanaście lat. Patrząc w oczy tych złotych dzieci, których słodkie loczki upięte są teraz w skromne, idealne fryzury, wciąż można zobaczyć w ich delikatnym spojrzeniu dobroduszność i wrażliwość. Są wzorem uczciwości, pracowitości i lojalności, a ich nienaganne, schludne stroje są świadectwem nieskrywanej grzeczności. Rozsyłają na około ciepłe uśmiechy oraz zarażają otaczających ich ludzi pozytywną energią i optymistycznymi myślami. Swoją postawą i wesołym usposobieniem dają przykład, aby życie wykorzystywać garściami, z radością i wiarą w nadchodzące, lepsze jutro. Są przy tym sympatyczni i pogodni jak wiosenne słońce, a ludzie nie mają nawet chęci szukać zaprzeczeń wszystkim ich cudownym cechom.
Ethel nie należy ani do popieprzonych fanów cherubinków i tym dalej jej do grupy obiektów ich westchnień. Z pogardą spogląda na jasne światło, które roztaczają wokół i życzy tym wszystkim cnotkom, aby ktoś wreszcie je porządnie wydymał. Nie widzi w tej farsie osób. Dostrzega jedynie ustalony kanon, do którego masy próbują dążyć, bo wmówiono im, że to słuszne. Ciągłe gonienie ideałów jest męczące tak samo, jak przyglądanie się tym niezdrowym staraniom, a wysiłek często zamiast smakować satysfakcją, skutkuje większymi wymaganiami, przez które pierwotne, piękne idee zostają zapomniane i w ambicjach pozostaje jedynie sam wyścig. To nieludzkie. Jej zdaniem niedoskonałość jest piękna, popełnianie błędów naturalne, a oglądanie świata z jego poziomu - zamiast z jego zdobytego szczytu - pozwala ujrzeć więcej szczegółów. Wyzwaniem jest znaleźć w tym swoje poczucie wartości, dopasowania i niezachwiania zwłaszcza, kiedy najbliższe osoby, które powinny być wsparciem dla młodego człowieka, nachalnie narzucają mu potrzebę dołączenia do biegu po nieskazitelność. Odbierają mu mu możliwość podejmowania decyzji, uważając wyłącznie swoją wizję za słuszną i zyskowną, a wszelkie bunty przeciwko temu starają się zwalczyć w zarodku możliwymi sposobami, zapominając, gdzie są granice.
W tym miejscu, z tymi słowami, rysuje się obraz Ethel Grand.


tumblr_obxchifjSt1sda2uvo5_r1_500.gif


Chciała być sobą. Prawdziwą Ethel Grand.
Tylko tyle.
Jednak wszystkie te sprzeczności, zwodnicze zachcianki i naganne przygody, do których ciągnie ją w naturalny sposób, wciąż każą skupiać jej się na własnych wadach lecz przeszkadzają w idei wypierania ich. To w pewien sposób dziecinne i nieporadne. Niestabilność jej charakteru wiele utrudnia w tematach utożsamiania się. Jednego dnia potrafi twierdzić, że te problemy, ciągłe błędy, pogubienia, lekkomyślność i powtórne chęci poprawy są piękne, kiedy drugiego dnia nie może znieść myśli, że wzburzanie piekła, by zwrócić uwagę nieba nie jest zdrową taktyką. Po czym jest zdolna uważać, że ma się lepiej, niż można sobie wyobrazić.
Naiwność, zmuszająca ją do wiary, że z czasem osiągnie osobisty sukces, którym jest podjęcie decyzji, można nazwać też nieskromnie siłą lub odwagą, bo kogo obchodzi nazewnictwo, jeżeli wynik wciąż pozostaje niezadowalający?
Ten kaprys uparcie nie daje jej spokoju. Zbiera więc niepasujące do siebie elementy i próbuje ułożyć je w jeden spójny obraz. Chce na siłę wypełnić wybrakowane luki. Czuje, że w miejscu tych pustek powinno znajdywać się coś ważnego lecz nie umie tego zdefiniować. Otacza się więc drobnostkami i traci czas na nadawanie im wartości. Odnajduje potem trochę skromności, ale stawia ją zbyt blisko pewności siebie, przez co kończy z zadufaniem. Podejmuje się odpowiedzialności, ale jej zapał szybko gaśnie. Wypełnia swoje życie emocjami, nad którymi nie potrafi panować. Budzi się w niej złość, pasja, zazdrość, nadzieja, obojętność, zaufanie i żal. Nie próbuje ich hamować. Jest chciwa na ich obecność. Próbuje przekonywać się, że to część niej, ale to kwestia nadziei, że nie straciła jeszcze kontroli nad własnym obłędem. Kwestia desperackiego wmawiania sobie, że potrafi ukryć przed światem alarmy, które wołają o ratunek dla zmysłów przegrywających bój samych z sobą. Kwestia wrażenia, że ma broń przeciwko strachowi przed samotnością.
Na końcu ostają się jednak wyłącznie złudzenia.


tumblr_obxchifjSt1sda2uvo9_r2_500.gif


Światło lampy nad nią zgasło niespodziewanie, przyprawiając ją o nagły dreszcz adrenaliny na karku. Słyszała kilka ulic dalej ryk silnika samochodu, który samotnie przemierzał puste uliczki miasta. Poza nim, niewiele więcej zakłócało nocną ciszę, więc odgłos jej kroków niósł się echem między budynkami przedmieścia. Szła donikąd. Cel nie istniał, choć instynkt prowadził ją w stronę centrum miasta dobrze znaną trasą. Powód jej wycieczek był błahy i brzmiał tak samo za każdym razem, choć nigdy nikt o niego nie spytał. Ludzie uważali, że włóczy się tak, jak infantylne, pozbawione wyobraźni osoby, które nie wiedzą, jak pożytkować czas: dla rozrywki, przygód, buntu, bezmyślności i szaleństwa, a jej nie zależało, by wyprowadzać ich z błędu.
Im bliżej kręgu pubów i klubów była, tym łatwiej napotykać mogła oznaki bezsenności, na które cierpiało serce Bristolu. Zza drzwi lokali dochodziły głosy donośnych rozmów i śmiechów, w tle dudniły dźwięki zabawowej muzyki, a akompaniamentem były krzyki wznoszone przez grupy młodzieży, które wyszły na ulice. Za mijanymi przez nią osobami unosiła się woń alkoholu, fajek lub zioła. Wszystko to było zaproszeniem do świata, który uwielbiała - miejsca, gdzie najmniejsze i najbardziej instynktowne pragnienia były realizowane, a limity były przekraczane w ten ujmujący, niezdrowy sposób.
Ethel stanęła przed parą szerokich, jagodowych drzwi, nad którymi jarzył w czterech kolorach napis "Popworld". Czasami je mijała i szła dalej. Robiła to zazwyczaj, gdy nie miała towarzystwa, które jakkolwiek bądź przy możliwej sposobności opuszczała niezauważenie.
Tej nocy weszła do środka, zatapiając się w blasku kolorów, którym był wypełniony. Z każdym krokiem czuła narost siły fal, którymi huk basów odbijał się od jej ciała jakby próbował owładnąć ją rytmem. Patrzyła na tych, którzy na to pozwolili. Widziała, jak bujają się w błogim uniesieniu i czują się dobrze. Spoglądała z piętra na podświetlany parkiet, gdzie prócz muzyki nie potrzebne było nic więcej do szczęścia. Pragnęła ich beztroski. Zeszła więc po schodach i wtopiła się w tłum. Zamknęła oczy i dała się ponieść melodii. Jej ciało zaczęło ruszać się intuicyjnie. Biodra kręciły zgrabne ósemki, a ramiona pływały wokół niej.
Czy czuła wtedy szczęście?
Kto wie?
Z pewnością nie czuła się nieszczęśliwa. Łzy, ból, samotność, kłopoty, zawiedzione serca zostały na zewnątrz. Uciekła od swych udręk i powrót do nich odwlekała naumyślnie. Musiała odpocząć od ciągłej z nimi walki. Odpuścić na krótką chwilę. Zmienić tor. Nabrać siły. Złapać oddech i motywację, by nad ranem znów stawić czoła oczekiwaniom, jakie miał wobec niej świat. To był jej azyl, gdzie problemy przestawały mieć znaczenie.
Przecisnęła się do baru. Oparła się o blat, uniosła na palcach i ledwo przebijając się przez ryk głośników, wykrzyczała barmanowi nazwę drinka. Położyła pieniądze przed sobą, ale chłopak, który stał niedaleko pomachał w stronę barmana kartą kredytową i zapłacił jej rachunek. Ethel obdarzyła go czarującym uśmiechem, co potraktował jako zachętę do rozpoczęcia rozmowy. Przybliżył się. Przywitał. Był śmiały i czarujący. Mówił, że jest piękna i pociągająca. Przyznał się, że zwróciła jego uwagę, jak tylko zobaczył ją na parkiecie i od tej chwili myśli tylko o niej. Chciał ją poznać, porozmawiać, bo wyglądała na mądrą dziewczynę. Zapytał, czy stąd wyjdą, a ona nie miała żadnych oporów.
Położył jej delikatnie rękę na plecach i poprowadził do wyjścia. Zamówili taksówkę, a on nie przestawał prawić jej słodkich słówek. Miał w tym wyczucie taktu oraz manierę.
Dojechali do jego mieszkania i uprawiali seks przez resztę nocy. Brał ją mocno, wyduszając z niej dech. Jęczała, próbując zagłuszać swój głos między poduszkami, a wtedy on chwytał ją za gardło i unosił jej głowę, szepcąc że chce ją słyszeć, bo podniecają go jej jęki.
Przed brzaskiem zebrała rzeczy i wyszła. Chciał ją odprowadzić. Nie pozwoliła mu. Nalegał, by zostawiła mu swój numer, ale nie zrobiła tego.
Następną noc spędziła z kim innym i nie widziała w tym nic złego.


tumblr_mva7dpyLzP1qzxrh2o1_500.png


Jej przyjaciel wyglądał raz jak ryba z niebieskimi pasemkami i rozmazanym kutasem na czole. Tego dnia wyjątkowo nie był opalony ani wstawiony. Nie robiło to właściwie dużej różnicy w jego zachowaniu. 
Zapytał, czemu nie pozwoli odpocząć sobie od gry pozorów, ponieważ on również nie potrafił z niej wyjść, Usłyszała wtedy, że jeżeli potrzebuje ciepła, powinna przestać udawać zimną zołzę i skończyć ze znajomościami na jedną noc. Powiedział jej, że ma przekroczyć barierę i być ze sobą szczera.
Ethel często wracała do jego słów, ale jedyna refleksja, jaką chciała z nich wyciągnąć, mówiła, że Xav nie potrzebował zioła, aby być zwyczajnie popierdolonym.


Nie ucz Fawora wafle robić.

Offline

#7 2017-07-17 19:46:20

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Kumple

eRLBsYl.png

KLujbIH.pngOtworzył oczy. Po tym, jak słońce wypełniało jego pokój ciepłym, wiosennym światłem, zrozumiał, iż zaspał. Jęknął z udręczeniem. Nie miał wątpliwości, że tym razem dyrektor zaprosi go na rozmowę do swojego gabineciku. Lądował tam ostatnio tak często, jak nigdy. "Zaraz kończysz liceum Gary. Powinieneś już rozsądniej się zachowywać". Odechciało mu się tam iść na samą myśl o jego gadającej, plującej na biurko gębie. Niemniej jednak uważał, że powinien ukończyć szkołę, by w razie niepowodzenia nie skończyć jak swój ojciec. To był kolejny powód nieprzesypianych nocy.
KLujbIH.pngWywlókł się z łóżka, szybko oporządził w toalecie, a potem stanął przed krzesłem w sypialni, zastanawiając się, który z ciuchów na Wielkiej Górze Ciuchów nadawał się jeszcze do noszenia. Zapomniał znów zrobić pranie. Zaczął teraz przetrząsać pogniecione koszulki, aż w końcu dorwał jakiś T-shirt z nadrukiem przedstawiającym Vegetę na małej planecie z napisem "Le Petit Prince", który nie wydzielał nawet woni dezodorantu - musiał się więc zawieruszyć wśród noszonych, kiedy przekopywał szafę. Ucieszył się wielce z tego małego zwycięstwa. Założył na tyłek jakieś podarte spodnie, wziął z podłogi dżinsową kurtkę i zbiegł na dół. W kuchni zobaczył kubek z jeszcze parującą kawą, a obok notkę: "Nie wiedziałem, na którą masz lekcje, więc cię nie budziłem" z nabazgraną obok nierówno buźką z wyciągniętym językiem.
KLujbIH.png- Serio, kurwa? - mruknął do siebie i rzucił karteczkę do śmieci, jednak uśmiechnął się, biorąc kubek do ręki.
KLujbIH.pngPrzestał się uśmiechać, kiedy upił łyk napoju i musiał szybko biec do zlewu, by to wypluć. Była obrzydliwie mocna i obrzydliwie słodka. Wypłukał sobie usta wodą, żeby pozbyć się tego smaku. Przeklął Felixa w myślach, a zaraz potem siebie, że jak idiota bez chwili zwątpienia się napił.
KLujbIH.pngChwycił plecak ze stolika przy drzwiach frontowych, nie zastanawiając się, czy znajdowały się w nim potrzebne mu książki, ubrał szybko zdezelowane czarne trampki i wyszedł na zewnątrz. Zamknąwszy dom, kontemplował chwilę przedogródek - co zdarzało mu się często, odkąd go odnowiono - i dopiero gdy skończył podziwiać, wskoczył na swój nowy rower i ruszył niespiesznie ku szkole. I tak na najbliższą lekcję by nie zdążył.
KLujbIH.pngKiedy dojeżdżał do szkoły, wpadł nagle na złośliwy pomysł. Ponieważ o tej porze roku drzwi do budynku stały otworem, aby zrobić przewiew, wjechał po schodach, a potem prosto do środka, przez puste korytarze, aż do gabinetu dyrektora. Tam zamierzał kulturalnie zapukać, ale zamiast tego zatrzymał się nagle z takim impetem, że niemal się wywrócił. Między nim, a pokojem stał Xavery.

But it's not my fault that things turned out like this
I can count the people left in my life with one hand
The one who was a best friend is almost forgotten
And a buddy becomes a guy you never see again

KLujbIH.pngTo było zabawne uczucie, zobaczyć go po tak długim czasie, jeszcze tak odmienionego - wychudłego, z jakimś chujowym kolorem na łbie. W jednym momencie poczuł, jak żołądek mu się ściska, w jakimś dziwnym odruchu zmarszczył brwi. Nabrał powietrza w płuca, ale czegoś mu brakowało. Zestawił tego chłopaka, który przed nim stał, z tym, którego kiedyś nosił na plecach w klubie. Ciekawe, jak wielką różnicę by poczuł, gdyby teraz też wspiąłby się na jego ramiona. Zrobił wydech i w tej krótkiej chwili, kiedy klatka mu się zapadła, zrozumiał, czego mu brakowało - jego. Osoby, która stawała mu się bliska. Rozluźnił mięśnie twarzy.
KLujbIH.png- Nim cokolwiek powiesz, chcę pożyczyć tą koszulkę - usłyszał głos chłopaka jak zza szyby, dziwnie zniekształcony i nie potrafił stwierdzić, czyja to wina.
KLujbIH.pngZszedł z roweru, ustawił go pod ścianą, a potem zbliżył się do niego. Patrzył, jak kąciki jego ust powoli unoszą się w niepewnym uśmiechu, a wtedy zalała go nagła fala wściekłości, tak paląca, że nie był w stanie jej powstrzymać. Uniósł pięść i zamierzył się na niego. Poczuł w dłoni znajomy ból i usłyszał znajomy dźwięk. Xavery złapał się za twarz, zaskoczony, ale nie zły. Gary wpatrywał się w niego z zaciśniętymi ustami, dysząc ciężko. Wyjechał bez jednego słowa. Po prostu zniknął i nie wrócił. Nikomu nic nie powiedział. O wycieczce Zane'a wiedziała MJ, ale nikt poza Avą się z nią nie skontaktował. Zdawał sobie sprawę, że nikt z nich nie nadawał się w tamtym czasie do niczego, ale to tak drobna rzecz. Informacja. Żyję. Nie umarłem jak twoja babcia. Nie zniknąłem jak twój brat. To nie dlatego, że miałem was wszystkich dość, jak twoja matka.
KLujbIH.png- Ty pieprzona w dupę różowa kurwo - wydusił z siebie, nie mając pojęcia, jaki ruch teraz wykonać. Czerwonowłosy chyba też, bo milczał w oczekiwaniu. - To co teraz?
KLujbIH.pngXav otarł krew z nosa.
KLujbIH.png- Nie wiem, ale serio chciałbym ją pożyczyć.
KLujbIH.png- Żeby zarazić mnie gejostwem? Spasuję.
KLujbIH.png- Ostatnio mam alergię na kutasy, więc możesz być spokojny.
KLujbIH.pngGary skrzywił się.
KLujbIH.png- Teraz to dopiero się zaniepokoiłem.
KLujbIH.pngOdwrócił się i wziął swój rower, po czym ruszył, by wejść do gabinetu.
KLujbIH.png- Gary... Przepraszam.
KLujbIH.pngZamarł z dłonią na klamce. Wszystko w nim krzyczało, aby mu nie przebaczał, aby nie popełniał znów tego samego błędu, jakim było zbliżanie się do ludzi, odsłanianie się przed nimi, co skutkowało potem jedynie ciosem w pierś. Zasmakowawszy jednak tamtego miesiąca tego wszystkiego, co się z ich bandą wiązało, nie potrafił tego odrzucić. Zrozumiał, że ich potrzebował. Byli kolejnym uzależnieniem.
KLujbIH.png- Mam pełno swoich problemów, Bruke - powiedział, nie oglądając się. - Nie stać mnie na dawanie tylko po to, aby ktoś to odebrał. Odebrano mi już wystarczająco. Więc czy możesz mi obiecać, że... - urwał na chwilę, odwrócił się. - Że nie spierdolisz znowu tak, jakby cię nigdy nie było?
KLujbIH.pngChłopak skrzyżował ramiona i schował w nich głowę, jakby chciał się w sobie zapaść.
KLujbIH.png- Tak. Myślę, że mogę to obiecać.
KLujbIH.pngNim weszli do środka, Zane zlustrował go od stóp do głów i orzekł:
KLujbIH.png- Ten kolor jest lepszy, ale wciąż pedalski.
KLujbIH.pngPo czym wparował do gabinetu ze swoim rowerem, a za nim chichrający się Xavery. Najpierw zobaczył, jak dyrektor otwiera z oburzenia usta, a potem wstaje. Następnie zarejestrował rudą czuprynę, która powoli się odwróciła i zmaterializowała w twarz Avy. Podrapał się w czoło, lekko skrępowany. Nie pamiętał, kiedy ostatnio rozmawiali. Po tym, jak im nie wyszło - chociaż oboje stwierdzili, że to niewypał i nie ma co się nad tym rozwodzić dalej - to pozostał mu pewien... Dyskomfort? Nie do końca wiedział, skąd się to brało. Może stąd, jak szybko nastało między nimi po tym milczenie. Czuł się trochę temu winny.
KLujbIH.png- Zane, co to ma znaczyć, do stu grzmotów?!
KLujbIH.pngGary przeniósł na niego wzrok, przypomniawszy sobie, że również znajdował się w tym pomieszczeniu. Uśmiechnął się przymilnie.
KLujbIH.png- Wiedziałem, że pan już na pewno wie o moim spóźnieniu, więc czym prędzej chciałam do pana dyrektora dotrzeć.
KLujbIH.png- Nie strugaj sobie ze mnie durnia, Zane.
KLujbIH.png- Nie śmiałbym, panie dyrektorze.
KLujbIH.png- Siadać.
KLujbIH.pngZane wylądował pomiędzy rudą, a Xavem. Dziewczyna ciągle zerkała w prawo i nie wiedział, kiedy przyglądała się jemu, a kiedy Bruke'owi, co wprawiało go w jeszcze większą nieswojość.
KLujbIH.png- Wziąwszy pod uwagę waszą niesubordynację...
KLujbIH.pngŁał, nauczył się nowych słów?
KLujbIH.png- ... oraz liczne wypady i szemrane zwolnienia lekarskie... - Tu powędrował wzrokiem do Gary'ego, na co ten rzekł oburzony:
KLujbIH.png- No co jak co, ale w moje zwolnienia lekarskie nie powinien pan wątpić.
KLujbIH.png- Proszę mi nie przerywać. - Próbował zgromić go spojrzeniem, ale gdyby dało się zmierzyć je w woltach, to byłyby to elektryczne gilgotki. - Doszedłem do wniosku, że musicie się jakoś zrehabilitować. Dlaczego przydzieliłem wam nowych uczniów, abyście się nimi zajęli. Oprowadzili po-
KLujbIH.png- To żart? - Ava uśmiechnęła się niepewnie. - Kończymy liceum, a pan daje nam dzieciaki do opieki?
KLujbIH.png- To nie żart, panno Marlowe. Wręcz przeciwnie, to sprawa najwyższej wagi. - Dyrektor poważnym gestem poprawił sobie kraciastą marynarkę. - Oni są również trzecioklasistami. Potrzebują kogoś, by szybko się zaaklimatyzować...
KLujbIH.pngOho, zdecydowanie przeglądał słownik.
KLujbIH.png- ... i poczuć w szkole bezpiecznie.
KLujbIH.png- Bezpieczeństwo szkoły to chyba nie nasza broszka? - zapytał sceptycznie Xavery.
KLujbIH.png- Ta decyzja nie podlega dyskusji. Zwłaszcza z tobą, Bruke.
KLujbIH.png- Ale-
KLujbIH.png- Możecie już wyjść. Zaraz przerwa obiadowa.
KLujbIH.pngCała trójka spojrzała po sobie, wzruszyła ramionami i wstała do wyjścia.
KLujbIH.png- Ach, Zane! Jak jeszcze raz cię zobaczę z rowerem w-
KLujbIH.pngDyrektor nie zdążył skończyć zdania, bo zatrzasnęli za sobą drzwi. Ledwo to zrobili, rozbrzmiał dzwonek.
KLujbIH.png- Czyli co... Obiad? - zagadnął Xav.
KLujbIH.png- Czas na wyżerkę. Hura - mruknął sceptycznie Gary, który nigdy nie mógł załapać się na dokładkę.
KLujbIH.pngDwa czerwone łby spojrzały po sobie i uśmiechnęły się z rozbawieniem, po czym podążyli za Gary'm, odprowadzani zdziwionymi spojrzeniami uczniów wychodzących na przerwę.
KLujbIH.pngEkipa Kumpli odradzała się z popiołów i zamierzała puścić tę budę i miasto z dymem.


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

#8 2017-07-18 10:03:42

Dolores
Kucyponek Jednorogi
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Kumple

ava10.png

Dźwięk budzika rozbrzmiał w pokoju poranną tyradą. Ruda wymacała w pościeli telefon, kilkukrotnie przejechała dłonią po wyświetlaczu, po czym wydała z siebie niewyraźny pomruk i przekręciła się na drugi bok. Promienie porannego słońca wpadały do pomieszczenia przez szpary w drewnianych żaluzjach, które zapomniała zasunąć na noc. Na poduszce wylegiwał się Lucyfer, czarny kocur Avy, natomiast w nogach usadowił się bokser Chuck'a - Rocky. Zwierzętom nie wolno było spać w głównej sypialni, w której przebywało dziecko, dlatego oboje co noc przychodzili do Avy. Powoli stało się to wieczornym rytuałem całej trójki.
Poranna sielanka miała trwać jeszcze długi czas, ale zmącona została przez odgłosy krzątaniny w kuchni i zapach smażonego boczku, na który zaraz zerwały się oba zwierzaki. Ruda ospale i dość niechętnie otworzyła oczy. Ava nadal nie przyzwyczaiła się do tego, że zajmowali mieszkanie - mimo, że całkiem przestronne - w którym wszystko znajdowało się na jednym poziomie, a ściany zrobione były chyba z kartonu. Panie Marlowe zmuszone były wyprowadzić się ze swojego poprzedniego lokum, gdy Alicia zamieniła je na stary, wolnostojący dom na przedmieściach, który zawsze był ich marzeniem. Jednak póki nie skończą remontu, chwilowo wprowadziły się do nowego chłopaka Alicii - Chuck'a.
Mężczyzna mieszkał w małym apartamencie, w jednej z zamożniejszych dzielnic Bristolu. Jego mieszkanie, choć nie posiadało wielkiego metrażu, było wyjątkowo przestronne, niemal całe w bieli i jasnym drewnie o ciepłym odcieniu. Do głównej sypialni wstawiono dziecięce łóżeczko Tony'ego, natomiast Ava zajęła pokój gościnny. Jej ubrania i kosmetyki ledwie pomieściły się na półkach maleńkiej szafy oraz wieszakach przywiezionych jeszcze ze starego domu. Teraz patrzyła na nie leżąc na szarej kanapie, która po rozłożeniu zajmowała znaczną większość powierzchni pokoju. W końcu z lekkim trudem zwlekła się z kanapy, a przez myśl przeszło jej, że jednak powinna zacząć ćwiczyć z mamą, która starała się wrócić do formy sprzed ciąży. Chwyciła cienki szlafroczek i otuliwszy się nim ruszyła do kuchni.
- Dobry - mruknął Chuck, przeglądający notowania giełdy w swoim iPadzie. - Zrobiłem jajecznicę, chcesz to się częstuj.
Ava uśmiechnęła się niemrawo, nadal trochę zaspana.
- Dzięki.
Westwick okazał się wcale nie być taki zły jak jej się z początku wydawało. Dużo zyskiwał przy bliższym poznaniu i dziewczynie czasem było trochę głupio, że tak na niego naskoczyła, podczas ich pierwszego spotkania w kuchni Marlowe'ów. Ale z drugiej strony: kto by się nie oburzył, gdyby obcy facet zajął jego miejsce przy stole i wyjadał jego dżem?
Jednak Chuck naprawdę starał się dbać o Alicię i jej dzieci, a ponadto był świetnym kucharzem. Ava czasem rzucała teksem, że marnuje się w tym banku i powinien otworzyć restaurację. Wszystko co ugotował było przepyszne, dlatego wzięła sporą porcję jajecznicy, po czym zajęła miejsce po przeciwnej stronie wyspy kuchennej niż Charles.
- Pożyczysz mi auto na dzisiaj? - spytała, wkładając do ust potężny kęs.
Mężczyzna odłożył tablet i wbił wzrok w siedzącą naprzeciw dziewczynę. Sięgnął po kubek z napisem Dad #1 (bycie ojcem nadal nie mieściło mu się w głowie), upił z niego łyk, aż w końcu odpowiedział:
- Jasne. Wiesz gdzie są kluczyki.
Puścił Avie oczko, po czym wstał z miejsca i zniknął w głębi mieszkania. Jego auto przez większą część roku zbierało kurz na podziemnym parkingu pod budynkiem, w którym mieszkali. Przez niemal wszystkie dostatecznie ciepłe dni w roku jeździł swoim Kawasaki Ninja ZX-10RR. Dlatego właśnie pozwalał Avie pożyczać samochód - mogła czasem przewietrzyć jego maleństwo.
Po skończeniu śniadania i upewnieniu się, że łazienka nie została przez nikogo zajęta, zabrała się za przygotowania do szkoły, póki jeszcze mogła zrobić to we względnym spokoju, bez osób wchodzących co chwilę, bo zapomnieli czegoś z łazienki. Ze spokojem wzięła prysznic, umyła ząbki i zdążyła się nawet pomalować. Robiło się coraz cieplej, dlatego w makijażu postawiła na minimalizm. Składało się na niego: odrobina kremu BB na piegowate policzki, dokładne wytuszowanie rzęs, podkreślenie kości policzkowych bronzerem i oczywiście jasnoróżowa szminka. Od pewnego czasu pomalowane usta stały się nieodłącznym elementem wyglądu Avy i nie wychodziła z domu bez nałożonej pomadki, których cała kolekcja leżała w małym pudełku na stoliczku z Ikea obok jej kanapy. Po wykonaniu makijażu upięła włosy w niskiego kucyka i wyszła z łazienki, by stanąć twarzą w twarz ze swoją matką, która tylko uśmiechnęła się do niej i zaraz zniknęła wewnątrz pomieszczenia. Ruda wzruszyła ramionami i przeszła do pokoju, gdzie stanęła przed otwartą szafą oraz dwoma wieszakami zapełnionymi przez ubrania. Po krótkim namyśle jej wybór padł na luźną (i lekko prześwitującą) białą koszulę w cienkie, czarne paseczki, do tego jasne boyfriendy oraz białe trampki. Całość dopełniła minimalistyczna biżuteria w kolorach złota i srebra. Przez ostatni rok garderoba Avy przeszła lekką metamorfozę. Do szkoły nie nosiła już zdezelowanej kostki, a shopperkę z czarnej skóry, ubierała więcej biżuterii, więcej jasnych kolorów. Dziewczyna zaczęła również przywiązywać nieco większą wagę do makijażu oraz staranniej wykonanej fryzury, ponadto nieco przytyła, więc nie była już tak bardzo koścista, a tygodnie spędzone w upalnych i słonecznych Indiach pozostawił pamiątki w postaci skóry o złocistym blasku (zamiast niezdrowo bladej), a także większej ilości piegów, głównie na nosie, dekolcie i ramionach. Trzeba było przyznać: Marlowe powoli stawała się kobietą, całkiem urodziwą w dodatku. Powoli przestawała przypominać niezdrowo bladą, wychudzoną dziewczynę, która jedynie siedziała w kącie i łypała na wszystkich podejrzliwym okiem. Na początku zeszłego roku coś w niej pękło, coś co zapoczątkowało jej metamorfozę.
Ava raz jeszcze przejrzała się w lustrze wiszącym w przedpokoju, wygładziła ostatnie zgięcia na koszuli, chwyciła pęk kluczy i wyszła z mieszkania. W windzie nacisnęła ostatni guzik od dołu, oznaczający parking. Na dole było znacznie chłodniej niż w ciepłym mieszkaniu. Na szczęście samochodu nie trzeba było długo szukać. Czerwona Mazda MX5 stała dokładnie tam, gdzie Marlowe zostawiła ją ostatnim razem. Z błogim uśmiechem wsiadła do niej, a gdy wyjechała z parkingu na powierzchnię - otworzyła dach, pozwalając silnemu podmuchowi wiatru rozwiać kosmyki wokół twarzy. Niestety, nie nacieszyła się jazdą zbyt długo, gdyż zaledwie kilka ulic dalej stanęła w korku. Nerwowo bębniąc w kierownicę, co rusz spoglądała w boczne lusterka na innych zdenerwowanych kierowców. Kiedy tylko miała taką sposobność, wcisnęła gaz do dechy, by zdążyć na pierwszą lekcję. Z piskiem opon wjechała na parking, gdzie zaparkowała na jedynym wolnym miejscu.
Miejscu przeznaczonym dla dyrektora.
Szybko przemknęła do szkoły, chcąc jak najszybciej znaleźć się w sali, niezauważona przez dyrekcję. Niestety, tego dnia wszechświat był przeciwko niej. Ledwo zdążyła przejść połowę pustego już korytarza, a za jej plecami rozległo się znaczące chrząknięcie, odbijające się echem od pustych ścian. Z sercem na dłoni odwróciła się ku obliczu dyrekcji.
- Panno Marlowe, proszę za mną.
I panna Marlowe poszła, a przed oczami stanęła jej bardzo podobna scena, mająca jednak miejsce półtora roku wcześniej. Po przekroczeniu progu gabinetu pojawiło się u niej przeczucie, że choć jest tu pierwszą osobą, nie pozostanie jedyną wezwaną do dyrektora tego dnia.
Mężczyzna zaczął swój wywód na temat spóźniania się i zajmowania miejsc parkingowych przeznaczonych dla pracowników tej placówki (czyli jego - gdyby było to miejsce kogoś innego nie przejąłby się tym zbytnio). Groził karą i odholowaniem samochodu, jeśli Ava natychmiast go nie przestawi i nie przemawiał do niego fakt, że wszystkie miejsca jakimś cudem są zajęte, a on sam tego dnia został przywieziony przez żonę, więc miejsce dyrektora jako jedyne pozostało wolne. Marlowe słuchała jednym uchem, a przez drugie wszystkie słowa wylatywały z głowy, jak gołębie z otwartej klatki. Dopiero w momencie, gdy drzwi do gabinetu zostały otwarte a mężczyzna umilkł, ruda wysiliła się na odrobinę uwagi, głównie dlatego, że była zaciekawiona kto wszedł. Odwróciła głowę, by natrafić prosto na twarz Gary'ego. Po plecach przeszedł ją deszcz, w żołądku nagle rozlał się żrący kwas. Przełknęła ślinę. Ostatni raz, gdy byli w jednym pomieszczeniu, w tak bliskiej odległości od siebie... Wolała tego teraz nie wspominać. Dlatego przeniosła wzrok na drugą sylwetkę, wychudzoną i ubraną w za duże ubrania. Chłopak miał wiśniowe włosy i twarz Xavery'ego, choć zupełnie go w tym momencie nie przypominał. Ava zmarszczyła brwi. Oto siedziała przed obliczem dyrektora, tak samo jak półtora roku temu, z dwoma chłopakami, którzy swego czasu byli jej najbliżsi, a potem zniknęli z jej życia, jeden kompletnie bez słowa. Co jakiś czas zerkała to na jednego, to na drugiego. Zmienili się, ale czuła, że w środku byli tymi samymi Xavem i Gary'm co przed rokiem.
- To żart? - ocknęła się nagle, wyrwana z zamyślenia słowami dyrektora. - Kończymy liceum, a pan daje nam dzieciaki do opieki?
Nie zamierzała opiekować się jakimiś małolatami, miała teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Chociażby takie przygotowanie się do egzaminów końcowych, czy wybór studiów... Jednak dyrektor był nie do przekonania, dalej pieprzył o opiekowaniu się nowymi uczniami, jakby ci potrzebowali niańki. Cała trójka z ulgą opuściła gabinet dyrektora. Ava przez chwilę miała wrażenie jakby cofnęła się w czasie o ten rok. Wiecznie nienażarty Gary prowadził ich małą pielgrzymkę do stołówki, znów trzymali się razem, jakby ostatnie półtora roku nigdy się nie wydarzyło. W oczach Avy nagle zebrały się łzy, przystanęła tuż przed wejściem do stołówki. Chłopcy chyba kapnęli się, że nie idzie za nimi, bo również zatrzymali się po kilku krokach i odwrócili.
- Co jest? - spytał Xav.
- Coś się stało? - zawtórował mu Gary.
Jednak ruda zaprzeczyła szybkim ruchem głowy. Bez słowa podeszła do Kumpli i objęła ich oboje naraz piegowatymi ramionami. Nie trwało to długo - w końcu byli w środku szkoły i nie dość, że tarasowali przejście, to jeszcze kilka osób spojrzało na nich niezbyt przychylnym wzrokiem - a gdy się od nich odsunęła, uśmiechała się delikatnie.
- Cieszę się, że znów jesteśmy razem.
Chwyciła ich pod ramiona i razem weszli do stołówki.

Boys are back in town


Ja pierdolę, ale ameby.

Offline

#9 2017-07-18 15:21:50

Mietek
Ciuchofil
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Kumple

KhRT18b.png

igP7jsl.pngPo raz pierwszy, od kiedy ponownie pojawił się w Bristolu, dziękował w duchu Danowi.
igP7jsl.pngObudziły go szaleńcze podrygiwania jego telefonu, oznajmiającego przychodzące połączenie. Zanim chłopak rozbudził się na tyle, by sięgnąć po urządzenie, ten zamilkł. Bruke jęknął w poduszkę, czując ból rozsadzający mu czaszkę od środka. Potrzebował dłuższej chwili, by dojść do siebie. W końcu otworzył oczy, próbując przypomnieć sobie, gdzie jest - bo na pewno nie było to jego mieszkanie.
igP7jsl.pngWspomnienia uderzyły w niego falą godną miana tsunami. Klub. Impreza. Dziewczyny. Alkohol. Wszystko jasne.
igP7jsl.pngZwrócił spojrzenie przekrwionych oczu na leżącą obok niego, zdecydowanie kobiecą sylwetkę. Zdecydowanie nagą. Zaklął pod nosem, odgarniając zakrywającą go pościel. Tak jak myślał - również nic na sobie nie miał. Zaklął raz jeszcze. W podrygach chwycił leżące przy łóżku bokserki i włożył je na goły tyłek, czując, jak na skórze pojawia mu się gęsia skórka. Rozejrzał się po obskurnym pokoju w poszukiwaniu reszty garderoby. Znalazł swoje poobdzierane dżinsy, podkoszulkę i sweter z długim rękawem. Włożył go przez głowę, ukrywając blizny na przedramionach.
igP7jsl.pngOkulary leżały pod łóżkiem. Dmuchnął na nie, pozbywając się z ich powierzchni brudów i nałożył na nos. Świat od razu stał się wyraźniejszy. Schował telefon do kieszeni.
igP7jsl.pngStarając się nie obudzić śpiącej dziewczyny wydostał się szczęśliwie na zewnątrz. Poranne powietrze nie było już tak chłodne, zwiastując nadejście jeszcze cieplejszych dni. Xav odetchnął pełną gębą, wreszcie sprawdzając nieodebrane połączenia. Dwadzieścia od Dana. Cudownie.
igP7jsl.pngNiechętnie oddzwonił, próbując złapać taryfę. Coś zatrzeszczało w słuchawce. Uprzedził swojego rozmówcę.
igP7jsl.png- Tak, napadli mnie i zgwałcili, zostawili w rowie i przy okazji wycięli nerki - powiedział zgryźliwie, gdy taksówka zatrzymała się tuż przed nim. Odpowiedziała mu cisza i kolejny trzask. Z jego ust wyszła soczysta "kurwa". - Świetnie, Księżniczka się obraziła.

igP7jsl.pngDobrze wiedział, że obrażony Daniel to zły Daniel. A zły Daniel to Daniel blokujący mu kartę kredytową. Jak pierwszy raz odwalił mu taki numer Xavery ledwo się powstrzymał, by nie przypierdolić mu w jego wyniosły ryj. Później - gdy już znalazł normalną robotę - nauczył się odkładać pieniądze do szuflady, by w razie czego potrafić przetrwać humorki Pettersona. Im dłużej odkładał i więcej pracował, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że już niedługo stanie na własnych nogach, a kartę będzie mógł wsadzić Danielowi w rzyć i nigdy więcej nie musieć na nim pasożytować. Inna dziwka korzystałaby do woli z konta bogacza-debila, ale Xav nie umiał się na coś takiego zdobyć.
igP7jsl.pngSiedząc w taksówce czuł, jak dłonie zaczynają mu się trząść. Zagryzł wargę, chowając pięści w kieszeniach kurtki. Pod palcami czuł samotnego skręta, o którym widocznie zapomniał. O niczym innym nie marzył, tylko o odpaleniu go i zaciągnięciu się drapiącym, słodko-gorzkim dymem. Xavery od pewnego czasu zauważył, że tu nie chodziło już o odgonienie problemów, nie. Bruke nie będący na haju nie był już sobą. Trzeźwy gubił się w labiryncie własnego umysłu. Wspomnienia, niekoniecznie przyjemny, przejmowały władzę w jego umyśle. Był markotny, a jednocześnie wściekły. Kiedyś można go było porównać do zagubionego szczeniaczka, szukającego pocieszenia. Teraz szczeniaczek wyrósł na niewytresowanego, agresywnego buldoga, który gryzł dłoń próbującą mu pomóc. Jeśli w pobliżu nie widział ofiary, na którą mógłby się rzucić, gryzł własny ogon. Stąd pamiątki z Liverpoolu widoczne na skórze chłopaka.
igP7jsl.pngUpalony był sympatyczniejszy. Uśmiechał się. Żartował ze znajomymi. Odnajdywał się w towarzystwie obcych osób. Lubił wygłupy i ostre melanże. Był sobą, takim jak rok temu.
igP7jsl.pngZapłacił kierowcy i poszedł do swojego mieszkania, znajdującego się nie tak daleko od szkoły. Żołądek ścisnął mu się ze (strachu? stresu?). Gdyby nie Petterson i jego kontakty dosłownie wszędzie nie postawiłby ponownie swojej stopy w tej budzie. Miał szansę naprawić chociaż niektóre ze swoich licznych błędów. Pomyśleć, że dwanaście miesięcy wcześniej przeżywał to samo na myśl o przekroczeniu progu tej samej szkoły. Wtedy powody były zgoła inne. Teraz to było bardziej skomplikowane.
igP7jsl.pngOpuścił Bristol bez słowa pożegnania. Gdyby się odezwał, chociażby SMS-em, nie dałby rady i wrócił z podkulonym ogonem. Co by go tu czekało? Miasto, które przypominało mu na każdym kroku o tym, że na świecie jest teraz całkiem sam? Grupa przyjaciół, których połowa się wykruszyła, a druga go nienawidziła? Były chłopak, patrzący na niego spod byka?
igP7jsl.pngPrzekroczył próg mieszkania, rzucając kurtkę gdzieś w kąt. Pokój był obskurny, z odpadającą płatami farbą i mrugająca żarówką, oświetlającą pomieszczenie na żółto. Prócz dwóch blatów, starej, buczącej lodówki i materaca leżącego na podłodze nie było tu niczego. Ubrania chował w sportowej torbie. Na balkonie suszyły się jego gacie. Do kontaktu wpięta była nieużywana ładowarka, którą zaraz odpiął, plując sobie w brodę, że o niej zapomniał. Starał się oszczędzać jak najbardziej się dało, dlatego w jego domu nie doświadczysz niczego niepotrzebnego do przetrwania. Wyrobił sobie ten nawyk jeszcze w Liverpoolu, kiedy płaca za jego pracę była niestała - jednego miesiąca żył jak pączek w maśle (no, prawie), a kolejnego zwijał się z głodu.
igP7jsl.pngMiał pojawić się oficjalnie w szkole dnia następnego, ale dziś musiał iść do dyrektora, który jak zwykle się srał. Doprawdy, za wieloma rzeczami Xavery tęsknił, ale ten dziad nie był nawet na żałosnym końcu tej listy. Przebrał się z przepoconych, zużytych ubrań, zaraz opakowując się w czyste - bluzę wkładaną przez głowę w kolorze butelkowej zieleni, podkreślającą kolor jego oczu oraz parę dżinsów, które kupił zupełnie niedawno. Na plecy zarzucił plecak kostkę, do którego spakował trampki na zmianę. Kiedy był pewien, że niczego nie zapomniał, odpalił skręta, którego tak bardzo pragnęła bardziej jego psychika, niż ciało. Wszystkie problemy straciły na barwie, zmysły się wyostrzyły, a chłopak był wreszcie gotowy zmierzyć się z otaczającą go rzeczywistością. Włożył rolki, kupione tego samego dnia co spodnie i wyszedł z mieszkania, uprzednio sprawdzając, czy wszystkie światła są pogaszone. Klucze do mieszkania miał zawieszone na rzemyku, a ten pod kołnierzem bluzy. Zimny metal ocierał się o jego obojczyk, z każdą kolejną sekundą nagrzewając się bardziej.
igP7jsl.pngWłożył w uszy słuchawki, niespiesznie jadąc pustym chodnikiem. Starał się rozglądać uważnie, żeby na nikogo nie wjechać lub - o zgrozo - nikt nie wjechał w niego. Pod szkołą spostrzegł, że czyjaś Mazda zajęła miejsce parkingowe dyrcia. Był stuprocentowo pewien, że ten grzyb nie pozwoliłby sobie na takie cacko, więc uśmiechnął się pod nosem. Dobrze, że ktoś kultywował szkolne tradycje.
igP7jsl.pngUsiadł na schodach, by zmienić rolki na normalne buty, chociaż korciło go, by wjechać na nich do środka.
igP7jsl.pngIdąc szkolnym korytarzu nie czuł tęsknoty, żadne przyjemne wspomnienia nie zalały jego głowy. Miał wrażenie bycia całkowicie nie na miejscu, jakby był oddzielony od tego świata cienką barierą, niby niewidoczną, ale odgradzającą go od innych ludzi. Uczniów śmiejących się z kumplami, na szybko zwalających prace domowe. Nie chciał tu być. Skulił się w sobie, wbijając spojrzenie w podłogę i modląc się, by na razie nikt go nie rozpoznał.
igP7jsl.pngNie wyszło. Przed gabinetem dyrektora spotkał Gary'ego.
igP7jsl.pngXavery chciałby powiedzieć, że tak jak on, Zane również się zmienił, ale nie - nadal nosił się w podobnym stylu, nadal miał poobijaną mordę. Wciąż czuć od niego było zapach smakowego tytoniu. Przy jego boku wiernie stał ukochany przez chłopaka rower, na którego widok między ścianami korytarza Xav omal nie wybuchnął śmiechem. To było takie zaneowe.
igP7jsl.pngTo Xav był tym synem pierworodnym, który przeżył przemianę, ale jeśli w przypowieści była to odmiana na lepsze, tak Bruke pozostał na tym samym poziomie spierdolenia, a może i spadł jeszcze niżej. Palce go zamrowiły. Oddałby wszystko, żeby móc teraz wypalić blanta, którego zachomikował na później w ukrytej kieszeni plecaka. Otaksował byłego Kumpla ostrożnym wzrokiem. Zatrzymał go na dłużej na koszulce Gary'ego i omal nie parsknął śmiechem. Uwielbiał Dragon ball, jeszcze gdy jego starszy brat żył oglądali codziennie wieczorem przynajmniej dwa odcinki.
igP7jsl.png- Nim cokolwiek powiesz, chcę pożyczyć tę koszulkę - powiedział zamiast gównianych przeprosin i jeszcze gorszych obietnic, których nigdy by nie spełnił. Uniósł lekko kąciki ust, które zaraz opadły, gdy pięść Zane'a wylądowała z impetem na jego nosie. Buchnęła z niego krew.
igP7jsl.pngNa urodzinach Ethel jakaś dziewczyna podała mu skręta wypełnionego cholera wie czym. Mocno go kopnęło i odleciał na godzinę. Tak samo, jak teraz, wtedy również cios w twarz go otrzeźwił. Krew leciała mu na wargi, nos pulsował, ale umysł pozostał czysty. Wszelkie chmury otępienia rozwiały się w popłochu.
igP7jsl.pngNie był zły. Byłby chujem, gdyby teraz rzucił się Gary'emu do gardła. Wiedział, że to on spierdolił i ze zasłużył sobie na wpierdol. Otarł krew, pozostawiając pod nosem smugę koloru jego włosów.
igP7jsl.png- Ty pieprzona w dupę różowa kurwo. To co teraz?
igP7jsl.png- Nie wiem, ale serio chciałbym ją pożyczyć.

igP7jsl.png- Żeby zarazić mnie gejostwem? Spasuję.
igP7jsl.pngZane był wściekły i nie dziwiło to Xavery'ego, mimo to ciężko mu było powstrzymać wpływający na usta uśmieszek. Miał ochotę mu przypomnieć, kto na ślubie pani [kurwaniepamiętam] latał w różowej sukience druhny i przelizał się z barmanem, żeby ten zrobił mu dobrego drinka.
igP7jsl.png- Ostatnio mam alergię na kutasy, więc możesz być spokojny.

igP7jsl.png- Teraz to dopiero się zaniepokoiłem.
igP7jsl.pngGary uznał dyskusję za zakończoną, biorąc rower i mając zamiar wejść do środka. Xav spanikował. Wcale nie było w porządku między nimi. Jeśli by tak to zostawił, nie mógłby nazwać się dobrym kumplem.
igP7jsl.png- Gary... przepraszam.

igP7jsl.pngTo był żałosny tekst. Pustym słowem nie naprawisz całej budowanej przez długi czas nici zaufania, ale Bruke nie miał wyboru. Żałował. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, myślał. Jeśli nie popełniasz błędów, to robisz coś nie tak.
igP7jsl.pngPodziałało. Przynajmniej połowicznie. Xavery zapewnił o tym, że już nie odwali takiego numeru. nie zamierzał. Przekonał się, że uciekanie od błędów i zasypywanie ich piaskiem nic nie daje. Miał szczere chęci, by spróbować naprawić choćby małą część świata, który zostawił za sobą bez słowa.
igP7jsl.png- Ten kolor jest lepszy, ale wciąż pedalski.
igP7jsl.pngXavery zachichotał, patrząc jak Gary z buta wjeżdża do gabinetu. Nareszcie poczuł, że niektóre elementy układanki wciskają się na swoje miejsce.

*zawirowanie czasoprzestrzeni*

igP7jsl.pngZaskoczony odwzajemnił uścisk Avy, po której naprawdę nie spodziewał się czułych gestów. Nie mógł powiedzieć, że ruda była najbliższą mu osobą - tak naprawdę ich znajomość ograniczała się do paru wypalonych na dachu fajek i kilku niezręcznych rozmów, które Xav szybko urywał ze względu na jej dociekliwe pytania o jego przeszłość. Czasami było mu wstyd za swoje zachowania sprzed roku. Wiedział, że teraz zareagowałby inaczej. Udało mu sę jako-tako pogodzić z demonami przeszłości, choć wspomnienia cały czas sprawiały mu ból.
igP7jsl.pngWeszli ramię w ramię na stołówkę, zwracając uwagę szkolnej braci. Kilka osób rozpoznało go i powitało krótkim skinięciem głowy, na które odpowiedział tym samym gestem. W oddali zamajaczyła mu czupryna Chestera, który za towarzystwo miał zapewne Dave'a. Xavery zanotował sobie w głowie, by przywitać się z chłopakami. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie rozgrywanych partii chińczyka na nudnej jak flaki z olejem literaturze. Co za czasy.
igP7jsl.pngSzybko dorwali się do bufetu. Gary naładował sobie górę jedzenia, której rozmiary były wprost proporcjonalne do pojemności żołądka chłopaka. Jak powszechnie wiadomo, brzuch Zane'a był bez dna, a ten nie pogardziłby niczym, co jest jadalne. Ava skupiła się na doborze sałatki, szybko jednak spostrzegając, że Bruke stoi nieśmiało z boku.
igP7jsl.png- Nie jesz? - zdziwiła się. Na jej słowa chłopakowi zaburczało w brzuchu. Zapomniał o zjedzeniu śniadania z rana. Wszystko przez ten głupi wypad do klubu. Co on miał wtedy w głowie?
igP7jsl.png- Nie jestem jeszcze oficjalnie w szkole, więc nie mam zapewnionego obiadu na dziś - poinformował. Słysząc to Zane prychnął pod nosem, wziął ze stosu owoców soczyste jabłuszko i wcisnął je Xavowi w dłonie.
igP7jsl.png- Nikt cię nie pozwie o głupie jabłko - zlustrował go od stóp do głów - a trzeba coś zrobić z... tym.
igP7jsl.pngXavery spojrzał po sobie.
igP7jsl.png- Ej, nie jest aż tak źle.

igP7jsl.png- Stary, te ubrania wiszą na tobie jak na pieprzonym wieszaku. Jak na ciebie patrzę to robię się dwa razy bardziej głodny! - Ava zachichotała cicho, szybko jednak wracając do poważnej miny.
igP7jsl.png- Gary ma rację. Nie wiem, co się z tobą działo przez ten rok, ale chyba masz nam dużo do opowiedzenia.
igP7jsl.pngXavery westchnął. Kumple nie ciągnęli tematu dalej (na razie), zajmując stolik pod ścianą - mogli z niego obserowować wejście na stołówkę. Xav wgryzł się w owoc, ukradkiem zerkając na Marlowe.
igP7jsl.pngRuda przeżyła cudowną przemianę. Nabrała kolorów, dobrała kilka dobrych kilogramów. Wydawała się być zadbana i jakby nieco weselsza. Jej transformacja była całkowitym przeciwieństwem do tej Xavery'ego.
igP7jsl.pngChłopak spostrzegł wytuszowane rzęsy i podkreślone szminką usta i uniósł wyżej brwi.
igP7jsl.png- Ava, malowałaś się? - spytał zanim zdążył ugryźć się w język. Ruda spojrzała na niego zaskoczona, zaraz jednak kiwając głową. Xav uśmiechnął się, ukazując rząd białych ząbków, tak jak miał w zwyczaju. - Ślicznie wyglądasz.

igP7jsl.pngDziewczyna wydawała się być nieco zmieszana, ale odwzajemniła uśmiech.
igP7jsl.png- Dziękuję, to miłe.
igP7jsl.pngGary odchrząknął.
igP7jsl.pngW tym momencie na salę wkroczyły klony - dziewczyna i chłopak. Trójka Kumpli zwróciła na nich swoje spojrzenia.
igP7jsl.png- Czy tylko ja czuję się jak w "Lśnieniu"? - spytała Ava. Xav pokręcił głową.
igP7jsl.png- Nie tylko ty.

igP7jsl.png- Co to jest lśnienie? - zapytał zagubiony Zane niewyraźnie, bo napakował sobie do ust masę bekonu. Pozostała dwójka zgodnie przewróciła oczami.


The brain is a monstrous, beautiful mess

Offline

#10 2017-07-18 15:58:10

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Kumple

Harper
Annys i Jonathan

igP7jsl.pngPoranek zastał ich w pokoju Jonathana zajmujących zgodnie po połowie łóżka. Oboje stykali się tyłkami w niemalże tych samych pozycjach; z nieco podwiniętymi nogami i dłońmi ułożonymi przed twarzami. Ekran wygaszonego telewizora rzucał na pokój niebieską poświatę wydobywając z półmroku rzucone na podłogę pudełko po płycie z filmem „Co robimy w ukryciu”  i leżące w bezładzie po obu stronach łóżka ubrania bliźniaków z poprzedniego dnia. Były to jedyne rzeczy zaburzające harmonię w pomieszczeniu, gdyż cała reszta rzeczy takich jak książki, komiksy i jeszcze więcej pudełek z filmami znajdowały się w poukładanych równo pod ścianą kartonach opatrzonych stosownymi napisami. Jedyna obecnie znajdująca się tu szafa była już wypełniona ubraniami chłopaka poukładanymi w kostkę lub wiszącymi na wieszakach. Telefon leżący na nocnej szafce po stronie Annys zaczął wibrować rozpoczynając powolną wędrówkę po blacie zbliżając się niebezpiecznie ku jego krańcowi. Bliźnięta wzdrygnęły się przez sen próbując zignorować natrętne nawoływanie do rzeczywistości, jednak z korytarza rozległo się radosne szczekanie i jeszcze zanim Annys zdołała sięgnąć po telefon, do pokoju wpadł Azure głośno podkreślając szczekaniem swoją radość z ich pobudki. Jonathan jęknął próbując się osłonić przed ozorem psiska, podczas gdy jego siostra złapała telefon w sam raz przed tym, jak spadł na podłogę. Zdążyła zauważyć na ekranie parędziesiąt powiadomień z Instagrama i kilka ze Snapchata zanim Azure nie postanowił zaserwować i jej maseczkę ze śliny.
igP7jsl.png- Shhhhh, ty durny zwierzaku – wymamrotał Jonathan łapiąc psa za pysk, na co ten zaczął się z entuzjazmem do niego łasić. Annys w międzyczasie wygramoliła się z łóżka przeglądając zdjęcia, z które zebrała najwięcej like’ów. Snapy odłożyła na później.
igP7jsl.png- Wstawaj, Nathan – zarządziła, wyjmując płytę z odtwarzacza i schylając się po pudełko. Była w przydługiej koszuli brata, która w zamyśle miała mu służyć do spania, a w rzeczywistości jeszcze nie miała okazji spełnić tego zadania – on sam zawsze spał w długich spodniach również z tego zestawu. Podniosła żaluzje wpuszczając do środka dzienne światło. Oboje zmrużyli blade oczy, gdy zostali nim niemal zalani.
igP7jsl.png- Jestem potwornie głodny – pożalił się chłopak stawiając bose stopy na drewnianej podłodze. Nie była to najprzyjemniejsza rzecz, jaką mógłby robić teraz, ale hej – dziś miał być pierwszy dzień w nowej szkole.
igP7jsl.png- To wyprowadź psa.

igP7jsl.png- Playboy nie miał zrezygnować z promowania golizny? – zainteresowała się Annys popijając sok pomarańczowy i przyglądając się, jak jej brat kartkuje najnowsze wydanie gazety, które kupił wracając ze spaceru z psem.
igP7jsl.png- Wrócił do niej. I całe szczęście, bo co to za gazeta, która rezygnuje z czegoś, na czym zdobyła popularność – odparł Jonathan niechcący opluwając mlekiem i kawałkami Cookie Crisp oblicze uśmiechniętej pani w skąpym topie.
igP7jsl.png- Na litość boską.
Młody Harper nie odpowiedział starannie wycierając stronę otwartą dłonią. Kawałki czekolady jedynie wtarły się w papier, więc po prostu przewrócił stronę ignorując ciążące na nim spojrzenie siostry.
igP7jsl.png- Lepiej idź wziąć prysznic, bo się spóźnimy – skwitował biorąc łyk soku z jej szklanki. Swój już zdążył wypić.
Annys przeciągnęła się czując w mięśniach satysfakcjonujące napięcie. Natychmiast przestała i obciągnęła koszulę brata, gdy zauważyła, że przyciągnęła przez okno uwagę przechodzącego listonosza. Jonathan aż się obejrzał, gdy zauważył jej zakłopotanie. Parsknął śmiechem, gdy zlokalizował źródło jej zmieszania. Gdy mężczyzna zniknął im z pola widzenia, Annys mu zawtórowała.
igP7jsl.png- Nigdy nie odbiorę żadnej przesyłki w Bristol – oświadczyła wchodząc z powrotem na piętro.

igP7jsl.png- Annie. Je też muszę wziąć prysznic – Jonathan próbował być głośniejszy od suszarki zza drzwi. Gdy nie doczekał się odpowiedzi, posłał jej wiadomość o tej samej treści na Messengerze. Zgodnie z tym, co się spodziewał, jego wiadomość została odczytana.
igP7jsl.png„To idź na dół”
igP7jsl.png„Tam nie ma prysznica”
Wiadomość została wyświetlona. Brak odpowiedzi.
igP7jsl.png„Annie.”
Suszarka zza drzwi ucichła, po czym szczęknął zamek. Jonathan bez wahania je otworzył. W nozdrza uderzył go całkiem miły zapach suszonych włosów, miętowa nuta jego żelu pod prysznic i jakaś kwietna mieszanka zapachów jednego z kolekcji szamponów Ann. Dziewczyna odgarnęła palcami długie pasma włosów nad uszami, które jej brat natychmiast przejął i zaczął zaplatać dwa warkocze, by na koniec połączyć je w jeden z tyłu głowy. Mieli mało czasu, jednak w sytuacjach kryzysowych żadne nie obwiniało drugiego; skupiali się wtedy na jak najbardziej zsynchronizowanej współpracy. Annys wyjęła parę kosmyków nad czołem i dokończyła dopinanie białej koszulki obserwując swoje odbicie. Całe szczęście nie miała w zwyczaju się malować, więc oszczędzała w ten sposób mnóstwo czasu. Lubiła swoją eteryczną urodę i wiedziała, że używanie kosmetyków pozbywało jej tego efektu.
igP7jsl.png- Dobra, wyjdź.
igP7jsl.png- Nie wziąłeś ubrań.
igP7jsl.png- To mi przynieś.
Zostało im dziesięć minut do przyjazdu autobusu na przystanek, który znajdował się za rogiem. Annie ruszyła do pokoju brata, przeglądając się w przelocie – była w duchu zadowolona z połączenia białej koszulki z długą do kostek zwiewną, niebieską spódnicą trzymaną w talii czarnym paskiem oraz z jeansową kurtką. Bratu wybrała jasne jeansy, białą koszulkę polo i bluzę tenisową. Wychodząc z jego pokoju, złapała po drodze ulubiony zegarek chłopaka.
W międzyczasie Jonathan stanął przed trudną próbą znalezienia jakiegoś szamponu siostry, który nie pachniał babsko. Annys posiadała całe mnóstwo kosmetyków do włosów i niemal nigdy ich nie wykańczała z powodu coraz to nowszych, więc do niego należało oczyszczanie łazienkowych półek z resztek. Dorwał jednak jeszcze nieotwierany, gdyż jako jedyny nie pachniał kwiatami, a ziołami; gdyby mył włosy przed snem, nie miałby takiego problemu wiedząc, że w nocy zapach wywietrzeje. W końcu nie wypadało się publicznie przyznawać do mycia babskimi kosmetykami.

Ledwo zdołał naciągnąć na tyłek bokserki, które podała mu Annys przez półotwarte drzwi, gdy wpadła do środka.
igP7jsl.png- Ubieraj się, ubieraj, nie ma czasu – ponagliła go, susząc mu pospiesznie włosy, podczas, gdy on gorączkowo się ubierał. Azure usiadł w drzwiach obserwując całą scenę z wyraźnym zainteresowaniem.
igP7jsl.png- Chyba nie bierzesz obcasów, nie? Nie będę cię niósł, gdy stwierdzisz, że to był zły pomysł – zastrzegł chłopak zapinając pasek.
igP7jsl.png- Daj spokój, biorę trampki.
Oboje wybrali takie same, białe.
igP7jsl.png- Biegnij już, ja zamknę.
Annys posłuchała Jonathana, biegnąc ku przystankowi, na którym autobus już się zatrzymał. Pasek torebki zsunął jej się z ramienia, więc pozostało jej pogratulować sobie, że wcześniej złapała ją dłonią, by nie obijała jej się w biegu. Jonathan próbował stopą zatrzymać Azure, który jak na złość wykazywał większą niż zwykle niechęć przed rozstaniem się. W końcu udało mu się zamknąć drzwi, więc zerwał się za siostrą. Po krótkiej chwili ją wyprzedził mimo jej przewagi czasowej – nic im to jednak nie dało, gdyż autobus odjechał jeszcze zanim dotarli do przystanku.
Oboje dopadli przystanku przeraźliwie dysząc. Annys sprawdziła natychmiast rozkład. Następny autobus miał być za 20 minut.
igP7jsl.png- Spóźnimy się, Nathan. Patrz.
igP7jsl.png- Ups – chłopak usiadł na ławce chowając dłonie do kieszeni bluzy. Byłoby to nawet nonszalanckie, gdyby tak nie dyszał.
igP7jsl.png- Nie chcę się spóźnić pierwszego dnia – Annys stanęła nad nim. Pojedynek spojrzeń trwał zaledwie kilka sekund.
igP7jsl.png- Rowerami to za daleko.
igP7jsl.png- No chyba nie.
igP7jsl.png- To czego ty chcesz? – Nathan tylko się uśmiechnął wyciągając z torby fioletowe lenonki. Wiał lekki wiatr, ale było dość słonecznie.
igP7jsl.png- Dziadek jeszcze śpi. Nie ma sensu go budzić z tego powodu, nie?
Bliźnięta znów wymieniły się spojrzeniami.

igP7jsl.png- Uważaj, coś nadjeżdża z prawej.
igP7jsl.png- Wiem, Ann, widzę. Widziałbym więcej, gdybyś się nie wierciła i siedziała jak grzeczny pasażer.
igP7jsl.png- No już, nie musisz się tak rządzić.
igP7jsl.png- Nie rządzę się.
Annys nałożyła swoje lenonki – po prostu czarne – po czym włączyła radio w samochodzie. Zabrzmiały pierwsze nuty jakiegoś metalowego kawałka, na który Jonathan zareagował dość entuzjastycznie, Annys jednak przełączyła dalej.
igP7jsl.png- Dlaczego przełączyłaś?
igP7jsl.png- Mam dość Chop Suey.
Jonathan jedynie wydął wargi skupiając się z powrotem na drodze. Z radia rozbrzmiały pierwsze nuty Chocolate.
igP7jsl.png- No nieee – zaśmiał się Jonathan, podczas gdy teraz to Annys wydała z siebie okrzyk entuzjazmu.
Na parking przed szkołą wjechali śpiewając razem tekst.

igP7jsl.pngWeszli na stołówkę z identycznie zblazowanymi minami raczej nie nawiązując kontaktu wzrokowego ze znajdującymi się już w środku osobami. Szkoła w Bristol nie była mała, ale jednak uczniowie zauważali przybycie nowych osób. A może po prostu ich dwójka rzucała się w oczy.
igP7jsl.png- Nie wiem po co kazali przyjeżdżać nam tyle czasu przed lekcjami, skoro rozmowa z wychowawcą trwała niecałe 15 minut – stwierdziła Annys ustawiając się w kolejce i włączając Instagrama. Jonathan mruknął coś niewyraźnie pod nosem powstrzymując ziewanie i zerknął jej przez ramię do ekranu. Dziewczyna właśnie przyglądała się swojemu zdjęciu z figurą Dawida, na którego marmurowych ustach składała pocałunek. Fotografem był oczywiście Jonathan. Oboje lubili motyw rzeźb, choć tylko jedno z nich okazywało to w mediach społecznościowych. Kolejka przesunęła się o parę kroków. Annys tymczasem kliknęła opcję „Poznawaj ludzi”. Przejrzała pobieżnie parę kont, szukając od niechcenia wzrokiem w tłumie na stołówce twarzy z wrzuconych selfiaczy. Nic jej się nie rzuciło w oczy, prócz jednej właścicielki rudych włosów. Takie same zobaczyła przy jednym ze stolików – przyjęła to do wiadomości i szybko przestała o tym myśleć, gdy nadeszła ich kolej na wybór jedzenia.
Posiadali już swój jedzeniowy rytuał, który niewerbalnie postanowili wdrożyć i tutaj – tak więc dziewczyna wybrała parę potraw po trochu, od brokułowej sałatki po rybę z frytkami, z kolei Jonathan jako ten mniej wybredny wybrał po prostu to, czego jego siostra nie miała na talerzu. Usiedli naprzeciw siebie przy ostatnim pustym stoliku – pustym nie na długo, gdyż dosiadła się do nich grupka hałaśliwych dzieciaków najwyraźniej mocno związanych ze szkolnym sportem. Annys uniosła brwi znacząco patrząc na brata znad swojej tacki. Jej brat jedynie mrugnął wkładając do ucha jedną słuchawkę, by posłuchać muzyki i jednocześnie nie stracić kontaktu z rzeczywistością. To co się wydarzyło chwilę później dobitnie mu pokazało, że niezbyt mu się to udawało – tleniona blondynka dzieląca z nimi stolik syknęła coś do jego siostry, na co dziewczyna zmarszczyła nos jakby poczuła coś obrzydliwego – a Jonathan wiedział, że mieszkając na wsi nauczyła się mieć dość wysoki próg tolerancji – i lekko zahaczyła paznokciem o widelec z jedzeniem, którym blondyna machała w jakimś dziwnym geście triumfu mającym chyba zachęcić jej towarzystwo do okazania aprobaty jej poczynaniom. Akcji zawsze towarzyszyła reakcja, więc blondyna szarpnęła widelcem – w tym momencie Annys zabrała palec i samotny brokuł w sosie śmietanowym wylądował blondynie na twarzy, by po niej spłynąć do dekoltu pozostawiając za sobą ścieżkę godną ślimaka afrykańskiego. Po stołówce podniósł się wrzask i wyzwiska; połowa ludzi poodwracała się w ich kierunku; blondyna podniosła się próbując wytrzepać z dekoltu brokuła; najprawdopodobniej jej facet wstał, by pogrozić Ann, więc wstał i Jonathan, by pogrozić mu.
igP7jsl.png- Chodźmy stąd – chłopak poczuł na ramieniu dłoń siostry próbującej go odciągnąć od faceta, więc po prostu wziął swoją tackę z jedzeniem nadal kontynuując z nim walkę na spojrzenia do czasu, gdy stało się to po prostu niepraktyczne z uwagi na kąt pod jakim musiałby się wykręcać.
Ann podeszła do pierwszego lepszego stolika jaki rzucił jej się w oczy – a rzucił się ten wyróżniający rudą czupryną.
igP7jsl.png- Można? – spytała jakby nigdy nic. Ludzie przy stoliku zgodzili się wzruszając ramionami. Bliźnięta usiadły znów naprzeciw siebie.
igP7jsl.png- Chryste, Ann, co to było – wyartykułował Jonathan bardziej stwierdzenie niż pytanie. Wypowiedział to gardłowym z przejęcia głosem, przez co nasilił się jego szkocki akcent. Położył obok siebie telefon z podłączonymi słuchawkami, z których dalej leciała muzyka. Dziewczyna wzruszyła ramionami wyciągając żel antybakteryjny.
igP7jsl.png- Wyglądało mi to na pospolite ruszenie bydła - odezwał się znienacka do nich chudy chłopak o bordowych włosach, który dzielił z nimi stolik. Bliźnięta spojrzały na niego z lekkim zaskoczeniem z niemal identycznym wyrazem twarzy - uniesione jasne łuki brwiowe, ściągnięte usta i w tym momencie szeroko otwarte oczy o mocno odcinających się zwężonych źrenicach na tle bladych tęczówek. Chłopak na pierwszy rzut oka wydał się im w stylu sympatycznego hipstera ze swoimi oryginalnymi włosami, okularami (Ann by takie włożyła, gdyby miała wadę wzroku) i swetrem z długimi rękawami. Sprawiał wrażenie osoby szczególnie niedostępnej, stąd wzięło się zaskoczenie bliźniąt. Wrażenie niedostępności spotęgował sposób w jaki wyciągnął dłoń do nich na przywitanie - ze zgiętym łokciem, jakby nie chciał wyciągać jej za daleko.
igP7jsl.png- Jestem Xavery tak w ogóle.
Ann wyciągnęła dłoń jako pierwsza dając krótki, mocny uścisk - a nie przez podanie samych koniuszków palców, jakiego można by się było spodziewać po osobie jej typu. Mając usta pełne brokułów i ryżu nic nie powiedziała, więc obowiązek przedstawienia się spadł na Jonathana. Uścisnął mu dłoń w podobny sposób jak siostra.
igP7jsl.png- Jestem Jonathan...
igP7jsl.png- Tamten gość to zjeb od piłkarzy, Rafi. Wystarczy mu raz buchnąć w ryj i leży. Krwi się brzydzi, lamus. Gary jestem - drugi chłopak poszedł śladem swojego kumpla i wyciągnął do nich dłoń ze zdrapanym gdzieniegdzie naskórkiem i widocznymi na knykciach świeżymi rankami. Cały sprawiał wrażenie dość poturbowanego - a właściwie był dość poturbowany. Krzywy nos miał zaklejony plastrem i w zasadzie to on wydawał się dominować jego twarz. Znad blatu stołu wystawał napis "Le petit prince" i głowa Vegety. Pierwsze, co przyszło Nathanowi do głowy, to cytat z Małego Księcia "Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie". Uśmiechnął się, odrzucając od siebie chęć dokonania amatorskiej psychoanalizy - i tak zawsze w jej wyniku dochodził z siostrą do niedorzecznych wniosków.
igP7jsl.png- To pewnie ucieka na sam twój widok? - skomentował żartobliwie odwzajemniając uścisk.
igP7jsl.png- Oczywiście. Podświadomie uciekliście pod moje skrzydła. A ty jesteś...
igP7jsl.png- Annys - odparła blondynka z lekkim uśmiechem.
Gary zrobił skonsternowaną minę i szepnął na ucho Xavery'emu: "Anus?".
Jonathan uniósł brwi nie dowierzając własnym uszom, z kolei Ann spojrzała na niego zdezorientowana - najwyraźniej nie dosłyszała. Xavery niemal zakrztusił się jabłkiem, po czym wypluł jego kawałek na stół parskając śmiechem i wywołując głośne protesty rudej, która odsunęła od niego tackę z jedzeniem. Gary mu zawtórował, na co bliźniak pokręcił głową.
igP7jsl.png- Facet, co jest z tobą nie tak? - spytał z lekkim rozbawieniem. Oboje byli ekspresyjni zawsze, tylko nie w towarzystwie ludzi, z którymi nie zdążyli się oswoić - a więc obecnie hamowała ich pewna nieśmiałość, którą ci mniej pewni siebie mogli odebrać jako zadzieranie nosa.
igP7jsl.png- Nie przejmujcie się. Jestem Ava. Ava Marlowe.
igP7jsl.png- Jak oficjalnie. To ja jestem Xavery Bruke - stwierdził rudy chłopak i spojrzawszy na to, w co wpatrywał się ukradkiem Gary, dodał - A to jest Gary "Będziesz to jadła?" Zane.
Bliźnięta się zaśmiały, na co Zane podniósł wzrok znad tacki Ann.
igP7jsl.png- No... A będziesz?
igP7jsl.png- Ja będę - odparował Jonathan puszczając do niego oczko i przyciągając do siebie tackę siostry.
igP7jsl.png- Ej! Możesz sobie wziąć tylko tę rybę i frytki.
igP7jsl.png- Och nie, tylko nie ryba i frytki - zakpił Harper, wkładając do ust pięć frytek naraz. Dzięki temu dowcipkowaniu poczuł się nieco swobodniej. Annys zmarszczyła brwi wskazując na Avę widelcem i przełykając kawałek kurczaka, którego również sobie nałożyła.
igP7jsl.png- Ava Marlowe? - spytała z dziwną miną.
igP7jsl.png- Ava Marlowe? - powtórzył za nią jej brat i aż zamilkł na moment z wrażenia, by dodać z chochlikowym uśmiechem - czy to nie ty jesteś tą kuzynką ze Szkocji, którą trafiłem w usta, gdy graliśmy w palanta?
igP7jsl.png- Tak - potwierdziła rudowłosa z uśmiechem wskazującym na to, że tylko czekała, aż zdadzą sobie z tego sprawę - a pamiętasz, jak po tym oddałeś mi wszystkie swoje cukierki z Halloween, żebym na ciebie nie naskarżyła?
igP7jsl.png- Nie tylko swoje. Moje też - wtrąciła Annys z udawanym oburzeniem.
igP7jsl.png- Mam teraz po tym bliznę na ustach, należały się - odparowała Ava, nachylając się do nich, by lepiej widzieli. Jonathan aż zmrużył oczy, a Ann nachyliła się do niej.
igP7jsl.png- Może to tylko mój wzrok - zaczęła bliźniaczka z niewinnym uśmiechem.
igP7jsl.png- Ja też nic nie widzę - podsumował Jonathan, po czym z udawaną afektywnością zmienił temat - ale spójrz, jakie masz teraz zęby.
igP7jsl.png- Mnie raz kiedyś kopnął w usta robiąc przewrót na trzepaku i też próbował udawać, że nic się nie stało - pocieszyła ją Ann wywracając teatralnie oczami.
igP7jsl.png- I też masz dobre zęby. Jonathan Harper - dobrze rokujący stomatolog. Powinnyście mi za to płacić - podsumował bliźniak. Wyglądało na to, że rodzeństwo Harper w sprzyjających okolicznościach było dość gadatliwe. Na chwilę zamilkli uśmiechając się, by ukryć pod tym fakt, że zwyczajnie nie wiedzą, co więcej powiedzieć.
igP7jsl.png- Już jasne, dlaczego w trójkę macie białe trampki - skomentował jeden z chłopaków. Całą grupą zajrzeli pod stół.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
kosciolojcowpaulinow - adresatkaaaa - bastion - ciemnastrafa - wewon